GRUDZIEŃ
Sosna zwyczajna (Pinus sylvestris)

Bretka - 18 lipca 2024


Postanowiłam poświęcić nieco czasu botanice, a ściślej mówiąc, wzbogaceniu mojego atlasu roślin o jakieś nowe gatunki, bo w tym roku za wiele ich nie przybyło. Co prawda, ostatnio w Tatrach Bielskich udało mi się wypatrzyć dwa nowe gatunki, dzwonek szerokolistny (Campanula latifolia) i traganek zwisłokwiatowy (Astragalus penduliflorus), ale to tylko zaostrzyło mój apetyt.

W ubiegłym roku wybrałam się wspólnie z panem Dariuszem Tlałką do Kotliny Rimawskiej na Słowacji (niedaleko węgierskiej granicy), żeby sfotografować widliczkę szwajcarską (Selaginella helvetica), paprotnik, który niestety w Polsce już wyginął. Pan Dariusz miał na nią dokładne namiary. Zobaczenie tego unikatowego gatunku było jego marzeniem i było mi przyjemnie pomóc mu je zrealizować. Nie mieliśmy szczęścia, bo zaraz po odszukaniu widliczki pojawiły się burze z ulewnymi deszczami i musieliśmy zrezygnować z dalszej części wycieczki. Ale, zanim dotarliśmy do widliczki, udało mi się zaobserwować jeszcze cztery inne gatunki, których nigdy nie widziałam: kokornak powojnikowaty (Aristolochia clematitis), oset pagórkowy (Carduus collinus), zapłonkę brunatną (Nonea pulla),  dąb burgundzki (Quercus cerris).

Domyślałam się, że musi tam rosnąć wiele innych, ciekawych, a nieznanych mi gatunków, więc postanowiłam, że na pewno do tego miejsca wrócę.

Decyzję o wyjeździe podjęłam spontanicznie. Miałam akurat wolny dzień, pogoda zapowiadała się ładna, więc pomyślałam: Czemu nie?

Pojechałam trochę z duszą na ramieniu. Sama, aż pod węgierską granicę, 4 godziny jazdy w jedną stronę, bardzo wymagającymi górskimi drogami. Po drodze aż 12 razy napotkałam na roboty drogowe – wszystkie na tym trudnym górskim fragmencie trasy, gdzie są same serpentyny, i którymi przejazd bez utrudnień jest wystarczająco stresujący. Ale dałam radę!

Bezpiecznie dotarłam do miejscowości Bretka, będącej celem mojej podróży. Znajduje się tu rezerwat przyrody o nazwie „Przełom Murania” (Prielom Muráňa). Jest tam poprowadzony szlak turystyczny, a także ścieżka przyrodnicza. Korzystając z obu, można zrobić pętlę.

W ubiegłym roku pracowicie szukaliśmy wejścia na szlak. Ale był źle oznaczony i całkowicie zarośnięty. Wróciliśmy więc pod okolice cmentarza, gdzie zostawiliśmy samochód. Przeszliśmy przez cmentarz i okazało się, że z niego z boku odchodzi ścieżka, która doprowadza i do zielonego szlaku, i do ścieżki. Ta ścieżka mnie głównie interesuje, bo jest poprowadzona łąkami. Jestem przekonana, że będzie tam rosło sporo ciekawych roślin.


Oczywiście, żadnej ścieżki nie ma, znajduję na drzewie tylko jedno oznaczenie, to znaczy, że była tu kiedyś wyznaczona. Nikt tędy nie chodzi, poza takimi nawiedzonymi istotami jak ja. Ale na mapie ścieżka jest, więc zerkam co jakiś czas w telefon, żeby z niej nie zejść. Zdaje się, była poprowadzona na linii lasu i łąki. Ja też tak idę – bo po pierwsze, jest tu trochę cienia, a upał jest niemiłosierny, poza tym tu rosną najciekawsze rośliny, bo dalsza część łąki to pastwisko, na którym wypasa się bydło. Rosną na niej kępy dębu burgundzkiego. Służą krowom za schronienie przed palącymi promieniami słońca. Ja też korzystam z ich cienia.


