Bretka - 18 lipca 2024
Postanowiłam poświęcić nieco czasu botanice, a ściślej
mówiąc, wzbogaceniu mojego atlasu roślin o jakieś nowe gatunki, bo w tym roku
za wiele ich nie przybyło. Co prawda, ostatnio w Tatrach Bielskich udało mi się
wypatrzyć dwa nowe gatunki, dzwonek szerokolistny (Campanula latifolia) i traganek
zwisłokwiatowy (Astragalus penduliflorus), ale to tylko zaostrzyło mój apetyt.
W ubiegłym roku wybrałam się wspólnie z panem Dariuszem
Tlałką do Kotliny Rimawskiej na Słowacji (niedaleko węgierskiej granicy), żeby
sfotografować widliczkę szwajcarską (Selaginella helvetica), paprotnik, który
niestety w Polsce już wyginął. Pan Dariusz miał na nią dokładne namiary.
Zobaczenie tego unikatowego gatunku było jego marzeniem i było mi przyjemnie
pomóc mu je zrealizować. Nie mieliśmy szczęścia, bo zaraz po odszukaniu
widliczki pojawiły się burze z ulewnymi deszczami i musieliśmy zrezygnować z dalszej części wycieczki. Ale, zanim dotarliśmy do widliczki, udało mi się
zaobserwować jeszcze cztery inne gatunki, których nigdy nie widziałam: kokornak
powojnikowaty (Aristolochia clematitis), oset pagórkowy (Carduus collinus),
zapłonkę brunatną (Nonea pulla), dąb burgundzki (Quercus cerris).
Domyślałam się, że musi tam rosnąć wiele innych, ciekawych,
a nieznanych mi gatunków, więc postanowiłam, że na pewno do tego miejsca wrócę.
Decyzję o wyjeździe podjęłam spontanicznie. Miałam akurat
wolny dzień, pogoda zapowiadała się ładna, więc pomyślałam: Czemu nie?
Pojechałam trochę z duszą na ramieniu. Sama, aż pod
węgierską granicę, 4 godziny jazdy w jedną stronę, bardzo wymagającymi górskimi
drogami. Po drodze aż 12 razy napotkałam na roboty drogowe – wszystkie na tym
trudnym górskim fragmencie trasy, gdzie są same serpentyny, i którymi przejazd
bez utrudnień jest wystarczająco stresujący. Ale dałam radę!
Bezpiecznie dotarłam do miejscowości Bretka, będącej celem mojej
podróży. Znajduje się tu rezerwat przyrody o nazwie „Przełom Murania” (Prielom
Muráňa). Jest tam poprowadzony szlak turystyczny, a także ścieżka przyrodnicza.
Korzystając z obu, można zrobić pętlę.
W ubiegłym roku pracowicie szukaliśmy wejścia na szlak. Ale był źle oznaczony i całkowicie zarośnięty. Wróciliśmy więc pod okolice cmentarza, gdzie zostawiliśmy samochód. Przeszliśmy przez cmentarz i okazało się, że z niego z boku odchodzi ścieżka, która doprowadza i do zielonego szlaku, i do ścieżki. Ta ścieżka mnie głównie interesuje, bo jest poprowadzona łąkami. Jestem przekonana, że będzie tam rosło sporo ciekawych roślin.
Oczywiście, żadnej ścieżki nie ma, znajduję na drzewie tylko jedno oznaczenie,
to znaczy, że była tu kiedyś wyznaczona. Nikt tędy nie chodzi, poza takimi nawiedzonymi
istotami jak ja. Ale na mapie ścieżka jest, więc zerkam co jakiś czas w telefon, żeby z niej nie zejść. Zdaje się, była poprowadzona na linii lasu i łąki. Ja też tak idę – bo po pierwsze, jest tu trochę cienia, a upał jest niemiłosierny, poza tym tu
rosną najciekawsze rośliny, bo dalsza część łąki to pastwisko, na którym wypasa
się bydło. Rosną na niej kępy dębu burgundzkiego. Służą krowom za schronienie
przed palącymi promieniami słońca. Ja też korzystam z ich cienia.
Zaraz na początku, po przejściu mostka, nad brzegiem Murania
znajduję prawoślaz lekarski (Althaea officinalis). Pierwsza roślinka do
kolekcji już jest!
