Tym razem postanowiłam zrealizować kolejną wycieczkę, którą
zaplanowałam w ubiegłym roku jesienią i która nie doszła do skutku. W Góry
Czerchowskie. Byliśmy tam już kilkakrotnie. Szczególnie byliśmy zadowoleni z ostatniej,
odbytej w październiku ubiegłego roku. Zdobyliśmy wtedy Veľką Javorinę
(1098 m n.p.m.)., Čergov (1050 m n.p.m.) i Žobrák (921 m
n.p.m.). Zrobiliśmy taką ładną, choć dość długą pętelkę z Hervartova.
Dzisiaj w planie mamy szczyt o nazwie Łysa (Lysá 1068 m
n.p.m.).
Jedziemy do miejscowości Drienica. Świetnie nam już znaną trasą przez Krynicę-Zdrój, Leluchów, Ľubotín, Lipany do Sabinova. Na początku tej miejscowości skręcamy w lewo na Drienicę. To znany na Słowacji ośrodek narciarski. Są tu cztery wyciągi i sporo dobrze przygotowanych i oświetlonych zjazdowych tras narciarskich. Są też wytyczone trasy biegowe.
Miejscowość całkiem ładna. Przejeżdżamy
całą i zatrzymujemy się na dużym parkingu przy starym kamieniołomie. To tzw. Starý
lom Drienica. Został bardzo ładnie zagospodarowany. Jest tam poprowadzona
ścieżka turystyczna, będąca sporą atrakcją. Drabiny, łańcuchy, stupački – coś co
bardzo lubię! Wchodzi się po nich do góry, a schodzi na dół poprowadzoną obok
ścieżką.
My nie schodzimy, tylko idziemy dalej do góry ścieżką doprowadzającą do czerwonego szlaku. Idziemy nim kawałek, potem schodzimy na rowerowy. I nim docieramy do niebieskiego szlaku, który doprowadza nas pod szczyt Lysej. To bardzo przyjemna trasa. Idziemy ładnymi leśnymi drogami i węższymi, urokliwymi ścieżynkami. Cały czas trawersami, więc nie zauważamy, że idziemy pod górę. Zresztą prawie 100 metrów przewyższenia zrobiliśmy w kamieniołomie. A na tej kilkukilometrowej trasie mamy tylko 250 metrów.
Las ma bardzo bogate runo, więc czas mi się nie dłuży, bo co
chwilę znajduję jakąś ciekawą roślinkę. Rośnie tu bardzo dużo sałatnicy leśnej,
która u nas występuje tylko w Beskidzie Niskim i Bieszczadach. A tutaj
miejscami są jej całe łany! I właśnie kwitnie!
Wychodzimy obok dużego hotelu z restauracją,
pamiętającego zdaje się lata 70. Wygląda na prawie opuszczony, ale pewnie jest
czynny zimą. Dochodzimy do asfaltowej drogi, którą można tu wyjechać prawie pod
sam szczyt. Mijamy Chatę Sport, w której jest restauracja i zdaje się miejsca
noclegowe (jest czynna, ale dzisiaj jest tu całkiem pusto).
Teraz czeka nas strome podejście zielonym szlakiem na szczyt
Lysej. A tak się fajnie do tej pory szło! Muszę przyznać, że mimo szlaków
narciarskich i wyciągów, wierzchołek nie jest zniszczony. Szkoda tylko, że pod
szczytem stoi stary autokar, przerobiony na czynny zimą bufet. Uroku temu
miejscu raczej nie dodaje!
W drodze na szczyt znajduję sporo storczyków bzowych. U nas już dawno
przekwitły. Tu wyszły dopiero teraz, bo pewnie długo utrzymywał się tu sztuczny
śnieg.
Na szczycie jemy drugie śniadanie i idziemy dalej szlakiem
zielonym w stronę drugiego szczytu. To Lysá hora o tej samej wysokości co Lysá –
(1068 m n.p.m.)
Szlak prowadzi teraz ładnymi, widokowymi polanami. Docieramy
najpierw pod brzydki pomnik partyzantów z II wojny światowej, a potem do urokliwej,
drewnianej kaplicy. To tzw. Oltár Kameň. To duży głaz, będący podobno w czasach
prehistorycznych kamieniem ofiarnym. Jest przy nim zbudowana wspomniana
kaplica, krzyż i ławeczki. Czasem są tu organizowane nabożeństwa
Wszędzie rośnie mnóstwo ciemiężycy zielonej, która pięknie
wygląda o tej porze roku.
Docieramy na miejsce nazwane Okrúhla (1060 m.n.p.m.). To nieduża płaska polana, na mapie jest jej nazwa, ale nie jest oznaczona jako szczyt. Lysá hora jest nieco powyżej, poza szlakiem i chyba nie ma na nią żadnej ścieżki.
Mieliśmy w planach dotrzeć jeszcze na szczyt o nazwie Ostrý kameň, ale zachmurzyło się i zaczęło grzmieć. Rzeczywiście, o tej porze była
tu zapowiadana burza. W związku z tym rezygnujemy i z Okrúhli idziemy dalej
ścieżką, o nazwie „Čergovský náučny chodník” i oznaczona jest żółto-białym kwadratem (na naszych mapach tego szlaku nie ma, jest zaznaczona tylko ścieżka).
Zaczyna lekko padać, ale weszliśmy akurat do lasu, więc nam
to zbytnio nie przeszkadza. Ubieramy peleryny i idziemy dalej. Grzmi, ale burza jest
gdzieś bardzo daleko.
Docieramy do ukrytego wśród drzew małego cmentarza.
Tabliczki są tak zatarte, że nie wiadomo, kto tu został pochowany. Może partyznanci,
a może był to cmentarz mieszkających tu wysoko ludzi, bo po chwili natrafiamy
na dawny przysiółek. Stoją tu stare domy, które ktoś usiłuje zagospodarować i przerobić na letniskowe.
Docieramy tutaj w idealnym czasie, bo zrobiła się nagle
ulewa i to z gradem. Możemy bezpiecznie przeczekać nawałnicę na ganku jednego z domów. Trwa to krótko, góra 15 minut i zaraz potem wychodzi słońce.
Idziemy ścieżką dalej, aż do skrzyżowania z niebieskim
szlakiem. Zresztą znak na tablicy sugeruje, że tu się ona kończy. My wchodzimy na
niebieski szlak i wracamy nim pod Chatę Sport.
Potem schodzimy na dół najpierw tą dojazdową drogą, o której
wspominałam, następnie schodzimy na szlak rowerowy, żeby po jakimś czasie
zamienić go na szlak niebieski, którym docieramy do dolnego odcinka dojazdowej
drogi. Stamtąd mamy już tylko kawałeczek do parkingu, gdzie zostawiliśmy
samochód.
Wróciliśmy bardzo zadowoleni, bo wycieczka była niezwykle udana.
Pogoda, poza krótką burzą, którą szczęśliwie spędziliśmy bezpiecznie pod
dachem, była świetna. Widoki piękne, mnóstwo roślin do obserwacji, trasa łatwa,
niemęcząca, no i niewątpliwa atrakcja w postaci przejścia drabinkami przez
stary kamieniołom.
Góry Czerchowskie Drienica Łysa