KWIECIEŃ
Złoć żółta (Gagea lutea)

Powroźnik - Rezerwat Hajnik - 5 grudnia 2015


Brakuje mi jeszcze kilka rezerwatów Beskidu Sądeckiego. Decyduję się na samotną wyprawę do rezerwatu Hajnik, położonego w Górach Leluchowskich. Byłam tam latem z KTG sądeckiego PTTK, więc pamiętam trasę. Szliśmy wtedy szlakiem niebieskim z Leluchowa do Powroźnika. Rezerwat jest położony pomiędzy szlakiem niebieskim a żółtym. Ale chyba sporo poniżej niebieskiego, bo chociaż go usiłowałam namierzyć od góry, to mi się to nie udało. Ale czasu miałam niewiele – tyle co trwał odpoczynek grupy.

Wiedziałam, że to jest niedaleko od Powroźnika. Dojdę tam na pewno żółtym szlakiem. To będzie krótka wycieczka.

Rano pogoda w Nowym Sączu była piękna. Wyjechałam zaraz o ósmej, licząc, że koło pierwszej, góra drugiej będę już z powrotem w domu.

Niestety, po drugiej stronie Krzyżówki pogoda była zupełnie inna. Było ponuro i mglisto.

W Powroźniku chwilę się zastanawiałam, czy aby nie wrócić. Ale skoro już tam byłam…


Ruszyłam na szlak. Chwilami spora mgła. Było trochę śniegu. Przede mną świeże ślady. Zmierzyłam. Rozmiar buta wskazywał na przynajmniej 45. Spory chłop. Poczułam się trochę raźniej, że w razie czego nie będę całkiem sama. Niestety, turysta poszedł niebieskim szlakiem w stronę Leluchowa, a ja musiałam skręcić na żółty. Szłam, nigdzie nie było tablicy rezerwatu. Zdecydowałam się zejść ze szlaku i pójść na przełaj do góry. Gdzieś ten rezerwat musi tu być. Starałam się zapamiętać drogę, żeby wrócić potem na szlak, bo śniegu pod drzewami prawie nie było – nie mogłam wrócić po swoich śladach.


Zrobiło się bardzo „rezerwatowo”. Byłam więc pewna, że dodarłam do celu. Na dodatek słońce zaczęło przeświecać przez mgłę i oświetlać drzewa. To był piękny widok. Zrobiłam parę zdjęć i zaczęłam wracać. Nagle w dole zauważyłam tablicę rezerwatu. Uszczęśliwiona, ruszyłam w jej kierunku. Miałam już pewność, że rzeczywiście byłam w rezerwacie.


Tuż za tablicą dostrzegłam wyraźną ścieżkę. A kawałek dalej, na drzewie, żółty znak szlaku. Bardzo mnie ucieszyło, że jestem już znowu na szlaku i bezpiecznie dotrę do samochodu.


Ruszyłam pełna animuszu w drogę powrotną. Po pół godzinie marszu uświadomiłam sobie, że teren jest mi całkiem obcy. A ponieważ na ścieżce był śnieg, to już dawno powinnam natrafić na swoje ślady.

Zrozumiałam, że prawdopodobnie poszłam w odwrotnym kierunku. W stronę Wojkowej. Niech żyje moja genialna orientacja w terenie!

Po telefonie najpierw do Marka, a później do Marty, upewniłam się, że tak rzeczywiście jest.

Wróciłam. Kiedy dotarłam do moich śladów na śniegu, miałam ochotę je ucałować. Taka samotna wędrówka we mgle, w krótki zimowy dzień, w całkowicie pustych górach, nie jest fajna…


No, nie całkiem pustych. Na skrzyżowaniu szlaków siedział, jak się okazało, mój „współtowarzysz” błąkania się tego dnia po Górach Leluchowskich i odpoczywał. Dotarł na Kraczonik i wracał tym samym szlakiem do Powroźnika. Opowiedziałam mu, jak mierzyłam jego ślady… I jak się pogubiłam…. Bardzo był tym rozbawiony.

A ja w domu byłam niestety dopiero po zmierzchu. Ale rezerwat znalazłam!



Beskid Sądecki Góry Leluchowskie cerkwie Powroźnik
Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.