Trybecz - 14 maja 2025
Dzisiaj mamy dużo chodzenia. Dwie piesze wycieczki i spacer.
Mam nadzieję, że damy radę. Najpierw jedziemy do miejscowości Žirany. Stamtąd pójdziemy na szczyt o nazwie Žibrica (617 m n.p.m.). Jest tam
rezerwat, w którym ma rosnąć sfotografowana przeze mnie już wczoraj dziewanna
fioletowa. Dla mnie ta łąka w rezerwacie miała być głównym punktem naszej
wycieczki. Teraz już nie musi.
Wychodzimy spod kościoła czerwonym szlakiem. Idziemy kawałek
asfaltem. Potem okazuje się, że mogliśmy podjechać nim prawie kilometr, bo w miejscu, gdzie szlak skręca w las, było miejsce na zostawienie samochodu.
Ale w sumie to dobrze się stało, bo przy tej asfaltowej
drodze, na skarpie zauważam kolejną roślinę, którą chciałam w okolicach Nitry
sfotografować. To mak wątpliwy (Papaver dubium) w jego
białokwiatowej odmianie. Miał rosnąć we wczoraj odwiedzonym rezerwacie Zoborská
lesostep, ale pewnie w tej części, gdzie nie wolno było wejść. Teraz mogę mu
się przyjrzeć i sfotografować. Dzień się dla mnie dobrze zaczął.
Jest tu czynny kamieniołom wapienia. Część urobku zwożona
jest samochodami, ale część, przeznaczona m. in. do produkcji kruszywa i cementu, zjeżdża specjalnym wyciągiem prosto do zakładu, który jest na
dole. Szlak przechodzi pod tym wyciągiem, więc możemy się mu dokładniej
przyjrzeć.
Szlak aż na szczyt prowadzi dębowo-grabowymi lasami. Są przepiękne. I rośnie tu sporo storczyków. Dużo jest zwłaszcza buławników mieczolistnych (Cephalanthera longifolia). Co prawda, kiedy dochodzimy do rozwidlenia szlaków i nasz odbija z wygodnej drogi do góry, to dość szybko robi się bardzo stromy, i przyjemny spacer zamienia się w mozolną wspinaczkę. Chwilami ledwo się czołgamy. Z ulgą oddychamy po wdrapaniu się na grań.
Z niewystępujących u nas roślin możemy tu obserwować nawrot
czerwonobłękitny (Aegonychon purpurocaeruleum), którego tu rośnie całkiem
sporo.
Docieramy do przełęczy – Sedlo pod Žibricou. Są stąd całkiem niezłe widoki. Jeszcze tylko króciutkie podejście i jesteśmy na szczycie. Nie spędzamy na nim zbyt wiele czasu, bo jest zarośnięty i żadnych widoków z niego nie ma. Wracamy na przełęcz i idziemy dalej czerwonym szlakiem. Stromą i skalistą ścieżką wśród nawapiennych muraw. Rośnie tu mnóstwo roślin.
Jest to też raj dla motyli. Oczywiście, podobnie jak wczoraj, fruwa tu w dużej ilości niepylak mnemozyna. Ale zauważamy też z Lilą pazia żeglarza. Na dodatek pięknie nam pozuje.
Niżej teren się wypłaszcza. Wychodzimy na rozległe widokowe
łąki. Zauważam storczyka purpurowego
(Orchis purpurea) i pokazuję go mojej przyjaciółce, bo nigdy go jeszcze nie
widziała. Zauważamy też sporo rosnącej tu dziewanny fioletowej. Już wczoraj
ją sfotografowałam i nie muszę, ale robię jej kilka zdjęć. Na wszelki wypadek.
Potem łąki się kończą, wracamy do lasu. Dochodzimy do
niebieskiego szlaku. Idziemy nim kawałeczek, a potem schodzimy na szlak rowerowy,
którym wrócimy do Žiran.
Cały czas podczas tej wycieczki obserwuję rosnący tu
groszek. Początkowo biorę go za wiosenny, bo ma zbliżone liście, ale kwiaty ma
drobniejsze i zebrane w gęste kwiatostany. Dobrze, że zrobiłam mu zdjęcia, bo
udało mi się go oznaczyć i okazał się rzadkim gatunkiem, występującym na Słowacji ponoć tylko
tutaj.
