CZERWIEC
Mak polny (Papaver rhoeas)

 Beskid Niski, Pogórze Bukowskie i Góry Sanocko-Turczańskie - 18 marca 2023


Pamiętałam o obiecanej Markowi jesienią wycieczce, żeby mógł zaliczyć Tokarnię w Beskidzie Niskim, szczyt potrzebny mu do zdobycia odznaki Diadem Gór Polskich. Myślałam tylko, z czym to połączyć, bo sama Tokarnia to było trochę za mało, żeby jechać tak daleko. Chciało mi się też koniecznie tej wiosny zobaczyć śnieżycę wiosenną. I wpadłam na pomysł, żeby to jakoś razem pogodzić. Trzeba było tylko znaleźć jak najbliżej Sanoka ładne duże stanowisko śnieżycy. I udało się! Znalazłam informację o kilku na terenie samego Sanoka, a do dwóch z nich było bardzo łatwo trafić.

Pogoda na weekend zapowiadana była wyśmienita, moje kwiatki powinny być w szczycie kwitnienia. Opracowałam plan wycieczki, namówiliśmy wspólnie Lilę, żeby z nami pojechała, i w sobotni poranek wyruszyliśmy we trójkę w stronę Sanoka.

Od rana było pięknie i słonecznie – tylko trochę niepokoił nas dość mocny wiatr, ale nie było jeszcze tak źle. Poza tym to Marek tym razem prowadził samochód, więc to on musiał z nim walczyć.

Postanowiliśmy nie jechać tak jak zwykle, przez Miejsce Piastowe, tylko skrócić sobie trasę, skręcając w Rogach na Iwonicz.


W Rogach zatrzymaliśmy się przy okazałym drewnianym kościele pw. św. Bartłomieja. To bardzo stary kościół, chociaż data jego powstania nie jest do końca pewna. Najprawdopodobniej został zbudowany w roku 1600, chociaż przypuszcza się, że mógł powstać sporo wcześniej. W XVIII wieku wzbogacił się o murowana zakrystię, połączoną ze skarbczykiem, umieszczonym na piętrze. Powiększone wtedy też zostały otwory okienne i wykonana została polichromia. W XIX wieku kościół przeszedł kolejny, gruntowny remont - dobudowano wieżę i kruchtę, przedłużono nawy i zmieniono konstrukcję dachu. Pojawiła się też nowa polichromia w nawach. Potem jeszcze kilka razy świątynia była remontowana. Ostatni raz w latach 2010-13, kiedy to odkryto fragmenty polichromii z 1600 roku. Kościół posiada bogate, późnobarokowe wyposażenie z XVII i XVIII wieku. Niestety, nie udało się nam go w środku zobaczyć, ale przejeżdżając tamtędy następny raz, postaramy się wcześniej umówić z kimś, kto go nam pokaże wewnątrz.

Potem w planach mamy pałac i park w Iwoniczu, ale niestety, brama do parku jest zamknięta, więc z żalem ruszamy dalej.


Dojeżdżamy do Sanoka i zatrzymujemy się pod zamkiem, malowniczo położonym na wysokiej skarpie nad Sanem. Planujemy mały spacer i oczywiście kawę.

Sanok to bardzo stare miasto. Został założony prawdopodobnie na przełomie X i XI wieku, chociaż te tereny były już zasiedlone w czasach starożytnych. Znaleziono tu ślady kultury przeworskiej z II wieku i jeszcze starszej, celtyckiej. Najstarsza o nim wzmianka pochodzi z roku 1150. Był już wtedy grodem. W XIII wieku to już znaczne miasto. W połowie XIV wieku król Kazimierz Wielki nakazał obwarować miasto i istniejący tu już zamek. Wtedy to rozpoczął się rozkwit miasta, trwający do połowy wieku XVI. Potem rozpoczął się powolny jego upadek, spowodowany przez liczne wojny i pożary. Tragiczny był zwłaszcza pożar w 1872 roku. Spłonęła w nim jedna trzecia miasta.


