Beskid Sądecki - 8 lutego 2023
Co prawda, wybieramy się na wycieczkę w czwartek, ale w środę też ma być ładnie, a że słońca dawno nie było, to postanawiam się gdzieś
wybrać. Namawiam Marka. To ma być lekka, spacerowa wycieczka. Długo się
zastanawiamy, gdzie się przejdziemy, bo z powodu ilości śniegu w górach szlaki są
nieprzetarte i nie ma zbyt wielkiego wyboru. W końcu postanawiamy pójść niebieskim, gminnym szlakiem z Kosarzysk do przysiółków Zaczerczyk i Magóry.
Tam ten szlak dociera do niebiesko-zielonego szlaku, prowadzącego na
Eliaszówkę. Aż tak daleko nie planujemy dojść, bo to ma być tylko dłuższy spacer. Taki, żeby nacieszyć się
słońcem i pięknymi, zimowymi widokami.
Chodzę tam często, ale nigdy nie szłam szlakiem od samego
dołu. Teraz chcę zobaczyć, którędy prowadzi. Idziemy stromo do góry. Szlak w pewnym momencie schodzi z publicznej drogi w las. Jest przetarty, ale mocno
stromy. Czujemy ulgę, jak znowu wychodzi na drogę. Po chwili teren się
wypłaszcza i pojawiają się wspaniałe widoki. Docieramy do miejsca, w którym bez
szlaku docieram tu zwykle z dołu. Są wydeptane ślady, więc planuję, że tędy
zejdziemy.
Jakiś czas w naszej wędrówce towarzyszą nam dwa sympatyczne
psy. Co prawda, mocno spragnione pieszczot, co jest trochę uciążliwe, ale
lepsze to, niż miałyby na nas szczekać.
Droga jest pięknie odgarnięta, ale ponoć było tu tyle śniegu,
że osiedla zostały odcięte od świata. I zwykły pług nie dał rady. Dopiero taki
wielki, pracujący w lesie przy wycince drewna sobie poradził. Ale też nie od
razu. Ponoć musiał aż cztery razy przejechać.
Za ostatnim gospodarstwem idziemy już do góry ścieżynką
wydeptaną w głębokim śniegu. A dalej jest coraz gorzej. Idziemy po pojedynczych
śladach, kogoś, kto próbował tędy przejść przed nami. W śniegu powyżej kolan. Poddajemy
się jakieś dwieście metrów przed skrzyżowaniem ze wspomnianym wcześniej
szlakiem. Zwykle jest przejechany ratrakiem, bo prowadzi tamtędy biegowa trasa
narciarska przez Eliaszówkę na Obidzę. Często nim właśnie chodzę.
Ale ponoć jest tam teraz śniegu do pasa i leżą powalone drzewa, więc raczej nie
ma co liczyć, że będzie przetarty. My zresztą i tak się tam nie planowaliśmy
dzisiaj wybrać.
Wracamy – to przejście mocno dało się nam we znaki. Znajdujemy sobie miejsce, w którym zamierzamy się posilić, bo chce się nam pić i jesteśmy już głodni.
Docieramy do miejsca, w którym zaplanowałam zejście. Idziemy
stromo w dół po pojedynczych śladach. Jakieś 100 metrów, bo potem ślady skręcają
do gospodarstwa. Tego nie przewidziałam! A my na dół mamy pewnie jeszcze z kilometr! Tym razem to nam
przypadł zaszczyt przetarcia trasy. Brniemy kilkaset metrów w wysokim, miejscami
do połowy uda, śniegu. Dobrze, że cały czas w dół. Potem na szczęście jest trochę lepiej. Ale dopiero prawie na samym dole wychodzimy
wreszcie na odśnieżoną drogę i nią docieramy do pozostawionego na kościelnym
parkingu samochodu.
Obiecana Markowi „lajtowa” wycieczka to to raczej nie była!
Tylko 7 kilometrów, ale jedna trzecia trasy tak ekstremalna, że mocno dała nam
w kość. Ale i tak było super! Piękna pogoda, wspaniałe, zimowe widoki i odrobina przygody – czegóż można chcieć więcej?
Beskid Sądecki Kosarzyska Pasmo Radziejowej