Kiedy stajemy pod wyciągiem, to stoi. A jeszcze przecież nie
koniec dnia pracy. Ale podejrzewam, że zaraz będą wysadzane skały i dlatego
został zatrzymany. I tak jest. Po chwili słyszymy wybuch.
Dochodzimy do asfaltu i po kwadransie jesteśmy na kościelnym
parkingu. Są tu wygodne ławeczki, więc zabieramy się za drugie śniadanie. To
już najwyższa pora, bo jesteśmy mocno głodni.
Teraz jedziemy do następnej miejscowości. To Kostoľany pod
Tribečom. Wychodzi stamtąd szlak na najwyższy szczyt tego pasma Veľký Tríbeč,
(829 m n.p.m.). My na niego jednak nie
idziemy. To długa trasa, cały czas lasem. Wykluczyliśmy go już w domu, na
etapie planowania. No, gdybyśmy mieli więcej czasu, to pewnie byśmy się na
niego skusili.
Mamy za mało chleba,
więc szukamy sklepu spożywczego. Po drodze nigdzie się nam to nie udało. A mijaliśmy przecież kilka miejscowości po drodze. W Kostoľanach pod Tribečom na
mapie jest zaznaczony koszyk sklepu samoobsługowego. Rzeczywiście tam jest –
coś na kształt kiosku raczej niż sklepu. Lila kupuje w nim cztery ostatnie
bułki. Ale powinno nam to wystarczyć na śniadanie. Przy okazji podziwiam starą, ładną
zabudowę, która się tu jeszcze zachowała.
Wyruszamy czerwonym szlakiem. Idziemy zobaczyć ruiny zamku Gýmeš (Jelenec), położonym na stromym kwarcytowym wzgórzu Dúň (514 m n.p.m.), bo na zdjęciach wygląda ciekawie. Jest to jeden z zamków należących do rodu Forgáč. A poza tym po drodze będziemy przechodzić przez CHA Jelenská gaštanica. To jedyny w swoim rodzaju gaj, założony przez Forgacsów ponoć już w poł. XIII wieku. Posadzone zostały tam kasztany jadalne. Ponoć niektóre drzewa mają 300-400 lat. Jesteśmy bardzo ciekawi ich widoku.
Szlak początkowo prowadzi dębowo-grabowym lasem, z pięknym
zielonym runem. I właściwie idziemy cały czas po płaskim. Czujemy się trochę,
jak w parku. Docieramy do zielonego szlaku, którym będziemy się teraz wspinać
powoli do góry aż do ruin zamku. I zauważamy pierwsze młode kasztany. A potem
stare, już właściwie uschnięte drzewa.
Dochodzimy do bardzo starego i zniszczonego ogrodzenia. Cały
obszar CHA Jelenská gaštanica jest ogrodzony. I szczerze powiedziawszy, nie
jesteśmy przygotowani na to, co tam widzimy. Większość leciwych kasztanów
została wycięta. Pozostałe albo leżą przewrócone ze starości na ziemi i butwieją, albo kikuty ich ogromnych pni wznoszą się smutno ku niebu. Udało nam
się wypatrzyć tylko kilka żyjących drzew, ale zdecydowanie młodszych i też
właściwie powoli usychających. Ale ciągle rodzą one jeszcze owoce, bo
znaleźliśmy pod nimi kasztanowe łupiny. Tu także pełno jest młodego odrostu.
Kasztan jadalny (Castanea sativa )jest jednym z najdłużej
żyjących drzew, jakie występują w Europie. Zwykle nie żyje więcej niż 300-400
lat, ale może żyć nawet 700, a ponoć znane są okazy, które mają nawet 1000.
Fajnie jest wyobrazić sobie, że być może któreś z tych drzew,
po których zostały już tylko martwe pnie, zostało tu zasadzone w XIII wieku. Niektóre są naprawdę ogromne. Nie na taki widok liczyliśmy, ale jesteśmy bardzo
zadowoleni, że tu przyszliśmy. To niesamowite przeżycie. Trzeba tu być, żeby to
poczuć. Ten wiek i tę godność umierania.
