GRUDZIEŃ
Sosna zwyczajna (Pinus sylvestris)

Pieniny - 10 listopada 2024


Dalszy ciąg dzisiejszej wycieczki. Opuszczamy z dużym żalem przełęcz Vabec, żegnając się ze wspaniałymi widokami i jedziemy dalej. Ostatecznie czekają na nas Wysokie Skałki (Vysoké Skalky - 1050 m n.p.m.), który to szczyt jest celem naszej dzisiejszej wycieczki. Mijamy Starą Lubowlę (Stará Ľubovňa), gdzie jest jeszcze mglisto i skręcamy w miejscowości Hniezdne także w prawo.

Byłam tu już w czerwcu z Magdą, kiedy to wybrałyśmy się też w Pieniny, tyle że nieco dalej, na Haligowskie Skałki. Część tutejszych wsi (Kamienka, Stráňany i Veľký Lipnik) są wsiami łemkowskimi. To najdalej wysunięte na zachód miejscowości zamieszkałe przez greckokatolicką ludność rusińską. Świadczą o tym, podobnie jak u nas – dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości.


Zatrzymujemy się pomiędzy miejscowościami Kamienka i Stráňany, na wysoko położonej, podobnie jak przełęcz Vabec, przełęczy o nazwie Stráňanské sedlo (730 m n.p.m.). Oddziela ona Magurę Spiską od Pienin. Zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie rozciągają się rozległe łąki, z których są piękne widoki.


Wychodzi stąd zielony szlak prowadzący na Wysokie Skałki. Jest sporo miejsca do pozostawienia samochodu. Zresztą kilka już stoi. Okazuje się, że tutaj mocno wieje. Ubieramy więc czapki, dokładnie się zapinamy i idziemy. W pewnym miejscu droga którą idziemy, skręca w prawo, a znaki pokazują, że mamy iść prawie niewidoczną ścieżką przez łąki. Ponieważ to teren PIENAP (słowackiego pienińskiego parku narodowego) to postanawiamy iść grzecznie szlakiem. Mamy złe doświadczenia z Murańskiej Planiny. Po dwustu metrach ścieżka całkiem zanika. Sprawdzamy nasze położenie na mapie i okazuje się, że szlak idzie jednak tamtą drogą. Zawracamy, idziemy teraz skrajem lasu, żeby wrócić na szlak. I wtedy zauważamy jadący w naszą stronę terenowy samochód. Takimi jeżdżą na Słowacji strażnicy parków. Zostaliśmy namierzeni w ciągu 10 minut!


Pan podjeżdża, uchyla okno. Od razu tłumaczę, że szlak był źle oznaczony i dlatego troszeczkę z niego zboczyliśmy. Widzi zresztą, że idziemy w stronę szlaku. Jest miły. Ostrzega nas, żebyśmy trzymali się razem, bo wczoraj pojawił się na tym terenie niedźwiedź, więc żeby uważać. Tym razem było to miłe spotkanie.


Słowacy mają ostatnio spore problemy z niedźwiedziami, które zaczęły atakować ludzi. W kwietniu tego roku rozpoczęto odstrzał tych zwierząt. Na Słowacji według oficjalnych danych żyje ok. 1200 niedźwiedzi, ale nieoficjalne dane podają, że może ich być nawet dwukrotnie więcej. Niedźwiedzie coraz mniej boją się ludzi i schodzą z gór do ludzkich osiedli w poszukiwaniu pożywienia. Podobno odstrzelono już w tym roku w Słowacji ponad 80 osobników. Tych, które stanowiły potencjalne zagrożenie dla ludzi, bo przestały się bać człowieka. Problem ten pojawił się też w innych krajach europejskich, m.in. w Rumunii. U nas zresztą też. Mamy tylko około 100 niedźwiedzi, głównie w Bieszczadach i Tatrach, ale też w kilku ostatnich latach zaczęły się one szybko ulegać synantropizacji, i też coraz częściej można je spotkać w pobliżu ludzkich siedzib, na turystycznych parkingach i szlakach. To w dużym stopniu wina sporej ilości turystów, którzy nie zachowują się odpowiedzialnie, usiłując sobie zrobić zdjęcia z „niedźwiadkiem”, zostawiają na szlakach śmieci, a co najgorsze, próbują karmić „głodne misie”. Ale też z powodu ochrony niedźwiedzi jest coraz więcej, a tereny, na których mogłyby spokojnie egzystować, z roku na rok się kurczą. To bardzo trudny do rozwiązania problem.



Wracamy na szlak. Nadal prowadzi rozległymi, widokowymi łąkami. Buki zrzuciły już liście, które ścielą się pod nogami brunatnym, szeleszczącym kobiercem. Jeszcze trochę złota zostało na brzozach, ale i z nich liście powoli opadają. Teraz przyszedł czas na modrzewie – zrobiły się pomarańczoworude, a oświetlone promieniami słońca wyglądają zjawiskowo.


