PAŹDZIERNIK
Brodawnik jesienny (Leontodon autumnalis)

 Beskid Sądecki - 28 stycznia 2024


„Niewychodzona” jestem strasznie, a na dodatek spragniona zimowych widoków. A tu, jak na złość, po ładnym, słonecznym tygodniu, znowu paskudny weekend!

Całą sobotę miał sypać w górach śnieg i dość mocno wiało, ale w niedzielę miało być lepiej, chociaż według prognoz pogody na słońce nie można było liczyć. Wstałam rano i obejrzałam widoki ze wszystkich dostępnych kamer internetowych. Trochę śniegu było, ale pochmurnie i mglisto. I taka miała być też cała niedziela. Ale ubrałam się, spakowałam i zmusiłam do wyjazdu. Padał deszcz, z każdym kilometrem coraz bardziej. W Rytrze co prawda zamienił się w śnieg, ale mokry. Gór nie było widać, bo zasnuwały je w całości mgły. Było tak paskudnie i szaro, że chwilami myślałam o powrocie do domu.

Bardzo chciałam zobaczyć okiść na drzewach, więc musiałam pojechać w jakieś „śnieżne” miejsce. Wierchomla albo tradycyjnie Kosarzyska. W Wierchomli miało być poniżej zera, więc trochę się obawiałam, czy droga nie będzie tam mocno oblodzona, więc skręciłam w Piwnicznej na Kosarzyska.


Tu też było mglisto, ponuro i szaro. No i prawie bezśnieżnie. Dopiero, kiedy minęłam kościół, pojawiła się okiść na drzewach. A droga zrobiła się biała i oblodzona. Dotarłam szczęśliwie na parking. Tu było już pięknie. Wyruszyłam tradycyjnie nie drogą, szlakiem czerwonym, a niebieskim gminnym. Musiałam go co prawda sama przecierać, ale początkowo nie było to trudne, bo śniegu było niewiele. Potem niestety było go już więcej i zrobiło się to trochę męczące, więc z ulgą wyszłam na drogę. Była świeżo odgarnięta, ale niczym nie posypana. Na szczęście żaden samochód nie jechał do góry.


Po dotarciu na Obidzę podjęłam decyzję, że pójdę na Eliaszówkę (1023 m n.p.m.), bo droga była tam odgarnięta. Co prawda nie dzisiaj, ale świeżego śniegu napadało tylko kilka centymetrów.



Mimo braku słońca było tu pięknie. Drzewa pokryte grubą warstwą okiści. Ostatni raz takie zimowe widoki oglądałam na początku grudnia, kiedy to wybrałam się na Niemcową. Wtedy też nie było słońca i na dodatek padał śnieg. Teraz trochę też, ale taka „śnieżawka”, więc nie było to ani trochę uciążliwe.


Na Eliaszówkę dotarł przede mną od tej strony tylko młody chłopak, którego spotkałam, jak wracał. Więcej śladów nie było. Ostatni odcinek, jakieś 500 metrów, był ciężki. Tu droga nie była już odgarnięta. Na szczęście przejechali tamtędy narciarze. Ale i tak szło się źle, bo śnieg tu już był znacznie wyższy. Z ulgą powitałam wyłaniającą się zza drzew wieżę widokową.



Na szczycie śnieg był po kolana, a od strony Słowacji nawet po biodra. Podeszłam tam kawałek po śladach narciarzy, bo po słowackiej stronie była wyjątkowo piękna okiść na drzewach i chciałam sobie zrobić zdjęcia. Zmierzyłam wtedy głębokość śniegu kijkami. A szlak w stronę Piwowarówki nie był przetarty.



Potem wróciłam, wdrapałam się na wieżę – widoków niestety nie było, zeszłam na dół i zabrałam się za drugie śniadanie. Akurat w altance odpoczywała sympatyczna para, która przyszła tu po mnie, więc chwilę pogawędziliśmy.



Ruszyłam w drogę powrotną. Teraz szło się znacznie lepiej, bo z góry. A potem znowu odśnieżoną, szeroką leśną drogą, prawie po płaskim.


Postanowiłam zejść drogą, czerwonym szlakiem. Była druga – dopiero teraz posypywano drogę. A było ślisko i ruch był spory. Natknęłam się na samochód, który poślizgnął się na zakręcie i wpadł do rowu. Usiłował mu pomóc inny kierowca. Jednocześnie z góry zjeżdżał pług, który posypywał drogę. Z dołu nadjechało około dziesięciu samochodów, jeden za drugim. Chyba nadeszła pora obiadowa w „Bacówce na Obidzy”. Większość bez łańcuchów i napędu na cztery koła. A potem jeszcze dwie pary sań z turystami. Nie wiem, jak sobie poradzili, bo szybko ich minęłam i poszłam na dół.


Poniżej droga była już czarna od żużla, którym ją posypano. Ale i tak wjeżdżające do góry samochody miały problemy. Podziwiam ludzi za odwagę i niefrasobliwość.

W drodze powrotnej znowu patrzyłam na szary, bezśnieżny krajobraz i Pasmo Jaworzyny Krynickiej zasnute mgłami. No i znowu padał deszcz. A ja miałam taką piękną zimową wycieczkę! Szkoda tylko, że nie było słońca!



Beskid Sądecki Kosarzyska Eliaszówka Pasmo Radziejowej Obidza
Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.