Podchodzimy pod  zamek. Obecnie renesansowy, wzniesiony w latach 1523-48, wielokrotnie przebudowywany, a rozbudowany współcześnie, na potrzeby mieszczącego się w nim Muzeum Historycznego w Sanoku. Pośród wielu różnych jego zbiorów na uwagę zasługuje wspaniała kolekcja ikon i sztuki cerkiewnej. No i oczywiście znajduje się tu słynna na cały świat kolekcja dzieł Zdzisława  Beksińskiego. My nie planujemy wizyty w muzeum, bo wszyscy byliśmy tu dość niedawno. No i nie mamy na to dzisiaj czasu.


Obok zamku pamiątkowy głaz, poświęcony znajdującej się tu przed wojną synagodze, a zniszczonej przez Niemców.


Wychodzimy na rynek. Tu XIX-wieczne kamieniczki i dwa budynki ratusza, oraz kościół franciszkanów.


Budynek pierwszy został wzniesiony przez władze austriackie w latach 1875-1880 w stylu eklektycznym. Drugi, położony naprzeciwko, powstał na przełomie XIX i XX wieku z przebudowy znajdujących się tam kamieniczek i w nim obecnie mieści się urząd miejski. Wcześniejsze trzy ratusze były położone na środku rynku. Wszystkie były drewniane, jeden spłonął w 1680, drugi w 1756, a trzeci w 1872 roku.

Pora na kawę i małe „co nieco”. Wchodzimy do urokliwej „Kawiarni u Mnicha”. Pyszna kawa i herbata, a także ciasto. Pokrzepieni, idziemy dalej.

Przechodzimy przez rynek i skręcamy w ulicę 3 Maja. Musimy przecież odwiedzić Szwejka i zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Ławeczka Józefa Szwejka, głównego bohatera powieści Jarosława Haška „Przygody dobrego wojaka Szwejka” stanęła w Sanoku w 2003 roku jako pierwsza w Polsce. Jest ona częścią międzynarodowego szlaku turystycznego „Śladami dobrego wojaka Szwejka”. Prowadzi on od Czech, przez Austrię, Węgry, Słowację, Polskę aż na Ukrainę, przez miejsca, które w powieści odwiedził bohater. Oznaczony jest znakami szlaku pieszego, czarnymi na żółtym podkładzie (kolory Habsburgów).


Niedaleko ławeczki kamienica z zachowaną oryginalną, drewnianą fasadą oraz takim samym wnętrzem sklepu.


Wchodzimy na Plac św. Michała. Stoi tu okazały kościół pw. Przemienienia Pańskiego. Został zbudowany w latach 1874-87, w stylu neoromańskim. Stała tu wcześniej inna świątynia, pw. św. Michała, ale spłonęła całkowicie we wspomnianym już wcześniej pożarze w 1872 roku. Mimo soboty, udaje nam się wejść do środka, bo kończy się akurat jakaś uroczystość.


Wracamy na rynek. Tu w rogu klasztor i kościół franciszkanów. Kościół też neoromański, zbudowany w tym samym czasie, co wcześniej wspomniany kościół farny. Też po tym samym pożarze i w tym samym miejscu. Zwykle jest zamknięty. Tak jest i teraz, więc nie udaje się nam zajrzeć do środka. A szkoda, bo ma ponoć bogate wyposażenie z XVII i XVIII wieku.


Wracamy na parking pod zamek, bo czas nas goni. Intryguje nas świątynia obok parkingu. Postanawiamy pod nią podejść i okazuje się, że to prawosławna cerkiew, a właściwie Sobór Świętej Trójcy. Na dodatek kręci się wokół niej jakaś pani, która akurat ją sprząta. Nie tylko pozwala nam wejść do środka i zrobić zdjęcia, ale jeszcze do tego zachęca. To miłe, bo z reguły cerkwie prawosławne są zamknięte, a obcy niechętnie wpuszczani do środka.

Świątynia została wzniesiona w stylu klasycystycznym pod koniec XVIII wieku. Była to wtedy cerkiew greckokatolicka pw. Zesłania Ducha Świętego. Parafia istniała do 1947 roku. W 1957 roku świątynia przeszła we władanie Kościoła Prawosławnego.

