CZERWIEC
Mak polny (Papaver rhoeas)

Obniżenie Gorlickie i Pogórze Rożnowskie - 8 marca 2025 


W ramach przerywnika i odpoczynku od górskich wycieczek, wymyślam kolejną po cmentarzach wojennych z I wojny światowej. Tym razem w okolicach Gorlic. Namierzam na mapie 12 cmentarzy, dodaję do nich spacer po parku miejskim w Gorlicach i wizytę w sanktuarium w Kobylance. Nie jest to zbyt atrakcyjna wycieczka, zwłaszcza, że cmentarze takie sobie, ale Marek akceptuje pomysł i deklaruje się, że pojedzie jako kierowca. To dla mnie ”trudny” teren, więc jestem bardzo zadowolona z jego propozycji.

Przygotowuję listę cmentarzy, bo musimy odwiedzać je według ustalonego planu.

Pierwszy jest cmentarz nr 86 w Ropicy Polskiej. Mniej więcej wiem, jak podjechać w jego pobliże, gdzie zostawić samochód, a potem dotrzeć na nogach. Marek włącza jednak nawigację, ustawiając ją na ten cmentarz. I to okazuje się błędem. Nawigacja chce nas „dowieźć” pod sam cmentarz. Krętymi, wąskimi drogami. Później już gruntowymi. Nie ma gdzie zostawić samochodu, bo nie ma poboczy. W końcu udaje mam się zostawić samochód na jakimś podwórku, a miła właścicielka pokazuje nam, jak dojść do cmentarza. Ale co się Marek namęczył, to jego!


Cmentarz, jak wszystkie, które dzisiaj planujemy odwiedzić, zaprojektował Hans Mayr. Pochowano na nim 61 żołnierzy armii austro-węgierskiej i 8 żołnierzy rosyjskich. Cmentarz nie jest zbyt ciekawy, choć spory. Poza tym wymaga remontu.


Potem jedziemy do Gorlic. Tu mamy na liście dwa cmentarze. Pierwszy, oznaczony numerem 87 znajduje się w dzielnicy Nowodworze, w okolicach szpitala. Ten jest ciekawszy, położony na wzniesieniu. Prowadzą do niego schody. Pochowano na nim 81 żołnierzy armii austro-węgierskiej, 57 żołnierzy niemieckich i 66 żołnierzy rosyjskich.

Kolejnym punktem naszego programu jest obejrzenie gorlickiego parku miejskiego. Kiedy w 2021 roku zwiedzaliśmy z Lilą i Markiem Gorlice, mieliśmy go w planie, ale zabrakło nam czasu. Teraz możemy to zrobić. Szkoda tylko, że nie ma z nami Lili.


Park Miejski im. Wojciecha Biechońskiego w Gorlicach położony jest w widłach rzek Ropy i Sękówki. Można tam dostać się albo od ul. Parkowej przez kładkę na Ropie, albo tak jak my, od ul. Dukielskiej. Zaraz za mostem na Sękówce należy skręcić ostro w lewo. Kawałek dalej jest mały parking i wejście do parku.


Jest to jeden z najstarszych parków miejskich w Małopolsce, a ponoć najstarszy naturalny. Powstał około roku 1900 z inicjatywy ówczesnego burmistrza Wojciecha Biechońskiego. Wykupił on tzw. Lasek Sokolski, będący własnością prywatną, który był chętnie odwiedzany przez mieszkańców Gorlic.


Urządził go według własnego projektu. Na płaskim terenie nad Ropą jest typowy park miejski z alejkami i parkową infrastrukturą. Powyżej, na stromym zboczu Góry Parkowej, gdzie znajdują się ciekawe wychodnie skalne, są poprowadzone ścieżki spacerowe.


Park ma powierzchnię 24 hektarów. Kilka lat temu został gruntownie odnowiony i zmodernizowany. Powstała tu tężnia soli, plac zabaw, ścieżka rowerowa i edukacyjna, a ścieżki prowadzące po stromych zboczach lasku odpowiednio zabezpieczone.


Spacerujemy najpierw leśnymi ścieżkami, a potem schodzimy do „parkowej” części. Odwiedzamy wszystkie atrakcje, w tym pomniki: Juliusza Słowackiego, Kazimierza Puławskiego, Wojciecha Biechońskiego i słynne Niedźwiadki, przy których fotografowane są kolejne pokolenia Gorliczan.


Następnie wracamy na parking, wracamy na ulicę Dukielską i jedziemy nią kilkaset metrów. Wypatrzyłam tu na mapie miejsce, gdzie możemy zostawić samochód. Po przeciwnej stronie drogi jest wejście na zielony szlak, którym mamy zamiar dotrzeć do kolejnego cmentarza.


