Międzygórze Spisko-Szaryskie (Hromovec i Ľubovnianska kotlina) - 25 maja 2024
Kolejna wycieczka na Słowację. Tym razem
naszym celem jest wypatrzona przez nas podczas poprzednich wycieczek wieża
widokowa w okolicy Kamenicy. Marek jest nią mocno zaintrygowany. Czemu nie?
Zerkam więc na mapę. To fragment Międzygórza
Spisko-Szaryskiego (Spišsko-šarišské medzihorie lub inaczej Sariš). To
obniżenie śródgórskie, ciągnące się od Starej Lubowli po Preszów. W jego
skład wchodzi sześć regionów: Ľubovnianska kotlina, Ľubotínska pahorkatina,
Jakubianska brázda, Hromovec, Šarišské podolie i Stráže.
Wieża, która nas interesuje, leży w regionie Hromovca.
Najwyższym szczytem tego pasma górskiego jest Hromovec (895 m n.p.m.) leżący
na jego drugim krańcu.
Na mapie w tym miejscu jest zaznaczonych sporo szlaków i ścieżek. I dwa
szczyty do zdobycia - Rohov (679 m n.p.m.) i Bálažka (643 m
n.p.m.). Zaliczenie pętli to 6-7
kilometrów, więc trochę mało. Wymyślam więc dwie inne atrakcje – Zamek Pławiec
(Hrad Plaveč) i ciekawe skałki w miejscowości Údol. To dobry pomysł, bo ma być
burzowo, a taka objazdowa wycieczka daje szansę w razie czego na jej
uniknięcie.
Jedziemy znowu tradycyjną trasą przez Krynicę-Zdrój,
Leluchów i Ľubotín, tym razem do Kamenicy.
Wiem, gdzie zostawimy samochód, bo znalazłam dobre miejsce
na mapie. Tuż za skrętem w lewo w stronę głównej części miejscowości, przy
siłowni pod chmurką. Szlak, którym pójdziemy, wychodzi po drugiej stronie
drogi.
Jest to oznaczony biało niebieskim kwadratem „Chodnik na
Rohov”, będący pętlą, zaczynającą się w niewielkim oddaleniu od siebie. My
wchodzimy na niego tuż za przystankiem autobusowym. Początkowy znak ścieżki
jest, ale potem już niestety żadnych znaków nie ma. Musimy iść intuicyjnie,
zerkając cały czas na mapę z GPS. Ścieżka nie jest prawie w ogóle uczęszczana,
czasami przedzieramy się przez krzaki i wysokie pokrzywy. Czyli zamiast
zaplanowanego spaceru jest to kolejna tzw. przez nas „wyprawa po przygodę”!
Natrafiamy na tunel. Całkiem długi. Nad nim poprowadzona jest linia kolejowa. Czyli, że idziemy, mimo braku oznaczeń dobrze, bo ścieżka miała przeciąć tory. O tunelu nie wiedzieliśmy, więc jest to dla nas spora atrakcja.
Potem ścieżka się kończy, a my, patrząc cały czas na mapę, docieramy do czerwono-żółtego szlaku. Tu są jakieś oznaczenia, ale po chwili musimy z tego szlaku zejść, żeby znowu wejść na ścieżkę oznaczoną biało-niebieskim kwadratem i dojść nią na Rohov. Oznaczeń znowu nie ma, chociaż przynajmniej ścieżka jest tutaj zdecydowanie widoczniejsza.
Prowadzą nas mapy.cz, więc oczywiście docieramy do punktu widokowego pod szczytem. Jest tam
krzyż, są ławeczki, całkiem profesjonalny grill i przygotowane drewno. Jednak,
sądząc, jak bardzo zarosło trawą, dawno nikt z niego nie korzystał.
Robimy sobie tu mały odpoczynek, podziwiamy widoki i idziemy
dalej. Nie znajdujemy oznaczenia szczytu – pewnie go nie ma, bo GPS pokazuje,
że jesteśmy na szczycie.
Potem idziemy dalej. Docieramy do zielonego szlaku.
Oznaczenia też są tu raczej efemeryczne, ale czasami się pojawiają. Po pewnym
czasie szlak wychodzi z lasu na ładną, rozległą polanę. Na jego skraju jest
źródełko. Potem docieramy do skrzyżowania z żółtym szlakiem. To sedlo Balažka. Przechodzimy
przez mostek na drugą stronę potoku. Jest tu miejsce odpoczynkowe dla turystów.
Można też rozpalić ognisko. Tu także kończy się żółty szlak. My idziemy dalej
zielonym, znowu bez oznaczeń. Rośnie tu mnóstwo poziomek, więc idziemy wolno.
Raz, że pod górę, a poza tym poziomki są takie pyszne!