Dochodzimy do końca ogrodzenia i wspinamy się teraz stromą
ścieżką wśród skał do góry. Jest tu ładny punkt widokowy. Potem jeszcze
kawałeczek i stoimy na terenie dawnego zamku Gýmeš.
Twierdza powstała po najeździe mongolskim około poł. XIII wieku.
Jego pierwszy właściciel był założycielem rodu Forgacsów. Już pod koniec XIII
wieku zamek został rozbudowany. Na początku XIV wieku został zdobyty i zajęty
przez wojska, władającego suwerennie północną częścią Królestwa Węgierskiego
możnowładcy Matúša Čáka. Po jego upadku twierdzę Gýmeš zdobyły wojska
królewskie, a następnie zamek zwrócony został w ręce Forgacsów.
W wiekach XIV i XV zamek był sukcesywnie rozbudowywany. W 1576 roku został zdobyty i zniszczony przez Turków. Podczas odbudowy powstało
południowe podzamcze, wzniesiono także fortyfikacje bastionowe, przystosowując
twierdzę do nowoczesnych metod walki. Niestety, w 1619 roku zamek został znowu zdobyty i zniszczony, tym razem przez wojska księcia Siedmiogrodu, Gábora
Bethlena. Forgacsowie ponownie odbudowali warownię, i mimo ciągłych ataków oraz
najazdów tureckich (w 1663 i 1671 roku), rozbudowywali go.
Duże zmiany miały miejsce w I poł. XVIII wieku. Zamek przebudowano wtedy w stylu barokowym. W wyniku nieustannej rozbudowy
powstała tu imponująca twierdza.
Forgacsowie zamieszkiwali w Gýmeš aż do początku XIX wieku.
Wtedy to zamek był już na tyle zaniedbany i zniszczony, że rodzina zdecydowała
się go opuścić.
Obecnie to tzw. trwała ruina. Zachowały się spore fragmenty
murów obronnych, wieży głównej do poziomu drugiej kondygnacji, wieży
półcylindrycznej i barokowej kaplicy zamkowej. Prowadzone są tu prace zabezpieczające.
To, co zostało, robi wrażenie. Musiała to być rzeczywiście
monumentalna budowla. Z zamkowego wzgórza rozciągają się piękne widoki.
Pokazuję przyjaciołom skalną grań. To Studený hrad (Zimny Zamek). Pomiędzy XI
a XIII wiekiem na tej skalistej grani funkcjonował drewniany gród. Nie został
po nim nawet ślad, ale wiem, że to wspaniałe miejsce i chcę go zobaczyć. Marek trochę
się wzbrania, bo nie mamy za dużo czasu, a nie uwzględnił go w swoich planach.
Zachęcam go więc, pokazując na mapie skrót. Idąc nim, nie nadłożymy drogi.
Znajdujemy ścieżkę, ale jest dość zarośnięta, więc się gubimy. Ale tylko na chwilkę. Potem znowu na nią trafiamy. Przemyka nam pod nogami wąż. Nigdy takiego jeszcze nie widzieliśmy. Potem, po sprawdzeniu, okazuje się,
że był to bardzo rzadki w Polsce wąż Eskulapa. U nas można go sporadycznie
spotkać w Bieszczadach, tu występuje znacznie częściej. Szkoda, że nie udało mi
się zrobić mu zdjęcia.
Docieramy do żółtego szlaku. Teraz jeszcze tylko kilka minut
podejścia i jesteśmy na wspaniałej, skalistej grani. Są stąd wspaniałe widoki,
zwłaszcza na odwiedzony przez nas dzisiaj zamek Gýmeš.
Zauważamy z Lilą jaszczurkę zieloną – dorodnego samca, który dość cierpliwie nam pozuje, ale, że częściowo zasłaniają go trawy, to zdjęcia wychodzą mi niestety w większości nieostre.
Na szczycie rośnie tu również dąb burgundzki (Quercus cerris). Pokazuję go przyjaciołom. I jestem bardzo zadowolona, bo udaje mi się sfotografować jego męskie kwiaty i dojrzałe żołędzie, które nie opadły z drzewa. Takich zdjęć tego drzewa jeszcze nie miałam.