Na ścieżce, którą prowadzi szlak, stoi tabliczka „Zakaz wstępu. Teren prywatny”. Idziemy nią jednak dalej, bo innej drogi nie ma. Dochodzimy do kolejnego domu. Tam pojawia się bojowy, agresywny jamnik. Staramy się minąć to miejsce jak najszybciej. Idziemy jeszcze jakieś pół kilometra. Sprawdzamy na mapie i okazuje się, że przez tego psa nie zauważyliśmy cmentarza, a był tuż obok tego domu. Wracamy – jamnika na szczęście już nie ma. Cmentarz za to rzeczywiście tam jest.


Na cmentarzu wojennym nr 88 pochowanych jest 100 żołnierzy rosyjskich i 20 z armii austro-węgierskiej. Przypomina wyglądem ten z Ropicy Polskiej. Ale jest w jeszcze gorszym stanie. Otaczający go mur grozi zawaleniem. Ktoś jednak pamięta o pochowanych tu żołnierzach, bo na krzyżu wisi świeży, okazały wieniec. Z napisu na nim wynika, że odwiedzili to miejsce uczniowie z Zespołu Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego z Bystrej, wsi graniczącej z Gorlicami. To miłe, że ktoś uczy młodych ludzi szacunku dla poległych. Ciekawa jestem, dlaczego wybrali akurat ten cmentarz.


Jest on położony na skraju tzw. Skałek w Sokole. Była to kiedyś samodzielna wieś, obecnie jest dzielnicą Gorlic. Nie ma tam żadnego szlaku ani nawet widocznej ścieżki. Jest też miejscami bardzo stromo. Ale udaje nam się tamtędy przejść. To miejsce warte zobaczenia. Bardzo nam się tam podobało.


Wracamy do samochodu i jedziemy do Kobylanki. Mamy tam do zobaczenia dwa cmentarze i wspomniane wyżej sanktuarium.


Właścicielami terenów dzisiejszej wsi od XIV była rodzina Gładyszów, o których wspominałam przy okazji wycieczki po cmentarzach wojennych w okolicach Szymbarku i Grybowa. W II poł. XVII wieku właścicielem Kobylanki był Jan Wielopolski. Pełnił on wiele ważnych funkcji politycznych. Był m.in. kanclerzem wielkim koronnym. W czasie sprawowania tej funkcji w latach 1680 – 1681 posłował do Rzymu i został przyjęty na audiencji przez papieża Innocentego XI, który podarował mu wtedy obraz Jezusa Ukrzyżowanego – kopię watykańskiego obrazu poświęconego przez papieża Urbana VIII. Jan Wielopolski umieścił ten niezwykle cenny prezent w pałacowej kaplicy w Kobylance. Potem, na skutek tajemniczych i cudownych wydarzeń związanych z obrazem, został on uroczyście przeniesiony do kościoła parafialnego. Już na początku XVIII wieku obraz został oficjalnie uznany dekretem biskupa krakowskiego jako „słynący łaskami”.


Obecny Kościół – Sanktuarium Pana Jezusa Ukrzyżowanego, został ufundowany przez wnuka Jana Wielopolskiego, też Jana Wielopolskiego. Został zbudowany w latach 1720-1750, w stylu późnego baroku. W latach 1750-1777 otoczono go murem, w którym umieszczono stacje drogi krzyżowej, konfesjonały, kaplicę Matki Bożej Bolesnej i dzwonnicę. Od roku 1930 sanktuarium opiekuje się Zgromadzenie Księży Misjonarzy Saletynów. W czasach zaboru austriackiego sanktuarium było jednym z najważniejszych miejsc kultu w Galicji. Docierały tutaj pielgrzymki z Węgier i Słowacji. Obecnie też przyjeżdża ich tu sporo.


My jesteśmy bardzo rozczarowani, bo kościół jest zamknięty. Ostatecznie to miejsce pielgrzymkowe, więc powinien być naszym zdaniem otwarty.

W związku z tym jedziemy dalej. W Kobylance mamy do zobaczenia jeszcze dwa cmentarze – nr 99 i 100.


Pierwszy po drodze mamy cmentarz oznaczony nr 100. Parkujemy w pobliżu samochód. Koło niesamowitej rezydencji. Współcześnie wzniesiony pałac albo zamek. Ponoć jest własnością jednego z mieszkańców Kobylanki.


Na cmentarzu wojennym nr 100 pochowanych jest 74 żołnierzy rosyjskich. Nie jest zbyt ciekawy i też przydałby się tu remont.



