Tatry Zachodnie - 3 sierpnia 2014
Wycieczka z Kołem Grodzkim sądeckiego PTTK
Kolejny raz
zapisuję się na wycieczkę na Rohacze. Moja trzecia próba zdobycia tej góry. Ale
niektórzy z tej grupy próbowali po sześć razy, więc nie jestem rekordzistką.
Pierwszy raz
nawet nie wyszliśmy na szlak. Po dojechaniu do Zverovki przewodnik podjął
decyzję o powrocie. Tak lało. Drugi raz wyjechały z Nowego Sącza na zdobycie
tych kapryśnych szczytów dwie wycieczki – PTTK i PTT. Ja byłam z PTTK. Każda
grupa poszła inną trasą. PTT tradycyjne, przez Smutną Przełęcz, PTTK przez Rakoń
i Wołowiec. Warunki były też bardzo trudne. Wiał silny wiatr. Grupa PTT dotarła do szczytu, chociaż z trudem. My
doszliśmy na Wołowiec. Tam przewodnik podjął decyzję o wycofaniu się. Żeby nam
to zrekompensować, poszliśmy na Grzesia, a potem zeszliśmy do Zverovki. Trochę
było nam przykro, zwłaszcza, że PTT dało radę, ale rozumieliśmy decyzję
przewodnika.
Tym razem
też mam nikłe szanse. Mam kłopoty z nogami i raczej Rohaczy nie zdobędę. Ale
postanawiam, że jak nie będę sobie radzić, to pójdę sama nad Rohackie
Stawy. Trudno.
Tym razem
pogoda jest niezła, chociaż mogą być burze.
Dzielnie
docieram do rozwidlenia na Rohackie Stawy i Smutną Przełęcz. Koniecznie chcę
zdobyć Rohacze, chociaż jestem w nienajlepszej kondycji, a na dodatek strasznie
się boję przejścia przez słynnego Rohackiego Konia. Ruszam jednak z grupą. Raz
kozie śmierć!
Dotarcie na
Smutną Przełęcz jest dla mnie nie lada wyzwaniem. Wlekę się z trudem, ale na
szczęście w grupie jest kilka słabszych ode mnie osób.
Na przełęczy kilka osób zawraca. A we mnie wstępuje energia. Za nic się nie poddam! Dzisiaj, albo już nigdy! Przejście granią jak zwykle sprawia mi dużą frajdę. Tylko ten koń….
Zauważamy nadciągającą od strony Barańca burzę. Przewodnik każe nam się spieszyć. Żeby zdążyć zejść z grani, zanim dogoni nas burza. W pewnym momencie pytam, kiedy dojdziemy do Rohackiego Konia. Ku mojemu bezbrzeżnemu zdziwieniu, dowiaduję się, że już dawno został za nami. Tak się bałam, oglądałam z lękiem zdjęcia, a potem przeszłam, nie zauważając trudności. Strach przed nadciągającą burzą okazał się większy.
Wołowiec
obeszliśmy bokiem, żeby w razie czego burza nie dopadła nas na szczycie.
Przeszła obok, a nas deszcz zmoczył trochę dopiero na samym dole.
Tym razem
Rohacze okazały się dla nas łaskawe i pozwoliły nam na przejście swoją skalistą granią. Byliśmy wszyscy bardzo szczęśliwi!
Tatry Rohacze Zachodnie Tatry