Bieszczady - 25 września 2025
Niestety, pogoda się zepsuła. Marek zaplanował na dzisiaj
Wielką i Małą Rawkę oraz Krzemieniec, bo jak byli tu dwa lata temu z Lilą, to
musieli wrócić z połowy drogi, tak było paskudnie. Dzisiaj też jest
nieciekawie. Połoniny toną w mgłach. No i przewidywane są opady. Rezygnujemy. Zwłaszcza,
że wczorajszy dzień był dość męczący i dobrze nam zrobi lżejsza wycieczka.
Decydujemy się na Muczne i wejście niedawno powstałą ścieżką na Jeleniowate
(907 m n.p.m.), gdzie została zbudowana wież widokowa. Żadne z nas tam jeszcze
nie było.
W drodze do Mucznego zatrzymujemy się przy Plenerowym Muzeum
Wypału Węgla Drzewnego, znajdującego się pomiędzy Stuposianami a Mucznem.
Węgiel drzewny wypalano w Bieszczadach już w okresie
międzywojennym. Ale dopiero w latach 60. ubiegłego wieku zaczęto to robić masowo.
Początkowo był wypalany w tzw. mielerzach. Były to stosy
drewna bukowego bądź innych drzew liściastych, układane w kopce, przykryte
szczelnie ziemią, mchem, gliną, liśćmi i darnią, bo węgiel drzewny powstaje
podczas wypalania drewna dzięki ograniczeniu dostępu tlenu. Wtedy nie spala
się, a zamienia się w węgiel drzewny. Potem pojawiły się specjalnie w tym celu
skonstruowane stalowe piece, zwane retortami. Pod koniec XX wieku było ich w Bieszczadach ponad 600. Pracowali w nich węglarze albo inaczej budnicy. Byli
częścią bieszczadzkiej legendy. Zajmowali się kiedyś nie tylko produkcją węgla
drzewnego, ale także potażu, terpentyny, dziegciu i mazi.
Obecnie w Bieszczadach jest zaledwie kilka miejsc, w którym dymią jeszcze retorty. Jedno z nich jest przy drodze do cerkwi w Łopience.
Plenerowe muzeum w Mucznem to bardzo ciekawe miejsce, warte, żeby się tu na chwilę
zatrzymać. A proces wypalania węgla drzewnego i życie węglarzy jest przystępnie opisane na kilku
tablicach.
Jedziemy dalej. Mijamy zagrodę żubrów. Jest jeszcze
zamknięta, zajrzymy tu w drodze powrotnej.
Docieramy pod Centrum Promocji Leśnictwa w Mucznem. To okazały budynek, w którym mieści się m.in. luksusowy hotel. Organizowane są tu różne szkolenia i konferencje. Obok znajduje się małe muzeum przyrodnicze, które mamy ochotę zobaczyć. To Pawilon Wystawowy Fauny i Flory Bieszczadzkiej, nazywany Muzeum Przyrodniczym w Mucznem.
Zwiedza się go z przewodnikiem. Wejście jest o pełnych
godzinach, bilety kupuje się w recepcji Centrum. Znajduje się w nim bardzo
pięknie przygotowana ekspozycja. Ale poza nią najważniejsza jest wiedza i pasja
człowieka, który przybliża nam tajemnice bieszczadzkiej przyrody, o której wie prawie wszystko. Omawia
szczegółowo każdy fragment ekspozycji – spędzamy tam 45 minut, a są to raptem
dwa pomieszczenia. Jesteśmy bardzo zadowoleni, że tu przyszliśmy.
Po wizycie w muzeum idziemy na Jeleniowate. Ścieżka wychodzi
z tyłu Centrum Promocji Leśnictwa. Prowadzi przez ładny, stary, bukowy las. Jest
poprowadzona w formie pętli długości jakichś 5 kilometrów.
Ścieżka i wieża na Jeleniowatym powstały stosunkowo
niedawno, bo w 2020 roku. Wieża ma 34 metry wysokości i są z niej piękne widoki,
zwłaszcza na stronę ukraińską, ale także na Muczne i górujące nad nim Bukowe
Berdo. Podejście jest trochę strome, ale naprawdę warto tu wejść. Szkoda, że
dzisiaj widoki z powodu zachmurzenia i mgły są takie sobie.
Idziemy dalej, na miejsce, gdzie kiedyś
znajdowała się leśniczówka Brenzberg. To tragiczne miejsce. Miała tu ponoć miejsce największa
zbrodnia dokonana przez oddziały UPA w Bieszczadach.
Podczas II wojny światowej w sierpniu 1944 roku schronili
się w leśniczówce, prowadzonej przez Franciszka Króla, Polacy, uchodźcy z Wołynia oraz miejscowa ludność uciekająca przed frontem. Było ich w sumie 74
osoby – w tym kobiety, dzieci, księża. Dopadł ich tutaj oddział UPA i dokonał
okrutnej rzezi – byli torturowani, a potem bestialsko zamordowani przy użyciu
siekier, wideł, kos i innych narzędzi rolniczych. Świadkiem tej zbrodni był syn
leśniczego, któremu oddało się uciec. Zeszedł do Sokolik i opowiedział o tym, czego był świadkiem. Potem ponoć postanowił wrócić na miejsce zbrodni, żeby zobaczyć, co
się stało z jego bliskimi. Nigdy już nie wrócił. Ponoć został złapany przez
banderowców, torturowany i zabity.
