Na pograniczu Gorców i Pienin - Przełęcz Snozka i Wdżar - 12 stycznia 2021
Wracając z Tatr, zauważam pokryty szadzią wierzchołek
Lubania. Nigdzie na widocznych po drodze szczytach nie ma śniegu, ani w Gorcach,
ani w Beskidzie Sądeckim. A na szczycie Lubania jest tak, jak ostatnio na
Radziejowej. Oczywiście, zaraz zachciewa mi się tam pójść. Zwłaszcza, że
dochodzi trzecia i raczej ta szadź się do jutra powinna utrzymać. Postanawiam
tu nazajutrz wrócić.
Wieczorem okazuje się, że mam coś pilnego do załatwienia,
więc rezygnuję z wycieczki. Zwłaszcza, że w Tatrach było pięknie i powinno mnie
to na trochę zadowolić.
Rano budzę się przed szóstą. Z obrazem ośnieżonego Lubania w oczach. I oczywiście zaraz zaczynam kombinować. To krótka wycieczka, jak wyjadę
rano, to po południu zdążę zrobić to, co muszę. Wilk będzie syty i owca cała! Tak
rozgrzeszona, szybko ubieram się, pakuję i jadę na Przełęcz Snozka.
Znowu jest mroźnie – 11⁰ poniżej zera. Ale pięknie. Wzeszło akurat słońce i oświetliło pokryte szadzią łąki pod Wdżarem.
Wchodzę na niebieski
szlak na Lubań. W moją stronę idą trzy osoby. Bieleje długa suknia. No tak,
ślubne zdjęcia w plenerze. Teraz taka moda. Ale jak podchodzą do mnie bliżej,
aż zatyka mnie z wrażenia. Młoda para jest ubrana tak, jak brała ślub. Pan młody tylko w garniturze, a pani
młoda w sukni i futrzanym bolerku z krótkimi rękawami. Żeby wejść na Wdżar,
zrobić zdjęcia i zejść na dół, potrzebowali najmniej godziny. Tajemnicą dla
mnie jest, dlaczego nie ubrali kurtek. W każdym razie wyglądają strasznie. Cud
będzie, jeśli ciężko się nie pochorują.
Ja, cieplutko ubrana, szczęśliwa, idę dalej. Kiedy szlak zakręca i dochodzi pod północne zbocza Wdżaru, moim oczom ukazuje się szczyt Lubania. Ani śladu bieli! Przecieram oczy, ale wzrok mnie nie myli. Jest tam szaro, jak wszędzie! Jak to możliwe? No tak, inwersja. Słyszałam rano w radiu, że w Zakopanem jest 11⁰ poniżej zera, a na Kasprowym tylko 6⁰. Tu pewnie jest tak samo. Sam Lubań mnie nie interesuje, byłam tam ostatnio pod koniec września. Chciałam szadzi! Jestem bardzo rozczarowana! Ale rozglądam się wokół – wszystko tonie w bieli. Podejmuję decyzję i zostaję na Wdżarze. Jest tu tak pięknie, jak tylko można sobie wyobrazić. A jakie widoki! Plątam się leniwie tu i ówdzie, a potem schodzę na łąki pod Wdżarem.
Idę pod słynne i kontrowersyjne „Organy” – pomnik autorstwa Władysława Hasiora, słynnego rzeźbiarza i malarza związanego z Podhalem. Powstał w 1966 roku, na zamówienie Komendy Powiatowej Milicji Obywatelskiej w Nowym Sączu. Podobno Hasiorowi bardzo zależało na budowie tego pomnika. Ale ponoć jego intencją było poświęcenie go pamięci tych, którzy zginęli w czasie II wojny światowej i po niej na Podhalu. Projekt był oryginalny i nowatorski. Kompozycja przypominała ogromne organy i miała być udźwiękowiona wiatrem i fletami oraz gongami ukrytymi w kolcach imitujących piszczałki. Niestety, z niewiadomych przyczyn pomnik nigdy nie wydawał żadnych dźwięków, co było przedmiotem powszechnych kpin. Dodatkowo, po osłonięciu pomnika okazało się, że została dołożona granitowa płyta z napisem „Wiernym synom Ojczyzny poległym na Podhalu w walce o utrwalenie władzy ludowej”, a także figury pięciu martwych postaci z atrapami karabinów. To były ”dodatkowe” elementy dodane przez władzę, niezaprojektowane przez artystę. Po upadku komunizmu dyskutowano, co zrobić z pomnikiem. Sam Hasior sugerował usuniecie tablicy i dołożonych figur. Pomnik niszczał. Byli zwolennicy i przeciwnicy jego remontu. W końcu, w 2010 roku został odnowiony, usunięto oba dodane elementy, a zamontowano na nim pasterskie dzwonki.
Po obejrzeniu pomnika przechodzę na drugą stronę drogi i wchodzę
na rozległe łąki nad Czorsztynem. Jest tutaj wspaniała szadź, no i niesamowite widoki na okolicę. Spędzam tu kolejną przyjemną
godzinkę. A po nasyceniu się pięknem krajobrazów, schodzę znowu na przełęcz, i wracam do domu.
To było wspaniałe przedpołudnie, takie włóczenie się bez celu, prawdziwy „dzień dziecka”, który sobie całkiem nieoczekiwanie zafundowałam.
Gorce Pieniny Wdżar