GRUDZIEŃ
Sosna zwyczajna (Pinus sylvestris)

Pogórze Wiśnickie - 13 marca 2021

 

Tym razem wycieczka na Pogórze Wiśnickie. Od jakiegoś już czasu nosiłam się z zamiarem zobaczenia niedawno wybudowanej wieży na Szpilówce. Postanowiłam wybrać się tam szlakiem z Lipnicy Murowanej. Przy okazji przypomnę sobie, jak wygląda ta urokliwa miejscowość.

Jadę przez Limanową, chociaż można też przez Łososinę Dolną. Zdaje się, że tamtędy jest trochę krócej. Na Wysokim mocno wieje i zaczyna się chmurzyć. Waham się, czy nie zrezygnować, albo zrobić sobie wycieczkę gdzieś bliżej. Ale postanawiam jechać, tak jak to sobie zaplanowałam.

Zatrzymuję się w Rajbrocie. Tu wychodzi piękne słońce, które towarzyszy mi już do końca dnia.


Oglądam zabytkowy, gotycki kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Powstał w wieku XVI, na miejscu starszej świątyni. W środku wczesnobarokowy ołtarz, w którym znajduje się XVII-wieczny obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem i św. Janem, słynący łaskami. Na ścianach polichromia z XIX wieku, ale zachowały się fragmenty wcześniejszej.

Niedaleko kościoła znajduje się jeszcze zabytkowy spichlerz z przełomu XVII i XVIII wieku. Kiedyś go oglądaliśmy. Obecnie dojście do niego jest utrudnione, bo znajduje się na terenie ogrodzonego terenu szkoły. Tuż przy nim powstał plac zabaw, co nie jest najlepszym pomysłem.


Z Rajbrotu jadę do Lipnicy Murowanej. To bardzo znana w całej Polsce (i nie tylko) miejscowość. Znajduje się na szlaku architektury drewnianej. Od 1958 roku jest tu organizowany Konkurs Lipnickich Palm i Rękodzieła Artystycznego. Palmy są oceniane w pięciu kategoriach. Budząca największe emocje jest ta, w której ocenia się wysokość palmy. Najwyższa, ta z 2019 roku, miała prawie 40 metrów. Podczas konkursu miejscowość jest odwiedzana bardzo licznie przez turystów z całej Polski i gości z zagranicy.


Wieś Lipnica Murowana została miastem w 1326 roku. Lokacji dokonał król Władysław Łokietek. Za panowania Kazimierza Wielkiego miasto zostało, podobnie jak Czchów, otoczone murami obronnymi. Leżało przy trakcie węgierskim, miało więc dobre warunki rozwoju.

Na początku XVI wieku miasto całkowicie strawił pożar. Takich pożarów, zwłaszcza w wieku XIX, było tu ponoć kilka. Do połowy XVII wieku miasto się rozwijało, ale później zaczęło podupadać, by w 1934 roku utracić prawa miejskie.

Parkuję na pięknym ryneczku i idę na spacer. Oglądam zabytkowe, drewniane domy z charakterystycznymi podcieniami, i idę w stronę kościołów: parafialnego, pw. św. Andrzeja Apostoła, i kolejnego, pw. św. Szymona z Lipnicy.


Pierwszy, gotycki, ufundowany przez Kazimierza Wielkiego. Z charakterystyczną, czworoboczną wieżą. W ołtarzu pod chórem unikatowa rzeźba Madonny z ok. 1370 roku, a na belce tęczowej krucyfiks z XVII wieku. Przy wejściach do świątyni dwie kamienne chrzcielnice – z XIV i XV wieku.

Drugi, barokowy, ufundowany przez Stanisława Lubomirskiego i mieszczan lipnickich jako wotum wdzięczności za zwycięstwo pod Chocimiem. Zbudowany w miejscu, gdzie stał dom, w którym urodził się św. Szymon z Lipnicy.

Idę do sklepu kupić znicz. Przy okazji dowiaduję się, gdzie wychodzi czarny szlak, którym zamierzam rozpocząć moją wędrówkę.

