PAŹDZIERNIK
Brodawnik jesienny (Leontodon autumnalis)

Tatry - 30 lipca 2024


Obiecałam starszemu synowi, że podczas jego kolejnych odwiedzin w Polsce pokażę mu Tatry, bo wstyd powiedzieć, nigdy ich nie widział. Kiedy z młodszym synem chodziliśmy po górach i zdobywaliśmy tatrzańskie szczyty, on nie był tym w ogóle zainteresowany. Teraz nagle zmienił zdanie.

Nie chodziło oczywiście nawet o pieszą wycieczkę, co podjechanie do jakiejś tatrzańskiej miejscowości i zobaczenie Tatr z bliska. Ubiegłoroczna wycieczka z Markiem na Rysy od słowackiej strony, kiedy to musieliśmy dojechać do Szczyrbskiego Jeziora (Štrbské Pleso), objazdem przez Tatrzańską Szczyrbę (Tatranská Štrba), nasunęła mi ciekawy pomysł. Marek wspomniał wtedy o kursującej z tej miejscowości do Szczyrbskiego Jeziora unikatowej kolejce zębatej. Pomyślałam sobie, że to mojemu synowi może się spodobać. Mnie zresztą też, bo jak poczytałam sobie o tej kolejce, to koniecznie zapragnęłam się nią przejechać.

Mieliśmy problem z dojazdem. Nawigacja w Białej Spiskiej (Spišská Belá) zażądała, żeby jechać na Poprad. Nie rozumiałam dlaczego, więc ją uparcie ignorowałam, aż w końcu zgłupiała. Syn włączył nawigację w swoim telefonie. Przypomniałam sobie o wtedy tym objeździe z ubiegłego roku. Widocznie remont Drogi Wolności (nr 537) się jeszcze nie zakończył. Skręciliśmy w Górnym Smokowcu (Horný Smokovec) na dół (w lewo), tak jak chciała nawigacja. Przejechaliśmy przez Dolny Smokowiec (Dolný Smokovec), dotarliśmy do drogi nr 534 i jadąc nią znaleźliśmy się w pobliżu lotniska w Popradzie. Zanim się zorientowaliśmy, byliśmy na autostradzie D1. A nie mieliśmy wykupionej opłaty! Potem obejrzałam to na mapie. Może by się dało dojechać omijając autostradę, ale trzeba by się było do tego bardzo dobrze wcześniej przygotować. No cóż... Pewnie zapłacę spory mandat. Ale za to przejechaliśmy Tunelem Bôrik. Pierwszy zjazd był akurat tam, gdzie usiłowaliśmy dojechać, czyli do Tatrzańskiej Szczyrby.


Dość szybko znaleźliśmy dworzec kolejowy. Można pod nim zaparkować za darmo. I jest sporo miejsca. Znaleźliśmy kasę biletową. Dwukrotnie się upewniałam, czy pani w okienku dobrze mnie zrozumiała. Bo za bilety w dwie strony za dwie osoby kazała mi zapłacić tylko 4 euro. Byłam bardzo zdziwiona taniością tego przejazdu, bo za dużo krótszy przejazd na Hrebionok zapłaciłam zimą 30 euro za dwie osoby. Ale potem przypomniało mi się, że w Telgarcie (Telgárt) przejazd kosztował podobnie. Widocznie ta kolejka podlega słowackim kolejom państwowym, a nie kolejom linowym, które mają bardzo wysokie ceny. Bilet kasuje się podobnie, jak u nas w autobusach.


Tutejsza kolejka zębata (Ozubnicová železnica), powstała pod koniec XIX wieku, kiedy to znacznie wzrosło zainteresowanie Tatrami i zaczęły powstawać górskie uzdrowiska, a wśród nich Szczyrbskie Jezioro. Pomysłodawcą powstania kolejki był ówczesny właściciel miejscowości, Jozef Szentivanyi. Szybko stworzono projekt, który zyskał akceptację władz i w 1896 roku  wjechali nią z Tatrzańskiej Szczyrby do Szczyrbskiego Jeziora pierwsi turyści. Była to kolejka parowa. Początkowo była czynna tylko latem i w sezonie narciarskim.

Po I wojnie światowej, kiedy powstała Czechosłowacja, kolejka została upaństwowiona. Podczas wielkiego kryzysu, z przyczyn ekonomicznych, w 1932 roku zawieszono połączenia, później wygasła koncesja, a w latach 40. część trakcji rozebrano.

W 1970 roku odbudowano kolejkę z uwagi na narciarskie mistrzostwa świata, które miały się odbyć właśnie w Tatrzańskim Jeziorze. Kolejka została zelektryfikowana.

W 2022 roku przeszła generalny remont. Pasażerowie jeżdżą teraz nowymi pociągami, wyprodukowanymi na Słowacji na licencji Stadlera.

