Mała Fatra - 3 lipca 2022 - wycieczka z Kołem Grodzkim sądeckiego PTTK
Trasa: Biely Potok (575 m n.p.m.) - Podžiar (724 m n.p.m.) - Sedlo Medzirozsutce (1200 m n.p.m.) - Veľký Rozsutec (1609 m n.p.m.) - Sedlo Medziholie
(1185 m n.p.m.) - Štefanová (632 m n.p.m.)
Zapisuję się na wycieczkę zorganizowaną
przez Koło Grodzkie sądeckiego PTTK. To spontaniczna decyzja, bo już od dawna
miałam w planie pojechać w tym terminie na wycieczkę w Tatry Niżne, na Ohniste,
zaplanowaną na ten termin przez sądecki oddział PTT. Jednak informacja o wycieczce się nie
ukazywała, więc po pierwsze, nie było do końca wiadomo, czy się odbędzie, a po
drugie, nie wiedziałam, na ile będzie ciężka kondycyjnie i czy ewentualnie
dałabym radę. Jak to mówią, lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu.
Zwłaszcza, że na Wielkim Rozsutcu byłam dość dawno, bo dokładnie 10 lat temu.
Słowacy uważają, że jest to ich drugi, po tatrzańskim
Krywaniu najpiękniejszy szczyt. Dla mnie jest najpiękniejszym szczytem, na
jakim byłam. Także z uwagi na bogactwo tutejszej roślinności.
Trasa około 14 kilometrów, ale za to suma przewyższeń prawie 1200 metrów. Przyznam, że było to dla mnie spore wyzwanie. Nie zapamiętałam tej wycieczki jako specjalnie trudnej. Ale było to 10 lat temu… Nie odmłodniałam…
Najpierw przejście przez skalne wąwozy Dolné i Horné diery oraz wąwóz Tesná rizňa – drabinki, mostki, łańcuchy. Jest tu pięknie, ale dzisiaj mnóstwo turystów. A nasza 50-osobowa wycieczka też robi tłok. Bo idziemy zwartą grupą, co dla mnie jest zawsze bardzo męczące. Nie można się tym otaczającym pięknem nacieszyć. Nie mówiąc już o obserwacji roślinności i robieniu zdjęć.
Na Sedlo Medzirozsutce dotarłam już dość zmęczona. A czekało nas jeszcze zdobycie Wielkiego Rozsutca. 400 metrów w pionie. Jakoś dawałam radę, ale kawałek pod szczytem trochę zasłabłam. Zaczęło mi się mocno kręcić w głowie. Przewodniczka poganiała, ja chciałam zrobić sobie przyzwoite zdjęcia gółki wonnej, ręce mi się trzęsły. Nie jestem zadowolona z efektu. W sumie, to mogłam powiedzieć, że na szczyt nie muszę wchodzić, bo mi na tym nie zależało. Ale nie wiem, czy by mi pozwoliła zostać. Była dość apodyktyczna i trochę się jej bałam.
Zejście na stronę Sedla Miedziholie jest bardzo strome. Mnóstwo
łańcuchów, jakieś drabinki… No i piarżysta, niebezpieczna ścieżka… Ale tu już
nie miałam problemu. Do końca dobrze się już czułam i szło mi się dobrze. No i te widoki...
Co prawda, liczyłam, że po drodze uda mi się przyjrzeć
dokładniej wieczornikowi śnieżnemu, który tam rośnie w kosodrzewinie, ale sobie
odpuściłam. Co raz mocniej do mnie dociera, że wycieczki zorganizowane nie są
już dla mnie. Zwłaszcza te z PTTK. Oczywiście, ciągle jeszcze daję radę, ale
jest to dla mnie bardzo męczące. Nieodpowiadające mi tempo, marsz w zwartej
grupie, częste, zbędne dla mnie postoje, a jednocześnie niemożność zatrzymania się na chwilkę, kiedy się chce, przyjrzenia się mijanym
roślinom, zrobienia zdjęcia – wszystko to jest dla mnie ciężkie do zniesienia. Kiedyś
mi to tak bardzo nie przeszkadzało, ale teraz zupełnie inaczej chodzę po górach
i co innego sprawia mi przyjemność. Ale niestety to ja muszę się dopasować, bo
trudno, by Oni dopasowali się do moich potrzeb.
Mimo dobrego czasu przejścia i w sumie krótkiej, chociaż bardzo wymagającej trasy, wróciliśmy bardzo późno. W domu byłam dopiero przed
jedenastą. Cóż, 3,5-godzinny dojazd w jedną stronę robi swoje...
Ale mimo wszystko, nie żałuję, że pojechałam. Przypomnienie sobie piękna tego wspaniałego szczytu, zwłaszcza o tej porze roku, kiedy zamienia się on w kwietny ogród, było warte włożonego w jego ponowne zdobycie wysiłku. Obiecałam sobie, że na Wielki Rozsutec jeszcze wrócę. Tym razem sama. I będę mogła wtedy do woli nacieszyć się jego pięknem.
Mała Fatra Wielki Rozsutec Diery