W środku nie jest typowa, bo poza ikonostasem ma dwa boczne ołtarze. Symbolizują one dwie cerkwie, znajdujące się dawniej na terenie Sanoka.

Od roku 1982 była katedrą diecezji przemysko-nowosądeckiej (od 2016 noszącą nazwę „przemysko-gorlicka” z siedzibą w Gorlicach).


Najwyższa pora opuścić Sanok, bo nie on właściwie był celem naszej wycieczki. Czas na trochę botaniki i śnieżycę wiosenną. Ale najpierw zaglądamy jeszcze do Międzybrodzia. Jest tam murowana cerkiew i ciekawy grobowiec w kształcie piramidy. Po drodze podziwiamy kwitnące wzdłuż drogi łany śnieżyczek przebiśniegów.


Cerkiew Świętej Trójcy w Międzybrodziu powstała jako cerkiew greckokatolicka w 1901 roku na miejscu starszej, drewnianej świątyni, która spłonęła w 1866 roku. Jej fundatorem był Aleksander Wajcowicz, doktor medycyny. Cerkiew jest murowana, na planie krzyża greckiego. Obok ciekawa, ośmioboczna dzwonnica. Po wojnie świątynia została przejęta przez kościół katolicki.


Na cmentarzu, za cerkwią wspomniany wyżej grobowiec. Jest to 3-metrowa replika piramidy Cheopsa w Gizie. Jest tu pochowany prof. Włodzimierz Kulczycki wraz z żoną i synem Jerzym Kulczyckim, archeologiem. Włodzimierz Kulczycki był Rusinem wyznania greckokatolickiego. Urodził się w Przemyślu, a całe życie był związany z Lwowem. Doktor filozofii i chemii, a także lekarz weterynarii. Był wykładowcą na Akademii Weterynaryjnej we Lwowie. Sporo podróżował. Podobno podczas jednej z wypraw do Egiptu, podczas zwiedzania piramidy Cheopsa doznał mistycznego przeżycia, które miało wpływ na jego dalsze życie. Stąd pomysł nagrobka. A dlaczego w Międzybrodziu? Ponoć przyjeżdżał tu na wakacje do krewnej i się w tym miejscu zakochał, dlatego kazał się tu pochować.



Teraz śnieżyce. Jedziemy na pierwsze z ustalonych przeze mnie stanowisk. Miałam informację, że będzie ich tu dużo, ale to, co widzimy na miejscu, przerasta nasze oczekiwania. Cały grąd jest dosłownie biały od tych pięknych kwiatów. Rzucam się robić zdjęcia. Lila z Markiem muszą mnie prawie siłą wyciągać z krzaków, bo czas nas goni. Ale ja najchętniej bym tam została.


Opuszczamy urokliwy Sanok i jedziemy w stronę Woli Piotrowej, skąd rozpoczniemy pieszą wycieczkę na szczyt Tokarni. Po drodze zatrzymujemy się w Sanoczku, przy dawnej cerkwi greckokatolickiej pw. Najświętszej Marii Panny. Została zbudowana w 1863 roku. Dzisiaj jest użytkowana przez katolików.


Kolejny przystanek robimy w Bukowsku. Przy tutejszym kościele. Nie było to co prawda planowane, ale świątynia jest niezwykle okazała i robi na nas wrażenie. To kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego, zbudowany w II poł. XIX wieku w stylu neogotyckim na miejscu starego, drewnianego.


Dojeżdżamy wreszcie do Woli Piotrowej i idziemy żółtym szlakiem do góry. Błotniście, ale cóż… uroki Beskidu Niskiego! Za to już prawie od samego dołu możemy się cieszyć rozległymi widokami na okolicę. Wszędzie królują wiatraki produkujące prąd, bo są to dość puste i mocno wietrzne okolice.