Trasa kolejki to 3753 metry, na której to pokonuje ona 455 metrów przewyższenia. Czas przejazdu to 14-18 minut. I niezapomniane przeżycie, bo widoki na Podtatrze są niesamowite. Trzeba tylko zająć właściwe miejsca, żeby móc się nimi delektować.


Wysiadamy na dworcu w Szczyrbskim Jeziorze. W 1872 roku wspomniany już wyżej Jozef Szentivanyi, wybudował nad brzegiem tutejszego jeziora myśliwską chatę. Kilka lat później Węgierskie Towarzystwo Karpackie wybudowało tu schronisko turystyczne. Dało to początek osadzie, która szybko zamieniła się w uzdrowisko i jest obecnie jedną z najpopularniejszych miejscowości w słowackiej części Tatr.


Idziemy najpierw na spacer nad jezioro. Nazywa się tak samo, jak miejscowość, tyle że słowo pleso jest pisane z małej litery. (Štrbské pleso). Jest to duże jezioro wytopiskowe (19,76 ha), położone na wysokości 1346 m n.p.m.). Nad jego brzegiem zbudowano wiele hoteli i sanatoriów. Jest tu także przystań dla łódek, które można wynająć. Wokół jeziora jest poprowadzona ścieżka, przy której jest sporo atrakcji dla turystów. Ale chyba najpiękniejsze są widoki.


Zaplanowałam krótką pieszą wycieczkę. Żółtym szlakiem Doliną Młynicką (Mlynická dolina) do Wodospadu Skok (vodopád Skok). Myślę, że na pierwszy raz wystarczy. Dla mnie to jeden z ładniejszych szlaków w Tatrach Wysokich. Dalej prowadzi na przełęcz o nazwie Bystra Ławka. (Bystrá lávka 2315 m.p.m.). Byłam już tak kilkakrotnie. Zejście do Szczyrbskiego Jeziora jest sąsiednią Doliną Furkotną (Furkotská dolina).


Ten szlak ma tę zaletę, że dość krótko prowadzi lasem, więc prawie od samego początku można podziwiać piękne tatrzańskie widoki. Do Wodospadu Skok można się wybrać także zimą.


Jest sporo turystów. Nie spodziewałam się ich w środku tygodnia aż tylu, ale z roku na rok ich w Tatrach przybywa i robi się coraz ciaśniej na szlakach. Nie tylko w Polsce, ale od kilku lat także na Słowacji. Trzeba się z tym pogodzić.


Syn jest wyraźnie zachwycony Tatrami. To prawda, że wzięłam go w piękne miejsce, ale wyczuwam, że będzie chciał tu jeszcze wrócić. Szkoda, że nie chciał wcześniej dać się namówić na udział w naszych tatrzańskich wyprawach.


Docieramy pod słynny wodospad. Znajduje się on na wysokim progu skalnym, przegradzającym środkową część doliny. Ma wysokość 25 metrów. Robi niesamowite wrażenie.


Dalej się nie wybieramy, bo syn przyjechał do Polski z mocno pokaleczonymi piętami od nowych butów i dojście tutaj to i tak był dla niego spory wysiłek. To niby spacer, ale jednak 10 kilometrów w obie strony po kamieniach. A w sumie zrobiliśmy ponad 13. W takiej sytuacji wystarczy. Ale syn już cieszy się na kolejną wycieczkę w Tatry w przyszłym roku. Już nawet wiem, gdzie się wybierzemy.


Schodzimy na dół, robimy sobie jeszcze kolejny spacer nad jeziorem i wsiadamy do kolejki, żeby zjechać z powrotem do Tatrzańskiej Szczyrby.

Wracamy tym razem drogą nr 18. I na wszelki wypadek skręcam z niej w stronę Tatr i Drogi Wolności już w Mięguszowcach (Mengusovce), bo boję się, że znowu wyląduję na autostradzie. Jedziemy trochę z duszą na ramieniu, bo pojawiają się jakieś ostrzeżenia o zamkniętej drodze. Wszystko się jednak dobrze kończy. Wyjeżdżamy w miejscowości Vyšné Hágy. Natrafiamy co prawda na duży remont wiaduktu, ale jest możliwość przejechania. Dalej już nie ma większych problemów. Uciążliwy remont Drogi Wolności powoli dobiega końca, i myślę, że w przyszłym roku będzie zakończony.

To była bardzo udana wycieczka. Mimo problemów z dojazdem. Szczególnie cieszy mnie fakt, że drugi syn także poczuł magię Tatr i będę mogła chociaż trochę podzielić się z nim swoją pasją. 



Tatry Dolina Młynicka Wysokie Tatry Szczyrbskie Jezioro Tatrzańska Szczyrba Wodospad Skok
Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.