W pewnym momencie do naszego zielonego szlaku dołącza
czerwony. Mijamy po prawej stronie Balažkę – szlak obchodzi szczyt. Nie ma
żadnej ścieżki tam prowadzącej, a zbocze jest strome i pewnie szczyt też nie
jest oznaczony.
Po jakimś czasie zza drzew wyłania się cel naszej wyprawy –
wieża widokowa „Rozhladna na Bálažce”. Nie jest wysoka, mierzy niecałe 14 metrów wysokości. I jest postawiona 50 metrów poniżej szczytu. Widok stąd jest
naprawdę wspaniały! Co prawda, część zasłania górująca nad wieżą Balažka, ale i tak jest na co popatrzeć. Choć i bez wieży widok jest piękny.
Znajduję tu zarazę czerwonawą, wiec jestem bardzo zadowolona, bo co prawda ją już widziałam, i to w sąsiedztwie, bo na wzgórzu zamkowym w Kamenicy, ale zdjęcia wyszły mi wtedy bardzo kiepskie, więc mam okazję zrobić nieco lepsze.
Schodzimy żółtym szlakiem do Kamenicy. Po drodze mijamy
kolejne źródełko i kolejny tunel, bo znowu musimy pokonać tory kolejowe. Te
tunele to duża atrakcja tego szlaku.
Schodzimy do miejsca, gdzie stoi tablica informująca, że
jest tu gdzieś cmentarz żydowski. Nie możemy go znaleźć, ale zauważamy przy
kolejnym źródełku i małych stawach Słowaka. Okazuje się, że te stawy i pobliska
pasieka należą do niego. Z tego, co zrozumiałam, to on (z sąsiadami, może z rodziną) postarał się o uporządkowanie tego miejsca i postawienie tablicy, ale
po cmentarzu właściwie nic nie zostało. Ponoć po wojnie zniszczono cały
cmentarz spychaczem. Teraz odkopany został ten kamienny fragment murów, Zachowało się też kilka macew, ale bez
inskrypcji.
W Internecie też prawie nic nie znajduję na ten temat.
Pierwsza wzmianka o tutejszych Żydach pochodzi ponoć z roku 1761. W połowie XIX wieku
mieszkało tu ich około 100. Cmentarz mieli w pobliskich Lipanach. Ten cmentarz
powstał prawdopodobnie w 1887 roku i były tu wtedy pochowane w większości malutkie
dzieci, zmarłe w wyniku epidemii, najprawdopodobniej krztuśca. Potem znowu
żydowskie pochówki odbywały się w Lipanach. Tyle.
Schodzimy do Kamenicy i wracamy w stronę Nowego Sącza. Jedziemy teraz nie na Leluchów, tylko na Starą Lubowlę (Stará Ľubovňa). Zatrzymujemy się w miejscowości Pławiec (Plaveč). W XIII wieku powstał tu zamek (Hrad Plaveč), którego ruiny do dzisiaj górują nad miejscowością. Celem powstania tej warowni było pilnowanie brodu na Popradzie, gdyż przechodziły tędy szlaki handlowe. Tak naprawdę to nie wiadomo nic o jego pierwszych właścicielach. Pierwsza pisemna wzmianka na jego temat dotyczy mianowania przez króla węgierskiego Wacława III krakowskiego biskupa, Jana Muskatę, podkanclerzym Królestwa Węgier i nadania krakowskiemu biskupstwu zamku Pławiec.
Zamek początkowo przechodził z rąk do rąk. W XV wieku na jakiś czas
zajęli go husyci.
W 1505 roku właścicielami zamku została rodzina Horvathów.
Gałąź rodziny go zamieszkująca z czasem zmieniła nazwisko na Palocsay, od nazwy
swojej siedziby (po węgiersku Pławec to Palocsa).
W ich rękach twierdza
pozostała do XIX wieku, kiedy to zmarł ostatni potomek tego rodu.
Był wielokrotnie oblegany, m.in. podczas najazdu Rakoczego,
ale nie został wtedy zdobyty.
W 1715 cesarz Karol VI nakazał niszczyć umocnienia starych
zamków, lub nawet całe zamki, jako siedliska buntowników. Także zamek w Pławcu.
Jednak ówczesny właściciel zamku przekonał rządową komisję, żeby zakwalifikowała
go jako obiekt mieszkalny, nie obronny.
Dzisiaj pozostały po nim malownicze ruiny, ale kiedyś był
całkiem sporą twierdzą. Chociaż początkowo nie był duży. Składał się najprawdopodobniej z donżonu, podłużnego budynku i niewielkiego dziedzińca.