Potem, powyżej, w murawach naskalnych natrafiam na czosnek
żółty (Allium flavum), który tu rośnie masowo. W Polsce ta roślina nie
występuje i nigdy jeszcze jej nie widziałam.
Rośnie tu także pajęcznica gałęzista (Anthericum ramosum), oset zwisły (Carduus nutans), przetacznik kłosowy (Veronica spicata), chaber nadreński (Centaurea stoebe), krzyżownica wielkokwiatowa (Polygala major), żebrzyca sina (Seseli osseum), mikołajek polny (Eryngium campestre) i szyplin jedwabisty (Dorycnium germanicum).
W ubiegłym roku, poza gatunkami, które wymieniłam na początku, widziałam tu dzwonek syberyjski (Campanula sibirica), dziewannę firletkową (Verbascum lychnitis), powojnik prosty (Clematis recta) i całe łany szafirka miękkolistnego (Muscari comosum).
Potem natrafiam na dwa krwawniki. Nigdy takich jeszcze nie widziałam. Jeden to najprawdopodobniej krwawnik szlachetny (Achillea nobilis), a drugi kojarzy mi się z krwawnikiem pagórkowym (Achillea collina), ale to muszę dokładnie sprawdzić.
Rosną tu całe łany marchwi pospolitej, ale pomiędzy nią
także inne selerowate. Jedna roślina rzuca mi się w oczy. Przypomina żebrzycę
siną, ale ma inny kolor liści. Potem w domu udaje mi się ją oznaczyć. To
żebrzyca roczna (Seseli annuum).
Znajduję tu także
ciekawy gatunek trawy. Udaje mi się ustalić jej nazwę - to palczatka kosmata (Bothriochloa
ischaemum). Niestety, nie przyłożyłam się do zrobienia zdjęć, i wszystkie
okazują się nieostre. Dobry powód, żeby tu wrócić.
Potem ze ścieżki schodzę na zielony szlak, prowadzący brzegiem Murania. Jest on uczęszczany przez turystów, więc ścieżka jest dobrze widoczna. Idzie cały czas lasem. W miejscu, gdzie łączy się z żółtym, po drugiej stronie rzeki, są ruiny starego młyna. Potem docieram do jaskini – nazywa się Hutnianska jaskyňa.
Cały przełom jest bardzo malowniczy i bardzo mi się tu
podoba. Szkoda tylko, że atakują mnie różne insekty i wychodzę stamtąd nieco
pokąsana. Turystów nie spotykam żadnych, ale w weekendy pewnie się pojawiają.
Docieram do mostku. Po drugiej stronie Murania zauważam
ścieżkę. Myślę, że może można dotrzeć nią do ruin tego młyna, o którym
wspominałam. Nie zerknęłam jednak na mapę i to był błąd. Ta ścieżka
doprowadzała do jaskini Peško, wartej obejrzenia. I było to całkiem blisko!
Gdybym nią poszła, to zrobiłabym pełną pętlę i wróciłabym z powrotem na parking. Cóż,
za głupotę się płaci!
Wracam, tak, jak przyszłam. Ale zapamiętałam, że ścieżka
przyrodnicza prowadzi także w drugą stronę, więc postanawiam się nią przejść.
Oglądam ruiny kaplicy św. Andrzeja i jakiś kościół (chyba nieczynny),
potem mały bunkier. Pod kaplica znajduję roślinkę, która rzuca mi się w oczy i zaczynam się jej bacznie przyglądać. Okazuje się, że to sierpnica pospolita (Falcaria
vulgaris). Widziałam jej liście na Słowackim Krasie, a potem w Małych Karpatach. Ale chciałam mieć zdjęcie
jej kwiatów i teraz mi się to udaje. Dodatkowo zauważam ciekawy rozchodnik.
Wiem, że jest u nas często uprawiany, ale tu rośnie masowo na skałach pod
ruinami kaplicy. W domu oznaczam go jako rozchodnik kaukaski (Sedum spurium). U nas też dziczeje, ale spotykany jest częściej w zachodniej części kraju.