Zaraz na początku, po przejściu mostka, nad brzegiem Murania znajduję prawoślaz lekarski (Althaea officinalis). Pierwsza roślinka do kolekcji już jest!

Potem, powyżej, w murawach naskalnych natrafiam na czosnek żółty (Allium flavum), który tu rośnie masowo. W Polsce ta roślina nie występuje i nigdy jeszcze jej nie widziałam.



Rośnie tu także pajęcznica gałęzista (Anthericum ramosum), oset zwisły (Carduus nutans), przetacznik kłosowy (Veronica spicata), chaber nadreński (Centaurea stoebe), krzyżownica wielkokwiatowa (Polygala major), żebrzyca sina (Seseli osseum), mikołajek polny (Eryngium campestre) i szyplin jedwabisty (Dorycnium germanicum).

W ubiegłym roku, poza gatunkami, które wymieniłam na początku, widziałam tu dzwonek syberyjski (Campanula sibirica), dziewannę firletkową (Verbascum lychnitis), powojnik prosty (Clematis recta) i całe łany szafirka miękkolistnego (Muscari comosum).


Potem natrafiam na dwa krwawniki. Nigdy takich jeszcze nie widziałam. Jeden to najprawdopodobniej krwawnik szlachetny (Achillea nobilis), a drugi kojarzy mi się z krwawnikiem pagórkowym (Achillea collina), ale to muszę dokładnie sprawdzić.


Rosną tu całe łany marchwi pospolitej, ale pomiędzy nią także inne selerowate. Jedna roślina rzuca mi się w oczy. Przypomina żebrzycę siną, ale ma inny kolor liści. Potem w domu udaje mi się ją oznaczyć. To żebrzyca roczna (Seseli annuum).

Znajduję tu także ciekawy gatunek trawy. Udaje mi się ustalić jej nazwę - to palczatka kosmata (Bothriochloa ischaemum). Niestety, nie przyłożyłam się do zrobienia zdjęć, i wszystkie okazują się nieostre. Dobry powód, żeby tu wrócić.



Potem ze ścieżki schodzę na zielony szlak, prowadzący brzegiem Murania. Jest on uczęszczany przez turystów, więc ścieżka jest dobrze widoczna. Idzie cały czas lasem. W miejscu, gdzie łączy się z żółtym, po drugiej stronie rzeki, są ruiny starego młyna. Potem docieram do jaskini – nazywa się Hutnianska jaskyňa.  


Cały przełom jest bardzo malowniczy i bardzo mi się tu podoba. Szkoda tylko, że atakują mnie różne insekty i wychodzę stamtąd nieco pokąsana. Turystów nie spotykam żadnych, ale w weekendy pewnie się pojawiają.

Docieram do mostku. Po drugiej stronie Murania zauważam ścieżkę. Myślę, że może można dotrzeć nią do ruin tego młyna, o którym wspominałam. Nie zerknęłam jednak na mapę i to był błąd. Ta ścieżka doprowadzała do jaskini Peško, wartej obejrzenia. I było to całkiem blisko! Gdybym nią poszła, to zrobiłabym pełną pętlę i wróciłabym z powrotem na parking. Cóż, za głupotę się płaci!



Wracam, tak, jak przyszłam. Ale zapamiętałam, że ścieżka przyrodnicza prowadzi także w drugą stronę, więc postanawiam się nią przejść. Oglądam ruiny kaplicy św. Andrzeja i jakiś kościół (chyba nieczynny), potem mały bunkier. Pod kaplica znajduję roślinkę, która rzuca mi się w oczy i zaczynam się jej bacznie przyglądać. Okazuje się, że to sierpnica pospolita (Falcaria vulgaris). Widziałam jej liście na Słowackim Krasie, a potem w Małych Karpatach. Ale chciałam mieć zdjęcie jej kwiatów i teraz mi się to udaje. Dodatkowo zauważam ciekawy rozchodnik. Wiem, że jest u nas często uprawiany, ale tu rośnie masowo na skałach pod ruinami kaplicy. W domu oznaczam go jako rozchodnik kaukaski (Sedum spurium). U nas też dziczeje, ale spotykany jest częściej w zachodniej części kraju.