Za to kolejny, oznaczony nr 99 jest bardzo efektowny. Utworzono go przy XIX-wiecznej kaplicy zbudowanej z cegły. Należała do ówczesnego dworu w Kobylance. Jest ona głównym elementem tego cmentarza. Dobudowano pasującą do niej ceglaną bramę. Całość wygląda bardzo ciekawie. Pochowanych jest tu 22 żołnierzy niemieckich, poległych w bitwie pod Gorlicami. Bardzo nam się ten cmentarz podoba. I znajduję tu kwitnące cebulice dwulistne.


Jedziemy dalej. Docieramy do drogi nr 20 i jedziemy w stronę Gorlic. W Glinniku Mariampolskim, który jest obecnie dzielnicą Gorlic, znajduje się cmentarz wojenny nr 98. Pochowanych jest na nim 254 żołnierzy rosyjskich.


Teraz planujemy małą przerwę na kawę w Gorlicach. Marek mnie zaprasza z okazji Dnia Kobiet. Idziemy do znanej już nam cukierni „Italiana”, w której można napić się kawy i zjeść pyszne ciastko.

Zostały nam do odwiedzenia jeszcze cztery cmentarze. Wszystkie w Stróżówce. Jest ich tam pięć, ale na jednym już kiedyś byliśmy.


Zaczynamy od cmentarza nr 92. Jest położony z dala od drogi, więc robimy sobie krótki spacer. Nie jest szczególnie ciekawy, ale za to położony malowniczo wśród pól. Tutaj także pochowani są żołnierze rosyjscy. W zbiorowych grobach leży tu ich 98.


Kolejny cmentarz, oznaczony nr 93, jest położony tuż przy drodze do Garbacza, więc nie mamy problemu z jego odnalezieniem. Tu też spoczywa 98 żołnierzy rosyjskich, pochowanych w grobach zbiorowych. Szkoda, że tuż obok postawiony jest transformator, który bardzo szpeci ten cmentarz.

Podjeżdżamy kawałek dalej i parkujemy samochód, bo do dwóch kolejnych cmentarzy zamierzamy dotrzeć na nogach. Zwłaszcza, że dzień jest tak piękny i ciepły, więc spacer będzie przyjemnością.


Najpierw drogą, a potem łąkami, docieramy do cmentarza nr 94. Jest okazały, ale zaniedbany. Pochowano na nim 43 żołnierzy austro-węgierskich i 7 rosyjskich.


Potem, idąc dalej łąkami, docieramy do gruntowej drogi, a nią do kolejnego cmentarza. Oznaczonego numerem 96. Jest bardzo zaniedbany. Pochowano tu 15 żołnierzy austro-węgierskich i 7 rosyjskich.

Swoją drogą, po co tworzono dwa cmentarze tak niedaleko od siebie. Można było tych poległych pochować przecież na poprzednim.


Wracamy teraz już cały czas drogą. Wsiadamy do samochodu i jedziemy obejrzeć ostatni przewidziany na dzisiaj cmentarz. Też w Stóżówce. Po drodze mijamy cmentarz nr 95, ale się przy nim nie zatrzymujemy, bo, jak wspomniałam, już kiedyś go widzieliśmy.


Kawałek dalej jest cmentarz nr 97. Ten nas zaskakuje. To dziwne, że nie zauważyliśmy go poprzednim razem. To największy odwiedzony przez nas dzisiaj cmentarz, jeśli idzie o ilość pochowanych tu żołnierzy. 241 niemieckich, 37 austro-węgierskich i 65 rosyjskich – razem 343.


Cmentarz jest podzielony na pół alejką. Po jedne stronie, za bramą są groby rosyjskie. Mają formę niskich kamiennych kopców z małymi stelami. Były chyba na wszystkich żeliwne tablice, ale do naszych czasów większość nie dotrwała. Z tyłu są groby niemieckie i austro-węgierskie. To płaskie, ziemne mogiły w betonowych obramowaniach z betonowymi stelami i żeliwnymi tablicami inskrypcyjnymi. To ciekawe, że groby Rosjan są efektowniejsze i wymagające większego nakładu pracy. Pierwszy raz widzimy takie groby i bardzo się nam podobają.

Wracamy przez Bobową. Mamy jeszcze czas, więc zatrzymujemy się tam na chwilę. Ja dokładnie zwiedziłam miasteczko kilka lat temu, ale Marek zawsze zawsze był tam tylko przejazdem. Pora, żeby to nadrobił.