We wrześniu 2010 roku w pobliżu miejsca zbrodni bieszczadzcy
leśnicy postawili pomnik poświęcony ofiarom.
W 2022 i 2023 Biuro
Poszukiwań i Identyfikacji IPN w miejscu dawnej leśniczówki Brenzberg
przeprowadziło dokładne poszukiwania. Nie znaleziono jednak na przeszukanym
obszarze żadnych szczątków ludzkich. Co się z nimi stało, nadal nie wiadomo.
Schodzimy na dół do Mucznego. Po drodze zatrzymujemy się
przy kościele pw. św. Huberta. Został on wzniesiony w latach 2014-15 z inicjatywy tutejszych mieszkańców. Zbudowany został z modrzewiowych bali, a jego wyposażenie nawiązuje do tradycji leśnych i łowieckich. Niestety, jest
zamknięty, więc nie możemy go zobaczyć w środku. Jest tam ponoć piękny żyrandol
wykonany z poroży jeleni i ławki ozdobione płaskorzeźbami bieszczadzkich
zwierząt.
Potem robimy sobie jeszcze mały spacer po Mucznem. Niestety
droga, którą zamierzaliśmy się przespacerować, jest zamknięta z powodu zrywki
drewna. Wracamy trochę rozczarowani i idziemy na obiad. Do Karczmy Siedlisko
Carpathia. Mamy ochotę na coś skromnego, ale zerkamy na sąsiednie stoły i po
chwili na naszym też pojawiają się duże
porcje żeberek z kapustą i pieczonymi ziemniakami. No i piwo dla Lili i Marka.
Można tu też kupić do domu różne ciekawe trunki, m.in. naszą łącką śliwowicę.
Obżarci niemiłosiernie, postanawiamy spalić jeszcze nieco kalorii i jedziemy w stronę Tarnawy Niżnej. Marek wypatrzył na mapie krótką ścieżkę turystyczną, prowadzącą na punkt widokowy. To ścieżka dydaktyczna Pichurów. Zaczyna się przy ruinach dawnego mostu kolejki wąskotorowej.
Po drodze mijamy zachowany wagonik tej kolejki, wyładowany
drewnem. W sumie to spacer zwykłą stokówką, dla nas nic ciekawego. Docieramy najpierw
do pierwszego punktu widokowego. Można z niego zobaczyć Bukowe Berdo. Potem do
dwóch dalszych. Ale widoki są średnie. My jednak jesteśmy zadowoleni, bo bardzo lubimy chodzić.
Wracając, zatrzymujemy się przy punkcie widokowym na bobrowisko. A potem wracamy, bo zrobiło się już późno, a chcemy jeszcze zajrzeć do zagrody żubrów.
Pokazowa Zagroda Żubra w Mucznem to miejsce, w którym można oglądać w warunkach zbliżonych do naturalnych, kilkanaście żubrów. Powstała w 2012 roku i jest chętnie odwiedzana przez turystów.
Żubry kiedyś żyły w Karpatach, ale ostatni z nich został odłowiony
w 1810 roku w Transylwanii i przewieziony do cesarskiego zwierzyńca w Wiedniu. Podgatunek
żubra karpackiego nie przetrwał. Wszystkie żyjące obecnie na świecie żubry wywodzą się od
12 osobników, które przetrwały w różnych hodowlach i ogrodach zoologicznych. 11 z nich pochodziło z Białowieży i należało do podgatunku żubrów nizinnych, jeden
zaś z Kaukazu i był odmiennego podgatunku. Łączono go z samicami
należącymi do podgatunku nizinnego, dzięki czemu uzyskano nieco nowych genów.
Do lat 60. XX wieku istniało w całej Europie tylko jedno
stado wolnościowe żubrów, w Białowieży. W Karpatach żubrów nie było już od ok.
150 lat. W 1963 roku rozpoczęto tworzyć takie stado w Bieszczadach.
Przywieziono tu osobniki z genami mieszanymi podgatunków nizinnego i kaukaskiego.
Wypuszczono je na wolność na terenie nadleśnictw w Stuposianach i Tarnawie. 15 sztuk. Nie chodziło wtedy chyba do końca o ochronę
przyrody. Żubry miały się rozmnożyć i podnieść atrakcyjność organizowanych tu
polowań dla przedstawicieli ówczesnej władzy i ich gości.
Obecnie w Bieszczadach żyje dziko już ponad 800 osobników.
Co roku przybywa kilkadziesiąt młodych, mimo, że zagrażają im liczne choroby,
m.in. gruźlica. Powoli zaczyna brakować dla nich tutaj miejsca
Po udanym dniu wracamy zadowoleni do Wołosatego. Sporo
zobaczyliśmy i na dodatek pogoda nie była tak zła, jak zapowiadały to prognozy
pogody. Nie padało, było całkiem ciepło, a nawet zdarzały się przebłyski
słońca.
No i czeka nas jeszcze jedna niespodzianka. Z okna hotelu w tutejszym ogródku dydaktycznym zauważam dzięcioła zielonego, który nam dość długo pozuje. Szkoda, że jest już szarawo, bo zdjęcia nie wychodzą mi najlepsze.
Bieszczady Muczne Jeleniowate