Litmanowa (pogranicze Pienin i Gór Lubowelskich) - 10 września 2017
Od samego początku prześladował nas pech.
Najpierw mieliśmy duży problem z wyborem miejsca, gdzie wybierzemy się w tę niedzielę. W końcu wszyscy zaakceptowali wycieczkę w Góry Cergowskie i wejście na Mincol.
W Krynicy-Zdrój dotarło do nas, że tego dnia zorganizowany jest maraton, związany z odbywającym się tam Forum Ekonomicznym. Ale nie byliśmy zaniepokojeni, bo przejechaliśmy spokojnie przez całe miasto. Potem okazało się, że byliśmy ostatnim samochodem, który wyjechał z Krynicy, a w Muszynie droga prowadząca na przejście graniczne w Leluchowie była już zamknięta.
Postanowiliśmy dojechać do Piwnicznej i stamtąd próbować przez Starą Lubownię dotrzeć do Kamienicy. Zrezygnowaliśmy jednak z tego pomysłu, ponieważ już bardzo nadłożyliśmy drogi i trzeba było jeszcze jechać około 1,5 godziny. Zamiast w Góry Cergowskie, wywlekłam ich do Litmanowej, gdzie na mojej starej mapie wokół Litmanowskiego Potoku był zaznaczony rezerwat. Zaproponowałam, żebyśmy go poszukali.
Tuż za starą Lubownią skręciliśmy w prawo, żeby zobaczyć zaznaczony na mapie staw, który graniczy z tym rezerwatem. Rzeczywiście, była tam tablica rezerwatu. Postanowiliśmy jednak, że pojedziemy do Litmanowej i poszukamy, czy uda się do niego wejść od drugiej strony – nie prowadzi przez niego żaden szlak i na mapie nie ma też narysowanej żadnej drogi. Sam rezerwat jest bardzo długi, ale jednocześnie bardzo wąski, bo właściwie, jak zorientowaliśmy się na miejscu, obejmuje tylko sam potok i jego brzegi, Są one tak zarośnięte, że jest zupełnie niedostępny (zresztą bardzo nieciekawy).
Włóczyliśmy się więc po obu stronach nad Litmanową, w okolicach Skałek Litmanowskich.
I chociaż dokładnie widzieliśmy, gdzie się znajdujemy, to co chwila natrafialiśmy na jakieś przeszkody – a to zbyt gęsty do przejścia kawałek lasu, bez żadnej ścieżki, a to jakiś płot, a to zbyt strome zejście, a to łany pokrzyw, a to stado krów… Tak to jest, jak się pląta poza szlakiem.
"Szwędaliśmy" się tak pół dnia właściwie bez celu, usiłując dojść nie wiadomo gdzie. To nie była zbyt udana wycieczka. Ale mieliśmy ładną pogodę, piękne widoki, widzieliśmy jelenia, a na koniec na łąkach poniżej przekaźnika nad Litmanową, mogliśmy podziwiać całe łany zimowitów jesiennych. Żadne z nas nie widziało ich jeszcze w takiej ilości. Z daleka wyglądały zupełnie jak krokusy wiosną.
Znaleźliśmy też trochę rydzów i maślaków, a dla mnie dorodną kanię (tylko ja je jem, więc zawsze wszystkie przez nas znalezione są moje).
Najpierw mieliśmy duży problem z wyborem miejsca, gdzie wybierzemy się w tę niedzielę. W końcu wszyscy zaakceptowali wycieczkę w Góry Cergowskie i wejście na Mincol.
W Krynicy-Zdrój dotarło do nas, że tego dnia zorganizowany jest maraton, związany z odbywającym się tam Forum Ekonomicznym. Ale nie byliśmy zaniepokojeni, bo przejechaliśmy spokojnie przez całe miasto. Potem okazało się, że byliśmy ostatnim samochodem, który wyjechał z Krynicy, a w Muszynie droga prowadząca na przejście graniczne w Leluchowie była już zamknięta.
Postanowiliśmy dojechać do Piwnicznej i stamtąd próbować przez Starą Lubownię dotrzeć do Kamienicy. Zrezygnowaliśmy jednak z tego pomysłu, ponieważ już bardzo nadłożyliśmy drogi i trzeba było jeszcze jechać około 1,5 godziny. Zamiast w Góry Cergowskie, wywlekłam ich do Litmanowej, gdzie na mojej starej mapie wokół Litmanowskiego Potoku był zaznaczony rezerwat. Zaproponowałam, żebyśmy go poszukali.
Tuż za starą Lubownią skręciliśmy w prawo, żeby zobaczyć zaznaczony na mapie staw, który graniczy z tym rezerwatem. Rzeczywiście, była tam tablica rezerwatu. Postanowiliśmy jednak, że pojedziemy do Litmanowej i poszukamy, czy uda się do niego wejść od drugiej strony – nie prowadzi przez niego żaden szlak i na mapie nie ma też narysowanej żadnej drogi. Sam rezerwat jest bardzo długi, ale jednocześnie bardzo wąski, bo właściwie, jak zorientowaliśmy się na miejscu, obejmuje tylko sam potok i jego brzegi, Są one tak zarośnięte, że jest zupełnie niedostępny (zresztą bardzo nieciekawy).
Włóczyliśmy się więc po obu stronach nad Litmanową, w okolicach Skałek Litmanowskich.
I chociaż dokładnie widzieliśmy, gdzie się znajdujemy, to co chwila natrafialiśmy na jakieś przeszkody – a to zbyt gęsty do przejścia kawałek lasu, bez żadnej ścieżki, a to jakiś płot, a to zbyt strome zejście, a to łany pokrzyw, a to stado krów… Tak to jest, jak się pląta poza szlakiem.
"Szwędaliśmy" się tak pół dnia właściwie bez celu, usiłując dojść nie wiadomo gdzie. To nie była zbyt udana wycieczka. Ale mieliśmy ładną pogodę, piękne widoki, widzieliśmy jelenia, a na koniec na łąkach poniżej przekaźnika nad Litmanową, mogliśmy podziwiać całe łany zimowitów jesiennych. Żadne z nas nie widziało ich jeszcze w takiej ilości. Z daleka wyglądały zupełnie jak krokusy wiosną.
Znaleźliśmy też trochę rydzów i maślaków, a dla mnie dorodną kanię (tylko ja je jem, więc zawsze wszystkie przez nas znalezione są moje).
Góry Lubowelskie Litmanowa