Idę ścieżką dalej. W stronę jaskini Peško, o czym nie mam
pojęcia, bo nie zerkam na mapę. Ścieżka
nie jest zbyt ciekawa, toteż, jak docieram w pobliże jakiegoś gospodarstwa, to tchórzę i zawracam. A potem, już w domu, przyglądając się mapie, z żalem stwierdzam, że
byłam już kilkaset metrów od wspomnianej wyżej jaskini! Szkoda! Ale mam
dodatkowy powód, żeby tu wrócić!
W drodze powrotnej zauważam roślinę, o której już od dawna
marzyłam, a jakoś nie mogłam na nią natrafić. To kocimiętka właściwa (Nepeta
cataria). Cieszę się jak dziecko!
Po powrocie rozsiadam się na pustym przystanku autobusowym,
bo jest tam cień. Dochodzi trzecia, więc najwyższa pora coś zjeść.
Jestem bardzo zadowolona ze swoich znalezisk. Pora jednak wracać, bo przed mną cztery godziny trudnej trasy powrotnej.
Zatrzymuję się jeszcze na chwilę przy wjeździe na główną
drogę. Przy przejeździe kolejowym o nazwie Gemerská Panica w rowie zauważam
jakąś okazałą roślinę. Na pewno takiej jeszcze takiej nie widziałam. Okazuje
się, że to mlecz błotny (Sonchus palustris). Cieszę, że się zatrzymałam, bo
przybędzie mi kolejna roślina do kolekcji!
Jestem tak szczęśliwa, że droga powrotna
mi się nie dłuży. I nawet te roboty drogowe są jakby mniej uciążliwe!
Zatrzymuję się, podobnie jak rano, na krótki odpoczynek w Kvetnicy koło Popradu.
Po minięciu Starej Lubowli nagle przychodzi mi do głowy
pomysł, żeby wreszcie podjechać do Kremnej (Kremná). To taka wioska niedaleko
naszej granicy. Od ponad 10 lat mnie intryguje. Z drogi nie jest właściwie
widoczna, natomiast widać murowaną cerkiew i jakiś stary budynek obok.
Świątynia została ostatnio wyremontowana. Nigdy nie mamy czasu, żeby tam
zajrzeć. Wracamy z naszych wycieczek z reguły zmęczeni i nie mamy już na to
ochoty. Ale dzisiaj jestem sama i pełna adrenaliny po udanej
botanicznej wyprawie, więc czemu nie?
Kiedyś już wspominałam o tej miejscowości. Istniała już
najprawdopodobniej w XIII wieku, założona przez osadników niemieckich i lokowana
na prawie niemieckim. Wskazuje na to pierwotna nazwa wsi – Krempach (Krumpach,
Krampachy, Krempach pri Lubovni). Był tu wtedy punkt poboru myta i zajazd.
Nazwa Kremná została nadana tej miejscowości dopiero w 1949 roku.
Ponownie zasiedlona w XVI w. za zgodą króla Zygmunta
Augusta przez Wołochów.
W XVIII wieku zbudowano tu murowaną cerkiew w stylu
józefińskim pw. Opieki Najświętszej Marii Panny. W 1983 roku uderzył w nią
piorun kulisty i dlatego prawdopodobnie przez lata mogła być nieużywana i niszczała.
Ale niedawno została pięknie odremontowana.
A w XIX wieku była tam huta szkła. W 1920 roku rozpoczął też działalność tartak parowy.
Po zjechaniu do wsi okazuje się, że to duża, zadbana
miejscowość. Bardzo mi się tu podoba. Na wjeździe do wsi, na rozstaju dróg
zbudowana została niedawno nowa kapliczka poświęcona Matce Bożej. Być może tej
samej, która jest patronką tutejszej cerkwi.
Myślę, że nadal zamieszkują ją Rusini, chociaż tablica z nazwą nie jest dwujęzyczna. Nie pojawiają się tu raczej turyści, więc poza
cerkwią i jej okolicą nie odważam się na robienie zdjęć, a szkoda, bo jest tu
sporo starych zadbanych domów. No i jest bardzo sielski klimat.
Wracam do domu szczęśliwa – to był wspaniale spędzony dzień.
Było warto się poświęcić!
Kotlina Rimawska Pogórze Popradzkie Bretka Kremna Przełom Murania