LISTOPAD
Brodawnik jesienny (Leontodon autumnalis)

Beskid Niski - 1 listopada 2025


Strasznie mi się chce gdzieś wybrać, przynajmniej na dłuższy spacer. No, najlepiej w jakieś odludne miejsce, gdzie nie będzie ludzi. Przychodzi mi do głowy cmentarz na Rotundzie (771 m n.p.m.), którego nie zdążyliśmy z Markiem odwiedzić podczas naszej wycieczki po cmentarzach wojennych w styczniu. Zerkam na mapę i wymyślam trasę ze Zdyni, bo stamtąd będę szła rozległymi, widokowymi łąkami.

Można pójść GSB, bo prowadzi bezpośrednio na szczyt, ale ja, przyzwyczajona do chodzenia poza szlakami, wymyślam sobie spacer łąkami do góry bez szlaku. Idzie nimi jakaś ścieżka. Potem, już lesie, wejdę na GSB i dotrę nim na Rotundę. Z niej zejdę leśną drogą do kolejnej szerszej, łączącej Regietów ze Zdynią. Taki przyjemny spacer – góra 10 kilometrów. Na mapie dobrze to wygląda, a jak będzie w praktyce, to się okaże.

Jadę przez Ropę, Ujście Gorlickie i Kwiatoń. W Smerekowcu skręcam w prawo obok cerkwi na boczną drogę, bo przy niej później zamierzam zostawić samochód tuż przed mostem na Zdyniance.

Jak dojeżdżam na miejsce, to uświadamiam sobie, że już z tego miejsca kilka lat temu wychodziliśmy na Jaworzynę Konieczniańską (Javorina, 881 m n.p.m.).


Trochę niepokoi mnie fakt, że muszę wejść na te łąki obok jakiś zabudowań. Mogą być psy. Jest tam na szczęście jakiś człowiek, którego pytam, czy tędy wejdę na „moją” ścieżkę. Nie do końca rozumie mój pokrętny pomysł pójścia nie szlakiem, a łąkami. Pokazuje mi więc, którędy idzie GSB. To nawet niedaleko, ale drogę zagradza mi duże ogrodzone pastwisko, na którym pasie się stado krów. Poza tym już widzę drogę prowadzącą przez łąki, więc dziękuję mu za pomoc i idę po swojemu.


Jest piękny, słoneczny dzień. Trochę tu wieje, ale im bardziej zbliżam się do lasu, to robi się spokojniej. Jest wspaniale! Tylko ja i bezkresne łąki Beskidu Niskiego! Niestety, złota jesień się już powoli kończy. Z większości buków już opadły liście, ale trochę jeszcze zostało. No i złocą się brzozy i modrzewie, więc nadal jest pięknie.



Po drodze mijam sztuczne zrobiony, ale urokliwy mały stawek. Bardzo mi się podoba. A tuż pod lasem przebiega mi drogę sarenka. Nie chowa się jednak, tylko przystaje i z zaciekawieniem mi się przygląda.


Cały czas idę dość niewyraźną drogą, która dociera do granicy lasu. Tam pojawia się wyraźna szeroka droga. Tyle, że jest zakaz wstępu, bo ponoć to teren prywatny. Zamierzam jednak zaryzykować i spróbować nią pójść. Zerkam na mapę w telefonie, żeby sprawdzić, jak daleko jestem od GSB – okazuje się, że według niej zeszłam z drogi, która miała mnie tam doprowadzić. Ale przecież innej na tych łąkach nie było!


Idę więc na przełaj przez łąkę, zerkając w telefon. Docieram do kolejnej drogi wchodzącej do lasu. Teoretycznie to ta. Tak pokazuje mapa. Ale potem okazuje się, że znowu idę nie tak jak trzeba. W związku z tym schodzę z drogi i idę na przełaj przez las w stronę GSB. I to dobra decyzja, bo po chwili jestem na szlaku. W sumie, to nie żałuję, że się nieco pogubiłam, bo nazbierałam sobie trochę rydzów na kolację.



GSB prowadzi tu szeroką leśną drogą. Bardzo ładną. Korony buków nade mną są już bezlistne, ale sporo złocistych liści jest jeszcze na ich odroście. Sporo słońca. Idzie się bardzo przyjemnie, właściwie to po płaskim. Dopiero tuż pod szczytem szlak stromieje. Idę i cieszę się życiem. Mam świetny humor.


Niestety, jak podchodzę wyżej i wyłaniają się cmentarne wieże, to mi przechodzi. Okazuje się, że trafiłam na remont. Liczyłam na piękne zdjęcia, ale kolejny raz mam pecha. Część wież jest obudowana niestety rusztowaniami. 