Lila z Markiem są mi wdzięczni, że ich tu przyprowadziłam. Wracamy żółtym szlakiem do miejsca, gdzie zostawiliśmy samochód.
Ale to nie koniec naszej wizyty w Kostoľanach pod Tribečom.
Teraz mamy w planach jeszcze dwie atrakcje – kościół z XI wieku i CHA
Kostiolanske lúki.
Najpierw podjeżdżamy w okolice kościoła. Udaje nam się zostawić samochód u stóp prowadzących do niego stromych schodów.
Kościół pw. św. Jerzego (Juraja) został zbudowany pod koniec IX lub na początku X wieku. Jest prawdopodobnie najstarszą zachowaną budowlą sakralną na Słowacji. Najpierw był drewniany, ale szybko zastąpiono go murowaną budowlą. Pod koniec XII lub na początku XIII wieku, przebudowano południowe okno prezbiterium. Potem, w XIII wieku świątynia została powiększona. Miało to związek z wybudowaniem zamku Gýmeš i prawdopodobnym zwiększeniem się liczby ludności. Wewnątrz zbudowano emporę, a na zewnątrz została dobudowana wieża. Z powodu wad konstrukcyjnych szybko się zawaliła i musiała zostać odbudowana. Nadal były z nią jednak kłopoty i była nieustannie remontowana.
W XVI wieku kościół został spalony – zniszczeniu uległ wtedy
dach, który w XVII wieku został naprawiony. Kolejny raz świątynia została
przebudowana w 1721 roku. Zbudowano wtedy barokową zakrystię. W 60. Latach XX
wieku ją zburzono, ale za to na jej miejsce dobudowano istniejącą do dzisiaj ohydną
przybudówkę.
W latach 2001/02 zrobiono remont – odświeżono elewację, zmodernizowano
wieżę i przywrócono romański portal południowy. Ale przybudówka została.
Kościół ma część okien o nieregularnym
„jajowatym” kształcie. Nigdy takich jeszcze nie widziałam.
Nie mamy możliwości wejść do środka, a szkoda, bo wewnątrz są
pozostałości unikatowej polichromii z XI wieku. To ponoć jedne z najstarszych
średniowiecznych fresków w Europie. Cierpią one niestety z powodu zwiększonej
wilgotności, która jest wynikiem dobudowania do kościoła współczesnej części, a także modyfikacji wieży, co naruszyło pierwotny system wentylacji.
Niby nie nasz zabytek, ale jest nam przykro z tego powodu. Taki unikat zasługuje chyba na specjalne względy.
Teraz krótki spacer na łąkę, na której ponoć rośnie sporo
storczyków. Kiedy tam docieramy, to oczom nie wierzymy, bo czegoś takiego
jeszcze w życiu nie widzieliśmy. Sporo to mało powiedziane! Storczyki rosną tu masowo. Teraz kwitną trzy
gatunki – duży i efektowny storczyk purpurowy (Orchis purpurea), storczyk
trójzębny (Orchis tridentata) i storczyk drobnokwiatowy (Orchis ustulata).
Purpurowego jest najwięcej. Na pewno ponad tysiąc osobników. A dodatkowo pomiędzy nimi rośnie krzyżownica wielkokwiatowa Polygala major, która z daleka też przypomina pokrojem storczyki.
Podczas pisania tej relacji dowiaduję się, że pod zamkiem Gýmeš,
przy tym fragmencie zielonego szlaku, który pominęliśmy, bo poszliśmy skrótem
na Studený hrad, też rosną te wszytkie trzy gatunki storczyków. Szkoda, ale
zobaczenie tej pięknej skalnej grani, węża Eskulapa i jaszczurki zielonej mi to powetowało. Zwłaszcza, że CHA Kostiolanske luki także mi to
zrekompensował. Nawet z naddatkiem!
Trochę pochodziliśmy, bo przeszliśmy tego dnia 18 kilometrów. Ale to był wspaniale spędzony dzień! Pełen niesamowitych wrażeń! A zwłaszcza ta storczykowa łąka! Długo nie zapomnimy tego widoku!
Trybecz