Na pograniczu Kotliny Sądeckiej i Beskidu Wyspowego
Brzezna - Gostwica - 16 kwietnia 2019
Wykorzystuję trochę czasu podczas pobytu w Brzeznej i wracam znowu do wspomnień z dzieciństwa. To świetny sposób, żeby odreagować stres, którego ostatnio mi nie brakuje.
Włóczę się po tych samych łąkach, polach i miedzach, po których plątałam się samotnie jako dziecko. To pogranicze Brzeznej i Gostwicy, a właściwie już chyba Gostwica. To także pogranicze Kotliny Sądeckiej i Beskidu Wyspowego. Płaski teren kotliny zaczyna się w tym miejscu łagodnie wznosić do góry, tworząc malowniczy krajobraz. Dawniej w tym miejscu nie było żadnych domów, tylko pola uprawne i łąki, ciągnące się aż od Stadeł. Być może dlatego, że teren ten przed II wojną należał do Stadnickich. Chłopi swoje gospodarstwa mieli nie w dolinie, a na okolicznych wzniesieniach. Tam też stały ich domy. Dopiero niedawno, jakieś dwadzieścia lat temu, ten płaski teren zaczął się szybko zabudowywać.
Na szczęście dla mnie, nikt nie wpadł na pomysł budowy domów wyżej – pozostało tylko kilka nielicznych starych domów na samym szczycie, w których nadal mieszkają ludzie. Może to wynika z faktu, że teren ten ma specyficzną budowę geologiczną – jest zbudowany z gliny, która ma tendencje do zapadania się, tworząc głębokie wąwozy i jary, nazywane przez miejscowych „zapadliskami.” Ponieważ idą z góry pionowo w dół w stronę Kotliny Sądeckiej, część z nich jest wykorzystywana jako drogi prowadzące do położonych na górze pól i zabudowań. Pozostałe są zarośnięte i niedostępne, a nawet niebezpieczne.
Spomiędzy pól wyrasta charakterystyczne wzniesienie, nazywane w czasach mojego dzieciństwa „Małpią Górą”. Był to nieużytek, pełen dziwnych zagłębień i rowów, porośnięty z rzadka niskimi krzakami, z którego roztaczał się rozległy widok na Nowy i Stary Sącz, a także oba pasma Beskidu Sądeckiego.
Nam, dzieciom, starsi powiedzieli, że było tam stanowisko artyleryjskie Niemców podczas ofensywy wojsk radzieckich w 1945 roku i są to pozostałości po niemieckich okopach i umocnieniach. Toteż buszowanie tam było dla nas bardzo ekscytujące, chociaż, gdyby to była prawda, to raczej bardzo by pilnowano, żebyśmy tam nie chodzili.
Obecnie całe wzgórze jest mocno zarośnięte i niedostępne. A szkoda, bo mam wiele wspomnień związanych z tym miejscem.
Spędziłam przyjemne dwie godziny, snując się samotnie po malowniczych wąwozach, starych sadach, wśród powykrzywianych, spróchniałych starych wierzb, zatrzymując się na miedzach, podziwiając piękne widoki. Tu, u góry, czas się jakby zatrzymał – jest prawie tak samo, jak kiedy byłam dzieckiem. Ale dopiero teraz, w pełni świadomie, zauważam urok tego miejsca – w dzieciństwie po prostu się tu plątałam.