Beskid Sądecki - 30 grudnia 2018
Całe święta i pozostałą część tygodnia przesiedziałam w domu. Było paskudnie, a poza tym miałam obowiązki. Ale dość mocno z tego powodu cierpiałam. Pogoda na niedzielę nie zapowiadała się rewelacyjna. Ale sprawdziłam, że w wyższych partiach Gorców i Beskidu Sądeckiego jest śnieg. Postanowiłam się gdzieś wybrać, żeby go zobaczyć. Pod koniec grudnia wybór jest nieduży, bo dzień jest bardzo krótki. Na Turbaczu był piękny śnieg, ale trudno by mi było wyrobić się w czasie. Poza tym pogoda nie była zapowiadana dobra. Wszystkie moje ulubione zimą miejsca odwiedziłam stosunkowo niedawno, więc nie mogłam się zdecydować. Przyszła mi wtedy do głowy Przehyba z Gabonia. Chodziłam często tamtym szlakiem w dzieciństwie z Ojcem. Ale w zimie nie byłam tam nigdy. Prosta, szeroka droga, a wysoko powinien być śnieg. No i nie powinnam się w związku z tym zgubić.
Nie powinnam, ale oczywiście się zgubiłam. Zamiast skręcić w prawo, poszłam prosto do góry. Trwają tam akurat prace przy budowie nowej stokówki. Droga przypomina rzekę błota. Powinno mnie to zastanowić, ale wiem, że leśnicy nie przejmują się szlakami turystycznymi. Poza tym tak skupiałam się na tym, żeby nie utopić się w błocie, że nie zwracałam uwagi na brak oznaczeń szlaku. Miałam szczęście, że za mną poszły dwie młode dziewczyny. Dość szybko zorientowały się, że nie idziemy szlakiem. Na szczęście doszłyśmy do żółtego szlaku z Przysietnicy na Przehybę. Z ulgą zeszłyśmy z przebudowywanej stokówki. Na wszelki wypadek, żeby się znowu nie zgubić, szłam razem z nimi. Były bardzo sympatyczne. Przy okazji okazało się, że mamy wspólnego znajomego.
Szlak był dość stromy i szło się nim dość ciężko, bo śnieg był głęboki i stwardniały. Przeszły nim wcześniej na szczęście ze dwie osoby, tak że szłyśmy po ich śladach, ale były dość głębokie.
Pokazało się na chwilę błękitne niebo, więc od razu zrobiło się raźniej. Na szczycie było jednak znowu mgliście.
W schronisku spotkałam znajome małżeństwo, jednych z najaktywniejszych członków sądeckiego oddziału PTT. Nie opuszczają żadnych wycieczek, ale ponieważ w tę niedzielę PTT nie zorganizowało wycieczki, z uwagi na jutrzejszego sylwestra w górach, to wybrali się wyjątkowo sami, bo nie wyobrażają sobie niedzieli bez gór.
Wróciłam już grzecznie tym szlakiem, którym miałam iść w obie strony. Skręciłam tylko na chwilę na zielony szlak do Jazowska, bo nie chciało mi się jeszcze schodzić w tę szarość na dole.
Ale dzięki temu, że się zgubiłam, zrobiłam ładne kółeczko, a planowany spokojny spacer zamienił się w solidną górską wycieczkę. Nie żałuję! Mimo dość mglistej i pochmurnej pogody było bardzo pięknie! A Przehyba zimą bardzo mi się spodobała i na pewno tu jeszcze wrócę.
Nie powinnam, ale oczywiście się zgubiłam. Zamiast skręcić w prawo, poszłam prosto do góry. Trwają tam akurat prace przy budowie nowej stokówki. Droga przypomina rzekę błota. Powinno mnie to zastanowić, ale wiem, że leśnicy nie przejmują się szlakami turystycznymi. Poza tym tak skupiałam się na tym, żeby nie utopić się w błocie, że nie zwracałam uwagi na brak oznaczeń szlaku. Miałam szczęście, że za mną poszły dwie młode dziewczyny. Dość szybko zorientowały się, że nie idziemy szlakiem. Na szczęście doszłyśmy do żółtego szlaku z Przysietnicy na Przehybę. Z ulgą zeszłyśmy z przebudowywanej stokówki. Na wszelki wypadek, żeby się znowu nie zgubić, szłam razem z nimi. Były bardzo sympatyczne. Przy okazji okazało się, że mamy wspólnego znajomego.
Szlak był dość stromy i szło się nim dość ciężko, bo śnieg był głęboki i stwardniały. Przeszły nim wcześniej na szczęście ze dwie osoby, tak że szłyśmy po ich śladach, ale były dość głębokie.
Pokazało się na chwilę błękitne niebo, więc od razu zrobiło się raźniej. Na szczycie było jednak znowu mgliście.
W schronisku spotkałam znajome małżeństwo, jednych z najaktywniejszych członków sądeckiego oddziału PTT. Nie opuszczają żadnych wycieczek, ale ponieważ w tę niedzielę PTT nie zorganizowało wycieczki, z uwagi na jutrzejszego sylwestra w górach, to wybrali się wyjątkowo sami, bo nie wyobrażają sobie niedzieli bez gór.
Wróciłam już grzecznie tym szlakiem, którym miałam iść w obie strony. Skręciłam tylko na chwilę na zielony szlak do Jazowska, bo nie chciało mi się jeszcze schodzić w tę szarość na dole.
Ale dzięki temu, że się zgubiłam, zrobiłam ładne kółeczko, a planowany spokojny spacer zamienił się w solidną górską wycieczkę. Nie żałuję! Mimo dość mglistej i pochmurnej pogody było bardzo pięknie! A Przehyba zimą bardzo mi się spodobała i na pewno tu jeszcze wrócę.
Beskid Sądecki Przehyba Pasmo Radziejowej