Cmentarz wojenny nr 51 z I wojny światowej na Rotundzie zaliczany jest do najładniejszych Zachodniogalicyjskich Cmentarzy Wojennych. Zaprojektował go słynny Dušan Jurkovič. Pięć drewnianych, wysokich wież umieszczonych jest w obrębie koła, otoczonego kamiennym murkiem. Centralna wieża ma 16 metrów wysokości, a otaczające ją cztery po 12 metrów.

Pochowano tu 42 żołnierzy austro-węgierskich oraz 12 rosyjskich. 


Cmentarz w pewnym momencie był całkowicie zniszczony. Jak byłam tu z Lilą i Markiem po raz pierwszy w 2008 roku, to odtworzona została pierwsza wieża. I były nowe krzyże na nagrobkach. 10 lat później byłam tu znowu (2018) przy okazji wspomnianej już wycieczki na Jaworzynę Konieczniańską. Wtedy cały cmentarz był już cały pięknie odnowiony, bo prace remontowe zakończyły się w 2016 roku. Ale zdaje się, że znowu wymaga renowacji. Cóż, drewno jest nietrwałe, a wieże pokryte są całe gontami. Chociaż nie ma tam żadnego innego materiału poza jakimiś środkami chemicznymi, więc może chodzi tylko o ich zabezpieczenie. I rusztowania nie będą zbyt długo stały.


Spotykam tam sympatyczną parę. Przyjechali z centralnej Polski. Tyle mi zdradzili. Bardzo nam się miło gawędzi. Potem ja wracam w stronę Zdyni, a oni do Regietowa.



Idę kawałek GSB. Potem mam zaplanowane zejście leśną drogą. Są dwie. Ja mam ochotę pójść tą bliższą szczytu, bo teoretycznie wyprowadzi mnie na skraj łąk nad Regietowem, skąd wrócę sobie tą drogą, o której wspominałam. Patrząc w mapę, skręcam na widoczną drogę. Idę nią kilkadziesiąt metrów. GPS pokazuje, że dobrze idę. Ale po kolejnych kilkuset metrach już nie. A przecież nie było żadnego rozwidlenia! Ale może przegapiłam. Wracam do góry. Prawie do GSB. Żadnej innej drogi nie ma! A GPS znowu pokazuje, że jestem na dobrej! Coś tu się nie zgadza!


Po chwili namysłu schodzę nią na dół. To stara droga, więc musi gdzieś prowadzić. Według mnie powinna zejść do tej już dwukrotnie wspominanej drogi. Tylko mi szkoda, że nie wyjdę na te łąki nad Regietowem. Mówi się trudno…



Zerkam cały czas w telefon, żeby widzieć gdzie jestem. No, według mapy na leśnym bezdrożu, chociaż idę szeroką i wygodną drogą, ale coraz bliżej celu. Czasem tak bywa. Te mapy w telefonie są świetne, ale niekiedy zawodzą – pokazują drogi, których nie ma, albo nie pokazują tych, które są. Kilka razy mi się to już zdarzyło.


W końcu widzę drogę, do której zmierzam. Tyle, że żeby na nią wejść, muszę sforsować bród. Ale jest dość szeroki i głęboki, a nie ma żadnych kamieni na których można by postawić nogi. Idę więc wzdłuż potoku, przedzierając się przez pokrzywy, żeby znaleźć jakieś dogodne miejsce do przejścia na drugą stronę. Po kilkudziesięciu metrach udaje mi się takie znaleźć. Co prawda, znowu przez pokrzywy i chaszcze docieram do drogi, ale już jestem po właściwej stronie potoku.


Teraz już czeka mnie tylko przyjemny spacer szeroką leśną drogą. No może nie do końca, bo muszę sforsować kolejny dość szeroki bród. Ale tutaj to jest możliwe. Takie przejścia bardzo ułatwiają kije trekkingowe. Są niezastąpione.



Po jakimś czasie pojawia się nawet asfalt. Dość szybko i sprawnie docieram do mostu, przy którym zostawiłam samochód. To był bardzo przyjemny spacer. Mógłby być dłuższy, gdybym dotarła tak, jak chciałam, nad Regietów, ale nie narzekam. No i będę musiała tu wrócić, żeby sfotografować ten piękny cmentarz po remoncie. Ale zrobię to z przyjemnością.                                                 



Beskid Niski Rotunda cmentarze wojenne Zdynia
Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.