Docieramy do granicy i niebieskiego szlaku Tarnów-Wielki Rogacz. Ma on długość ok.190 km (każde źródło podaje nieco inna długość – od 184-194 km). Od Przełęczy Obidza aż do Szczawnicy prowadzi prawie cały czas polsko-słowacką granicą. Teraz idziemy nim na najwyższy szczyt Pienin – Wysokie Skałki (Vysoké Skalky - 1050 m n.p.m.). Na niektórych mapach ten szczyt nosi nazwę Wysoka i szczerze powiedziawszy bardziej jestem do tej nazwy przyzwyczajona.


Góra jest objęta ochroną, tak słowacką, jak i polską. Część słowacka leży na terenie PIENAP, a w polskiej jest utworzony w 1961 roku krajobrazowy rezerwat przyrody o nazwie "Wysokie Skałki".

Idziemy teraz połączonymi szlakami –  zielonym i niebieskim. Ten zielony, którym tu przyszliśmy ze Słowacji, tuż pod szczytem Wysokich Skałek skręca na dół i schodzi przez Wąwóz Homole do Jaworek.


W tym miejscu zaczynamy ostrą wspinaczkę niebieskim szlakiem na szczyt. Ponieważ należy do Korony Gór Polskich, to jest tu tłum ludzi, żądnych jego zdobycia. Zupełnie o tym zapomniałam, planując dzisiejszą wycieczkę…A tak było do tej pory miło… Żadnych turystów…

No, ale skoro już tu jesteśmy, to postanawiamy wejść jednak na szczyt. Wchodzą tu ostatnio takie ilości ludzi, że wapienne skały są bardzo wyślizgane i przez to niebezpieczne. Dobrze, że dzisiaj jest sucho.



Strasznie nie lubię tłumów, więc jest to dla mnie bardzo niekomfortowa sytuacja, ale cóż… Całą trójką dzielnie pokonujemy kolejne stalowe schody i śliskie skały pod szczytem. A na samej górze ludzi jest tyle, że dopchanie się do barierki i zrobienie jakiegoś przyzwoitego zdjęcia graniczy prawie z cudem. Zwłaszcza, że większość turystów przepycha się w kolejce do pieczątki, że udokumentować swoją tu bytność w książeczce odznaki. Ostateczne, to jest najważniejsze…


Uciekamy stamtąd bardzo szybko i z ulgą schodzimy na rozwidleniu na szlak, którym tu przyszliśmy. Tu jest zdecydowanie luźniej. Po wyjściu na łąki znajdujemy sobie miejsce w słońcu, żeby usiąść i zjeść drugie śniadanie.



Potem wracamy na granicę. Ponieważ to była krótka trasa, to postanawiamy ją trochę przedłużyć, idąc jeszcze kawałek niebieskim szlakiem w stronę Wierchliczki. Na mapie w okolicach szczytu o nazwie Smerekowa (Vysoká, 1014 m n.p.m.) na mapie jest zaznaczona droga schodząca na dół w pobliżu miejsca, z którego wyszliśmy. Początkowo zaplanowałam, że tędy właśnie zejdziemy, zaliczając po drodze szczyt Smerekowej. Ale to park narodowy, więc mimo istniejących dróg, chodzenie poza szlakami, tak w Polsce, jak i na Słowacji, jest zabronione. Postanowiłam, że nie będziemy łamać przepisów. A spotkanie ze strażnikiem parku jeszcze mnie utwierdziło w tym przekonaniu. Moi przyjaciele zgodzili się ze mną. Dotarliśmy do punktu widokowego, weszliśmy na łąki po polskiej stronie, żeby nacieszyć się widokami, a potem wróciliśmy do zielonego szlaku i zeszliśmy nim na dół.


I w sumie dobrze się stało, bo Słowacy w tamtej okolicy utworzyli rezerwat przyrody, chroniący duże skupisko cisów. Od 1997 roku wszedł on w skład PIENAP obejmującego cały obszar Małych Pienin po słowackiej stronie wzdłuż granicy. I okazało się, że strażnik cały czas stał samochodem w tym miejscu, gdzie go spotkaliśmy, i pilnował. Widocznie nie my jedni narażeni jesteśmy na pokusy zejścia ze szlaku…

Wycieczka, mimo tłumów na szczycie, była bardzo udana! Nie była to długa trasa – raptem 11 kilometrów - ale jak na połowę listopada zupełnie wystarczająca. Ale niewątpliwie najpiękniejszym jej elementem były te niesamowite widoki na przełęczy Vabec, które opisałam w poprzedniej relacji.



Małe Pieniny Wysokie Skałki (Wysoka) Pieniny
Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.