Parkujemy przy rynku i idziemy do zabytkowego kościoła pw. św. Zofii. To bardzo stara, gotycka świątynia, powstała w II poł. XV wieku. Jest murowana, kamienna, kryta gontem. Obok znajduje się także średniowieczna dzwonnica. Przez jakiś czas kościół należał do arian, którzy urządzili w nim stajnię. W XVII wieku wrócił do katolików. Przeżył kilka pożarów, następnie został odnowiony na początku XIX wieku. Ostatnio znowu przeszedł gruntowną renowację. Mamy szczęście, bo jest otwarty i możemy go obejrzeć wewnątrz. Potem wracamy na rynek. 


Kilka lat temu w domu należącym przed wojną do Markusa Jakuba Landaua obecny właściciel, pan Józef Gucwa przy wsparciu potomków Landaua, mieszkających w Nowym Yorku, stworzył tam żydowskie muzeum. Umieścił w nim cenne eksponaty, które zbierał przez wiele lat. W części budynku funkcjonuje kawiarenka i lodziarnia, czynna latem. Wtedy też można zwiedzić to ciekawe miejsce. Musimy się tam kiedyś wybrać.


Idziemy teraz do odnowionego niedawno kościoła parafialnego pw. Wszystkich Świętych. Powstał prawdopodobnie już na przełomie XIV i XV wieku, w stylu gotyckim. W XVI wieku był przekształcony w zbór luterański. Później wrócił do katolicyzmu, został przebudowany w okresie baroku, a następnie kolejny raz w wieku XIX. W środku zachowało się wiele średniowiecznych elementów.


Potem idziemy do synagogi. Ponoć to jeden z najcenniejszych zabytków żydowskiej architektury sakralnej w Polsce. Zbudowana w poł. XVIII wieku, spłonęła w wieku XIX, odbudowana w dzisiejszym kształcie. Mimo dewastacji przez Niemców, udało się jej przetrwać II wojnę światową, ale opuszczona niszczała. W 1955 roku została przerobiona na warsztaty tkackie dla miejscowej szkoły zawodowej. Kierownictwo szkoły zadbało jednak o zachowanie cennych detali architektonicznych i polichromii. W 1993 roku została odzyskana przez Gminę Żydowską. Rozpoczęto remont, który zakończył się w 2003 roku uroczystym jej otwarciem. Obecnie odbywają się tu nabożeństwa żydowskie podczas pielgrzymek chasydów do grobów cadyków bobowskich. Mieści się w niej także wystawa koronek i muzeum judaików. Warto by ją zobaczyć w środku.

W drodze powrotnej nawigacja, zamiast prowadzić nas prosto, każe skręcić w lewo. Marek to robi, ale jedziemy zupełnie nieznanymi terenami. Wjeżdżamy dość wysoko pod górę. Zupełnie nie wiemy, gdzie jesteśmy. Nagle pojawia się ciekawa kaplica i drewniany kościół. Stajemy tam, bo jest tablica Szlaku Architektury Drewnianej w Małopolsce, więc będziemy wiedzieć, gdzie jesteśmy.


A poza tym kościół jest ciekawy. Okazuje się, że zamiast w Korzennej, jak planowaliśmy, wylądowaliśmy w Mogilnie. Ale obydwoje jesteśmy z tego bardzo zadowoleni, bo żadne z nas tu nie było.


Pierwsze wzmianki o Mogilnie pochodzą z końca XIII wieku. W XIV wieku wybudowano tu drewniany kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Świątynia spłonęła około 1558 roku. Po pożarze we wsi postawiono kaplicę pw. św. Anny, która pełniła rolę kościoła aż do wybudowania w wieku XVIII nowego kościoła pw. św. Marcina biskupa z Tours. To drewniany kościół z drzewa modrzewiowego. Podobno jest bardzo ciekawy w środku. To dwa kroki od nas, trzeba się tu będzie kiedyś wybrać w niedzielę, żeby go zobaczyć w środku.

Zjeżdżamy do Paszyna, a stamtąd mamy już tylko kawałeczek do domu. Wycieczka była bardzo udana. Mieliśmy wspaniałą pogodę. Odwiedziliśmy wszystkie 12 zaplanowane cmentarze. Nie były, poza dwoma, zbyt ciekawe, ale to nie ma znaczenia. Zrobiliśmy sobie spacer po gorlickim parku miejskim i obejrzeliśmy ciekawe skałki w Sokole. Odwiedziliśmy sanktuarium w Kobylance i wypiliśmy kawę w Gorlicach. A w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Bobowej i całkiem niechcący w Mogilnie. Przeszliśmy ponad 10 kilometrów. Jak na jeden dzień, to całkiem sporo atrakcji, więc wracamy bardzo zadowoleni.



Pogórze Rożnowskie Gorlice Obniżenie Gorlickie Stróżówka Kobylanka Ropica Polska
Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.