Potem był systematycznie rozbudowywany. W XVI wieku dobudowano do niego trzy
wieże i podwyższono budynek mieszkalny o jedno piętro. W XVII wieku wzmocniono
mury obronne, ale zamek powoli tracił swoje funkcję jako twierdza, a zamieniał
się w reprezentacyjną siedzibę magnacką. W 1830 roku przebudowano go w stylu
klasycystycznym, ale zamek spłonął w 1856 roku, a potem wygasł ród Palcsayów i zamek popadł w ruinę. Ostatnio podjęte zostały próby zabezpieczenia ruin i częściowej ich rekonstrukcji. Z zamku jest piękny widok na Pławiec i okolicę.
Schodzimy z zamkowego wzgórza i jedziemy dalej. Teraz naszym
celem jest grupa skałek widoczna z drogi nr 68. Znajdują się one w pobliżu wsi Údol.
To tzw. Skalky pri Údole, będące pomnikiem przyrody. Na zdjęciu wyglądają
ciekawie. No i jest przy nich postawiona także wieża widokowa.
Dojazd jest nieco skomplikowany. Wieś leży po prawej
stronie, ale żeby do niej dojechać, trzeba najpierw skręcić w lewo, dojechać do
mostu nad drogą i nim przejechać na prawą stronę. Ale sprawdziłam to wcześniej
na mapie, więc daję radę.
Mijamy wieś i podjeżdżamy jak najbliżej skałek. Nie ma tu
zbyt wiele miejsca do zaparkowania, ale jakoś mi się to, przy pomocy Marka,
udaje.
Jest tędy poprowadzona widokowa ścieżka rowerowa. Chyba popularna, bo jest tu
dzisiaj sporo turystów. Skałki właściwie w całości są otoczone elektrycznym
pastuchem. Czyli, że wypasane jest tu bydło. Dziwna ochrona przyrody. A od strony ścieżki właściwie
niewidoczne. Usiłując znaleźć do nich dojście docieramy aż po wieżę widokową. Jest z niej rzeczywiście ciekawy
widok.
Wracamy, jeszcze raz szukamy, i w końcu znajdujemy do skałek dojście. Ścieżka
wychodzi przy znaku oznaczającego pomnik przyrody. Nie ma zakazu wejścia, więc
idziemy je obejrzeć.
Skalky pri Údole to grupa 8 skałek wapiennych wysokości od
3-13 metrów,. Wchodzą one w skład Pienińskiego Pasa Skałkowego, o którym
wspominałam jesienią ubiegłego roku, w opisie wycieczki „Bradlové pasmo w okolicy Kamenicy”. Przypominają one wyglądem zupełnie naszą Skałkę
Rogoźnicką. Też są miejscami czerwone i można tu wypatrzyć skamieniałe amonity.
Rośnie tutaj także sporo wapieniolubnych roślin. Zauważam pępawę
różyczkolistną, którą fotografowałam na Górze Filipa tydzień temu, no i zawilce
wielkokwiatowe.
Ale wisienką na torcie okazuje się kolejne znalezisko – już nie
na skałkach, a nieco dalej, na początku ścieżki rowerowej. Udaje mi się
zauważyć skupisko dwulistników muszych. Do tej pory widywałam tylko pojedyncze
okazy, a tu rośnie ich aż 12 obok siebie!
Wypatrzyłam z góry cerkiew, więc jedziemy w tamtym kierunku, żeby ją zobaczyć.
Wieś Údol została
założona w początkach wieku XIV. Była dość sporą osadą, jednak po pewnym czasie
się wyludniła i właściwie zanikła. W XVI wieku nową osadę założyli tu osadnicy
rusińscy – Łemkowie.
Zamieszkują oni tutaj do dzisiaj, o czym świadczy dwujęzyczna tablica z nazwą wsi. W miejscowości jest ładna murowana cerkiew greckokatolicka, zbudowana w 1866 roku na miejscu poprzedniej. Jest pw. św. Demetra Wielkomęczennika. Cerkiew jest niedawno odnowiona i bogato wyposażona w środku. Jest otwarta, wiec możemy ją sobie dokładnie obejrzeć. Zwracamy na wielką ilość chorągwi.
We wsi zachowało się trochę starych domów. My zwracamy uwagę
na te nowsze. Ciekawie wyglądają, ustawione szeregowo wzdłuż dość stromej
drogi.
Wracamy przez Starą Lubowlę i Piwniczną, bo mamy teraz tamtędy bliżej.
Wycieczka była bardzo udana. Co prawda, przeszliśmy tylko 12 kilometrów, ale za to odwiedziliśmy trzy ciekawe miejsca i dowiedzieliśmy się
sporo nowych rzeczy. A pogodę mieliśmy cały dzień świetną, mimo zapowiadanych
na ten dzień burzy.
Pieniński Pas Skałkowy Międzygórze Spisko-Szaryskie Pławiec Kamienica