Tu też mocno wieje, ale jesteśmy na to przygotowani, więc dajemy sobie radę. Chwilę po zejściu z żółtego szlaku na czerwony, prowadzący na szczyt Tokarni (778 m n.p.m.), Marek zauważa tropy niedźwiedzia. Całkiem sporego, sądząc po śladach. Lila sztywnieje. Ale daje się przekonać, że nic nam nie grozi. W pobliżu jest pasieka, więc niedźwiedź w nocy najprawdopodobniej usiłował się do niej dobrać. Niestety (dla misia), ogrodzona pastuchem elektrycznym, więc musiał obejść się smakiem. Za to dobrał się do mrowiska. Biedne mrówki. Ale takie jest życie.


Pod szczytem jeszcze sporo śniegu, piękne widokowe łąki. Niestety, z zaplanowanego ogniska nici – zbyt mocno wieje, a na dodatek wszystko, co by się nadawało do spalenia, jest mokre. Marek się stara, ale nic z tego nie wychodzi. Dobrze, że na wszelki wypadek zabraliśmy z domu po kanapce.


Na dół schodzimy tą samą drogą. Błoto w sporej części wyschło, a to za sprawą silnego wiatru.

Wracamy przez Nagórzany. Chcę tam zobaczyć ruiny cerkwi, bo na zdjęciach wyglądały bardzo malowniczo.

Miejscowość jest bardzo stara, bo została lokowana już w 1366 roku przez Kazimierza Wielkiego.


Cerkiew pw. św. Piotra i Pawła w Nagórzanach została zbudowana w poł. XIX wieku. Erygowana w 1861 roku. Był tu budynek murowany, z kamienia, otynkowany. Po 1947 roku cerkiew zaczęła popadać w ruinę. Do roku 1965 roku istniała jeszcze obok cerkwi parawanowa dzwonnica, ale została rozebrana, a materiał przeznaczony na budowę jakiegoś lokalnego pomnika. Wyposażenie świątyni w dużej części zaginęło, część jest w kościele parafialnym w Nowotańcu, a XVI-wieczna ikona w muzeum w Sanoku. Obok ruin świątyni zachowało się kilka nagrobków. A pod cerkwią jest krypta z grobem fundatora cerkwi, Włodzimierza Poźniaka, i jego synów.


Tu ciekawa historia. Po raz pierwszy się z czymś takim spotykam. Zwykle ludność łemkowska była wysiedlana, a cerkiew przejmowali katolicy. Tu ponoć w 1945 roku mieszkańcy przeszli z obrządku greckokatolickiego na łaciński. Żeby uniknąć wysiedlenia? A może dlatego, że tuż po wojnie działalność Kościoła greckokatolickiego została w Polsce zakazana? Ale zostali zdaje się za to okrutnie ukarani, bo w 1946 roku UPA całkowicie spaliła wieś.

W Iwoniczu robimy drugie podejście do pałacu. Przy innej bramie. Niestety, też na głucho zamkniętej.


A szkoda, bo pałac, wzniesiony pod koniec wieku XIX przez Michała i Helenę Załuskich, jest bardzo ładny i na dodatek po remoncie. Obecnie mieści się tu ośrodek szkoleniowy Międzynarodowego Centrum Edukacji Ekologicznej Uniwersytetu Rzeszowskiego. W starym parku spichlerz, będący prawdopodobnie najpierw dworem, a później zborem ariańskim. Na pewno tu jeszcze wrócimy. Może będziemy mieć więcej szczęścia.

Wycieczka była niezwykle udana. Wspaniała pogoda, choć nieco wietrzna. Było sporo zwiedzania, godnie powitaliśmy wiosnę podziwiając śnieżyczki i śnieżyce oraz inne wiosenne geofity, Marek zdobył kolejny szczyt do Diademu Gór Polskich, a niedźwiedzie tropy niewątpliwie uatrakcyjniły nam zdobycie Tokarni.



Pogórze Bukowskie Góry Sanocko-Turczańskie cerkwie Sanok Sanoczek Międzybrodzie(koło Sanoka) Nagórzany Rogi Bukowsko Tokarnia
Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.