Beskid Sądecki - Wielki Rogacz - 11 grudnia 2021
Pogoda na sobotę zapowiadała się ładna, wiec postanowiłam zrealizować swoje plany poczynione w ubiegłym tygodniu i wybrać się po raz pierwszy od
dwóch miesięcy w góry.
W nocy była mgła. Rano nawet w mieście była szadź. I wyglądało
na to, że wyjdzie obiecane słońce. Zapowiadał się ładny na wycieczkę dzień.
Po tak długiej przerwie nie miałam do końca pomysłu, gdzie się
wybrać. Miałam trochę ochotę na Gorc z Zasadnego, ale potem zrezygnowałam, bo
bałam się, że droga może tam być śliska. W końcu, po chwili wahania, postanowiłam tradycyjnie pojechać w stronę
Piwnicznej. W Kotlinie Sądeckiej wyjrzało słońce, było sporo ładnej szadzi.
Niestety, za Starym Sączem tradycyjnie zrobiło się ponuro. Szaro, buro, ani
śladu szadzi. Ale przynajmniej było bezwietrznie. Makowica bez śniegu, z odrobiną nieciekawej szadzi na szczycie, w związku z tym pojechałam dalej. Ale
w Rytrze i Młodowie było podobnie. Zaczęłam żałować, że z uwagi na ładną
szadź i słońce nie zostałam w Kotlinie
Sądeckiej i nie wybrałam się po prostu nad stawy nad Dunajcem.
Ale przecież nie wrócę. Pojechałam do Kosarzysk. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie wybrać się na Niemcową, ale w końcu postanowiłam wdrapać
się na Obidzę i tam podjąć decyzję, co dalej.
W Suchej Dolinie na szczęście był śnieg. Była też mgła. Ale
liczyłam, że w miarę wychodzenia coraz wyżej zacznie pojawiać się słońce, bo
jak sprawdziłam przed wyjazdem kamerę na Turbaczu, to obejrzałam sobie piękny
wschód słońca. Czyli powyżej tysiąca metrów było ładnie już od świtu.
Na Przełęczy Gromadzkiej było mgliście, ale słońce wyraźnie
usiłowało się przebić. Niebo zaczęło powoli przybierać niebieskawą barwę.
Zrezygnowałam z pomysłu pójścia czerwonym szlakiem w kierunku Jaworek i postanowiłam wspiąć się wyżej. Ruszyłam w stronę Wielkiego Rogacza. I to była
dobra decyzja, bo bardzo szybko zniknęły resztki mgły i niebo nad głową zrobiło
mi się niebieskie.
Podchodząc pod Wielki Rogacz mogłam obserwować morze mgieł w
dolinach. Im wyżej, tym robiło się cieplej. Było bezwietrznie. A śniegu w sam
raz. Tak trochę za kostki. Ale szlak był przetarty, więc nie miało to i tak większego
znaczenia.
Marek, dowiedziawszy się, gdzie idę, poprosił, żebym weszła na szczyt Wielkiego Rogacza i sprawdziła, czy nadal jest tam tabliczka z oznaczeniem szczytu. W sumie nie planowałam iść na Radziejową, bo po pierwsze dzień jest teraz krótki, a poza tym miałam się nie forsować, więc postanowiłam spełnić jego prośbę. Co prawda, nikt tam przede mną jeszcze nie wszedł po opadach śniegu, więc musiałam przetrzeć szlak. Ale, jak już wspomniałam, śnieg był niewielki, więc nie było to trudne. Zaliczyłam dzięki temu ładny widok ze szczytu.
A potem poszłam jeszcze trochę w stronę Radziejowej, żeby
nacieszyć się pięknymi widokami, zwłaszcza na Tatry i Pieniny.
Wracając, w okolicach Małego Rogacza skręciłam w przesiekę,
która według mnie powinna doprowadzić do czerwonego szlaku. Co prawda, nikt tamtędy
nie szedł, były tylko ślady dorodnego jelenia, ale obiecałam sobie już w lutym,
że zobaczę, gdzie można tą drogą dojść. Było tam całkiem ładnie i rzeczywiście
dotarłam do czerwonego szlaku. Wróciłam nim na Przełęcz Gromadzką. Było pięknie,
więc odechciało mi się jeszcze wracać. Pospacerowałam sobie niebieskim szlakiem
(tradycyjnie) w stronę Przełęczy Rozdziele i dopiero wtedy zaczęłam schodzić na
dół.
Zrobiłam ponad 16 kilometrów, więc była to bardzo godna
wycieczka, wziąwszy pod uwagę mój obecny stan zdrowia. Ale tego mi właśnie było
trzeba! Znowu poczułam się jak człowiek! Miałam piękny dzień i wróciłam bardzo
szczęśliwa do domu!
Beskid Sądecki Pasmo Radziejowej Przełęcz Gromadzka Wielki Rogacz