Idę ścieżką dalej. W stronę jaskini Peško, o czym nie mam pojęcia, bo nie zerkam na mapę. Ścieżka nie jest zbyt ciekawa, toteż, jak docieram w pobliże jakiegoś gospodarstwa, to tchórzę i zawracam. A potem, już w domu, przyglądając się mapie, z żalem stwierdzam, że byłam już kilkaset metrów od wspomnianej wyżej jaskini! Szkoda! Ale mam dodatkowy powód, żeby tu wrócić!

W drodze powrotnej zauważam roślinę, o której już od dawna marzyłam, a jakoś nie mogłam na nią natrafić. To kocimiętka właściwa (Nepeta cataria). Cieszę się jak dziecko!

Po powrocie rozsiadam się na pustym przystanku autobusowym, bo jest tam cień. Dochodzi trzecia, więc najwyższa pora coś zjeść.

Jestem bardzo zadowolona ze swoich znalezisk. Pora jednak wracać, bo przed mną cztery godziny trudnej trasy powrotnej.

Zatrzymuję się jeszcze na chwilę przy wjeździe na główną drogę. Przy przejeździe kolejowym o nazwie Gemerská Panica w rowie zauważam jakąś okazałą roślinę. Na pewno takiej jeszcze takiej nie widziałam. Okazuje się, że to mlecz błotny (Sonchus palustris). Cieszę, że się zatrzymałam, bo przybędzie mi kolejna roślina do kolekcji!

Jestem tak szczęśliwa, że droga powrotna mi się nie dłuży. I nawet te roboty drogowe są jakby mniej uciążliwe!

Zatrzymuję się, podobnie jak rano, na krótki odpoczynek w Kvetnicy koło Popradu.

Po minięciu Starej Lubowli nagle przychodzi mi do głowy pomysł, żeby wreszcie podjechać do Kremnej (Kremná). To taka wioska niedaleko naszej granicy. Od ponad 10 lat mnie intryguje. Z drogi nie jest właściwie widoczna, natomiast widać murowaną cerkiew i jakiś stary budynek obok. Świątynia została ostatnio wyremontowana. Nigdy nie mamy czasu, żeby tam zajrzeć. Wracamy z naszych wycieczek z reguły zmęczeni i nie mamy już na to ochoty. Ale dzisiaj jestem sama i pełna adrenaliny po udanej botanicznej wyprawie, więc czemu nie?


Kiedyś już wspominałam o tej miejscowości. Istniała już najprawdopodobniej w XIII wieku, założona przez osadników niemieckich i lokowana na prawie niemieckim. Wskazuje na to pierwotna nazwa wsi – Krempach (Krumpach, Krampachy, Krempach pri Lubovni). Był tu wtedy punkt poboru myta i zajazd. Nazwa Kremná została nadana tej miejscowości dopiero w 1949 roku.

Ponownie zasiedlona w XVI w. za zgodą króla Zygmunta Augusta przez Wołochów.


W XVIII wieku zbudowano tu murowaną cerkiew w stylu józefińskim pw. Opieki Najświętszej Marii Panny. W 1983 roku uderzył w nią piorun kulisty i dlatego prawdopodobnie przez lata mogła być nieużywana i niszczała. Ale niedawno została pięknie odremontowana.

A w XIX wieku była tam huta szkła. W 1920 roku rozpoczął też działalność tartak parowy.


Po zjechaniu do wsi okazuje się, że to duża, zadbana miejscowość. Bardzo mi się tu podoba. Na wjeździe do wsi, na rozstaju dróg zbudowana została niedawno nowa kapliczka poświęcona Matce Bożej. Być może tej samej, która jest patronką tutejszej cerkwi.

Myślę, że nadal zamieszkują ją Rusini, chociaż tablica z nazwą nie jest dwujęzyczna. Nie pojawiają się tu raczej turyści, więc poza cerkwią i jej okolicą nie odważam się na robienie zdjęć, a szkoda, bo jest tu sporo starych zadbanych domów. No i jest bardzo sielski klimat.

Wracam do domu szczęśliwa – to był wspaniale spędzony dzień. Było warto się poświęcić!



Kotlina Rimawska Pogórze Popradzkie Bretka Kremna Przełom Murania
Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.