Trzy Korony - 3 grudnia 2022
Wszystko wskazywało na to, że w sobotę może pojawić się w górach szadź. Musiałam w związku z tym koniecznie się gdzieś wybrać. W piątek
śledziłam wszystkie dostępne kamery i prognozy pogody. Było ciekawie na
Jaworzynie Krynickiej, ale tam jakoś nie miałam ochoty pójść. Brałam też pod
uwagę Wierchomlę. Ale ponieważ Marek chciał się wybrać na Wysoką w Pieninach,
to śledziłam szczególnie uważnie to, co się działo z pogodą w Krościenku i Szczawnicy. Wyglądało obiecująco, zwłaszcza, jak wieczorem zaczął padać tam śnieg z deszczem.
Marek ostatecznie się ze mną nie wybrał. Pojechałam jednak w stronę Krościenka, bo kamera z Kluszkowiec pokazywała w piątek bardzo zachęcający widok z okolic
mojego ulubionego Wdżaru.
Rano świeciło słońce, chociaż ponoć miało być pochmurnie. Na
górach było tu i ówdzie sporo szadzi. Nawet dość nisko. Ale też sporo mgieł.
Koziarz w nich tonął, więc zrezygnowałam. Pojechałam dalej. W Krościenku
zauważyłam szadź przy szlaku na Trzy Korony, ale pojechałam dalej, na Przełęcz
Snozka. Może jak będzie tam ładnie, to pójdę na Lubań? Nie było ładnie. Była
paskudna mgła. Nic nie było widać, a mnie się chciało słońca.
Postanowiłam więc wrócić do Krościenka i pójść na Trzy
Korony. I to była świetna decyzja. Już na samym dole pojawiła się piękna szadź
i towarzyszyła mi na sam szczyt.
Ale nie było jej we wszystkich miejscach. Jej biel wspaniale
kontrastowała z kolorami jesieni, a zwłaszcza z rudością modrzewi, które nie
zrzuciły jeszcze szpilek. To były wspaniałe widoki.
Śniegu prawie nie było. Szło się dobrze, bo nie było oblodzeń.
Pojawiły się dopiero za Przełęczą Szopka.
Cały dzień towarzyszyło mi słońce. Im wyżej, tym szadzi na
drzewach było więcej. Co prawda, cały czas mocno opadała, więc było trochę tak, jakby
sypał śnieg.
Tatry na Przełęczy Szopka były dobrze widoczne, chociaż
trochę rozmyte z powodu ostro świecącego słońca.
Byłam bardzo nieszczęśliwa, bo coś sobie przestawiłam w aparacie i miałam czarny wyświetlacz. Kadrowałam więc zdjęcia „na wyczucie”. Na
szczęście w podglądzie ekran działał, więc mogłam sprawdzać efekty, Ale to
zajmowało mi sporo czasu i było denerwujące. Mimo to zdjęcia nie wyszły gorsze
niż zwykle.
Widoki z Trzech Koron były wspaniałe. I wiało słabo, więc
można było tam spędzić trochę czasu. Miałam szczęście, bo ponoć godzinę wcześniej
szczyt tonął we mgle i nic nie było widać. No i przekonałam się, że „ucieczka”
ze Snozki była dobrą decyzją. Może wczoraj było tam ładnie i była szadź, ale
dzisiaj nie było po niej śladu. Na
szczycie Lubania też.
Turystów było niewielu, w sumie razem w obie strony
spotkałam niewiele ponad dwadzieścia osób.
Po zejściu z platformy zrobiłam sobie przerwę, żeby cos
zjeść i napić się herbaty. I spotkała mnie tu śmieszna przygoda. Budka dla strażnika
parku pobierającego opłaty była pusta, więc tam się wygodnie rozsiadłam. I zostałam za niego wzięta. Najpierw jakaś para na mój widok mocno się
skonsternowała i odeszła na bok, a potem następna grupa zaczęła szukać
pieniędzy i w końcu zostałam zapytana, czy mogą zapłacić kartą. Kiedy wyjaśniłam,
że też jestem turystką i nie pobieram opłat, to wszystkim się mocno poprawiły humory, zwłaszcza tej parze, co odeszła na bok, bo przecież przyszli tu, żeby
wejść na platformę, a nie mieli czym zapłacić, wiec udawali, że nie są
zainteresowani.
Na zejście w dół założyłam sobie raczki, żeby nie martwić
się, że się poślizgnę. Wracałam sobie równie niespiesznie, jak szłam do góry, bo
to jest krótka trasa - taki dłuższy spacer – tylko 10 kilometrów. Szadzi
było zdecydowanie mniej niż rano. W niedzielę pewnie jej już nie będzie, więc
byłam zadowolona, że wybrałam się dzisiaj.
Na dole byłam już przed drugą. Tak, że o trzeciej jadłam już
w domu wyjęty z zamrażalnika pyszny bigos.
Wycieczka była bardzo udana. Nie spodziewałam się aż tak
ładnej pogody, no i takich widoków! Znowu trafiłam w miejsce, gdzie było
bajkowo pięknie. Chociaż zupełnie przez przypadek, bo wyjeżdżając z domu,
Trzech Koron w ogóle nie brałam pod uwagę!
Trzy Korony Pieniny