Podjeżdżam pod drewniany kościół pw. św. Leonarda. To unikatowy zabytek, wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Został zbudowany prawdopodobnie w XV wieku, na miejscu wcześniejszej świątyni. Legenda głosi, że jeszcze wcześniej stała tu pogańska gontyna. Zachował się w prawie niezmienionym stanie, i m.in. dlatego jest jednym z najcenniejszych zabytków drewnianej architektury sakralnej w Polsce. W środku polichromia z XV i XVI wieku. Ołtarz od tyłu jest podtrzymywany przez belkę, która jest rzekomo dawną rzeźbą Świętowita.


Wokół kościoła jest cmentarz. Pochowany na nim dziesięć lat temu został malarz pochodzący z Ukrainy, Stanisław Tkachenko. Twierdził, że ma polskie korzenie i czuł się Polakiem. Używał nazwiska Tkacz, i tak podpisywał swoje obrazy. Starał się o otrzymanie polskiego obywatelstwa. Nie wiem, w jakich okolicznościach się poznali, ale bardzo mocno przyjaźnili się z moim Ojcem. Stanisław Tkacz był bardzo wrażliwym człowiekiem i było mu bardzo trudno radzić sobie z twardą rzeczywistością życia emigranta. Mój Ojciec go wspierał i motywował do pracy. Był częstym gościem w jego pracowni w Muchówce. Ja też tam wielokrotnie byłam. Kiedy Ojciec zmarł, artysta bardzo to przeżył. Nie mógł się z tym pogodzić. Jakiś czas po śmierci Ojca, zawiozłam mu w prezencie wszystkie albumy o malarstwie z ojcowskiej biblioteki. Bardzo się z nich ucieszył. Ale był bardzo smutny i przygnębiony. Nadal przeżywał śmierć przyjaciela. I dość szybko potem zmarł.

Był bardzo dobrym malarzem. Malował najczęściej pejzaże. I głównie ziemię bocheńską. A drewniany kościół z Lipnicy Murowanej należał do jego ulubionych tematów. Jego pragnieniem było zostać pochowanym obok tej świątyni. To miło, że władze gminy go doceniły i spełniły jego ostatnie życzenie. Nie dostał co prawda polskiego obywatelstwa, ale spoczął na polskiej ziemi, w wymarzonym przez siebie miejscu.

Potem jadę pod dwór Ledóchowskich. Mieszkały tu przez jakiś czas siostry Ledóchowskie: św. Urszula i bł. Maria Teresa.


Szlak wychodzi spod dworu, ale ja jadę do końca asfaltowej drogi, a nawet wyżej. Zostawiam pod lasem samochód i wyruszam. Obok czarnego szlaku, idzie tędy także ścieżka dydaktyczno-historyczna „Niepodległa”, oznaczona biało-niebieskim kwadratem w czarnej ramce. Prowadzi na Piekarską Górę. W sklepie doradzali mi, żebym poszła właśnie tym szlakiem. Ale przegapiam zejście, a poza tym nastawiłam się, że będę szła czarnym. Jest to szlak z Lipnicy Murowanej do Iwkowej, prowadzący dawnym traktem handlowym na Węgry. Meandruje tędy Piekarski Potok, przecinając raz po raz szlak. W związku z tym jest tu straszliwe błoto. Nie wie co gorsze – to błoto, czy konieczność wielokrotnego przekraczania przez potok. Na szczęście można iść lasem, i tam też szukać łatwiejszych przejść na drugą stronę. Ale jest to dość męczące. Docieram wreszcie do miejsca skrzyżowania ze szlakiem zielonym. Tyle, że przeciwnym kierunku. Szlak zielony na Piekarską Górę odchodził wcześniej, więc musiałam go przegapić. No, ale nic dziwnego, skoro ciągle musiałam schodzić w las.

Ale znowu mam szczęście. Spotykam tam tubylca, który pomaga mi wybrnąć z kłopotu. Tłumaczy, jak dojść do zielonego szlaku na przełaj. Idę jeszcze kilkaset metrów, potem zgodnie z instrukcją skręcam na drogę prowadzącą do kilku letniskowych domków, mijam je, i zagłębiam się w las. Mam iść cały czas prosto do góry i ponoć wyjdę na szlak. Zauważam jednak polanę i postanawiam na nią skręcić. Idę do góry jej skrajem i docieram, ku mojej radości, do „Źródełka Powstańców”, o którym dzień wcześniej czytałam w Internecie w czyjejś relacji z wycieczki w te okolice. Czasami warto się zgubić!


Jest tu bardzo ładnie, więc postanawiam sobie zrobić odpoczynek i coś zjeść. Zwłaszcza, że są wygodne ławy i stoły. Ze źródełkiem wiąże się legenda. Ponoć zatrzymali się tu na kilka dni powstańcy styczniowi i leczyli rany właśnie wodą z tego źródła.

Po krótkiej przerwie idę dalej. Podejście jest bardzo strome, ale dość szybko, szczęśliwa, ląduję na zielonym szlaku.


Szlak jest trochę monotonny, ale idzie się nim bardzo przyjemnie, bo prowadzi cały czas grzbietem. Docieram do Piekarskiej Góry (515 m n.p.m.). Stoi tu pamiątkowy krzyż, upamiętniający tutejszych mieszkańców, którzy wzięli udział w powstaniu styczniowym. Tych samych, którzy odpoczywali przy źródełku na dole. Jest też zadaszenie i ławeczki dla turystów oraz tablica informacyjna.


Idę dalej. Po chwili marszu docieram do celu – wieży widokowej na Szpilówce (516 m n.p.m.). Została zbudowana niedawno, w 2018 roku. Rożni się znacznie od tych na które ostatnio wchodziłam. Co prawda nie przebije tej na Mogielicy, ale też wzbudza we mnie lęk, bo jest bardzo ażurowa. Ale ostatecznie po to tu przyszłam. Z duszą na ramieniu, ale jakoś docieram na szczyt. Nagrodą są piękne widoki.

W latach 60. ubiegłego wieku na Szpilówce stacjonowała mała grupa radzieckich żołnierzy. Okoliczni ludzie opowiadali o ich działalności niestworzone rzeczy. Miały tu być wyrzutnie rakiet, bunkry z bronią atomową, a nawet mówiło się o stacji kosmicznej. Tymczasem ta garstka obsługiwała stację anten nadawczo-odbiorczych. Chronili się w ziemiance, która niedawno została zrekonstruowana dla turystów. Niestety, ja, zestresowana wejściem na wieżę, przegapiam tę atrakcję. Ale przynajmniej będzie powód, żeby tu kiedyś wrócić.


Wracam, tak jak przyszłam, zielonym szlakiem. Z tą różnicą, że tym razem schodzę na samo dno dolinki, którą płynie Piekarski Potok. I już wiem, dlaczego przegapiłam skrzyżowanie szlaku. Jest znak od strony Iwkowej, ale od strony Lipnicy go nie ma. A na dodatek prace przy poszerzaniu drogi spowodowały, że wejście na ścieżkę, którą prowadzi,  jest niewidoczne. Poprawia mi to humor, bo okazuje się, że to nie moja wina, że minęłam skręt.

Znowu taplam się w błocie czarnego szlaku. I docieram do miejsca, gdzie odbija ta ścieżka, którą radzono mi pójść. To rzeczywiście lepsza opcja, bo szlak idzie od razu na zbocza Piekarskiej Góry, co pozwala uniknąć błota i konieczności przedostawania się co chwilę na drugi brzeg potoku, przecinającego raz po raz czarny szlak. No i ta ścieżka zdecydowanie skraca drogę.

Na całej trasie spotkałam tylko tego Pana, który pomógł mi wejść na szlak i kilku bardzo uciążliwych motocyklistów. A pod wieżą cztery osoby. Czyżby sezon turystyczny się jeszcze nie rozpoczął?

Wracam do domu trochę zmęczona, ale bardzo zadowolona i dumna z siebie, że całkiem dobrze poradziłam sobie tak z dojazdem, jak i na szlaku. Szkoda tylko, że nie znalazłam żadnych śladów przedwiośnia poza jednym mizernym podbiałem i kilkoma pączkami lepiężnika białego. Liczyłam zdecydowanie na więcej, bo przecież za tydzień już pierwszy dzień wiosny.



Pogórze Wiśnickie Szpilówka Lipnica Murowana
Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.