WRZESIEŃ
Borówka czarna (Vaccinium myrtillus)

Beskid Niski - 27 lipca 2022


W czerwcu byłam z Magdą w Wołowcu i Nieznajowej. Znalazłam wtedy przez przypadek rzepik szczeciniasty, rzadką, chronioną roślinkę, wpisaną na dodatek do Czerwonej Księgi Karpat Polskich. Byłam przeszczęśliwa, bo dawno już chciałam ją mieć w swojej kolekcji. Niestety, jeszcze nie kwitła, więc musiałam zadać sobie trud i przyjechać tu jeszcze raz.

Taka sama wycieczka w tak krótkim odstępie czasu nie jest zbytnio ciekawa. Popatrzyłam na mapę i postanowiłam, że przedłużę ją i dojdę do Radocyny. Byliśmy tam w maju w 2015 roku. Szliśmy wtedy od strony Koniecznej, z Przełęczy Dujawa. Było tam naprawdę pięknie. Fajnie byłoby teraz dotrzeć tam od drugiej strony. Co prawda, trzeba potem wrócić tą samą trasą, no i to spory kawałek jest, ale postanowiłam być dzielna.



Tym razem dotarłam do Wołowca bez błądzenia. Dość szybko namierzyłam moją roślinkę, obfotografowałam i wyruszyłam dalej. Fragment żółtego szlaku pomiędzy Nieznajową i Czarnem jest bardzo ładny. Może nie tak dziki, jak ten z Wołowca do Nieznajowej, ale też pokonuje się po drodze brody, jest cisza i spokój.



Niestety, za Czarnem szlak wchodzi na bardzo szeroką, bitą drogę. Idzie się nią aż do ośrodka wypoczynkowego w Radocynie. Jeżdżą tędy samochody, na szczęście nie ma ich na razie tak wiele. Widoki po obu stronach drogi są piękne, więc przejście tędy nie jest nieprzyjemne. Tyle, że mimo, iż dzień nie jest gorący i wieje przyjemny, chłodny wiaterek, to jednak idzie się cały czas w pełnym słońcu.


Zauważam po drugiej stronie piękny, świeżo odnowiony cmentarz z I wojny światowej. Ale przez bród pasterz akurat przepędza stado owiec, wydzierając się przy tym niemiłosiernie. A na mostku leży wielki pies, najprawdopodobniej pasterski. Nie do końca mam ochotę się z nimi spotkać, więc sobie odpuszczam. Zawsze mogę tam zajrzeć w drodze powrotnej.


Za ośrodkiem wypoczynkowym droga się nieco zwęża. Też jeżdżą nią samochody, ale robi się bardziej kameralna. Mijam skręt do bazy namiotowej i idę dalej. Droga mi się dłuży, głowa mnie zaczyna od tego słońca boleć, a ciągle nie mogę dotrzeć do celu. Przeszłam już jedenaście kilometrów, tyle samo zajmie mi powrót… Nie jestem zmęczona, ale trochę boję się tego słońca… Może przeceniłam swoje możliwości. Nawigacja tu nie działa, więc nie mogę sprawdzić, ile mi jeszcze trasy zostało do przejścia. Postanawiam się poddać i wrócić. Na szczęście po chwili spotykam dwie sympatyczne kobiety – od nich dowiaduję się, że to już bardzo niedaleko. W związku z tym postanawiam jednak być dzielna i zawracam. Rzeczywiście, po piętnastu minutach stoję pod drzwiami w Radocynie. A tak mało brakowało, żebym tu nie dotarła!



Idę jeszcze pod dawny budynek szkoły i dwa cmentarze – jeden łemkowski, a drugi wojenny, z I wojny światowej, nr 43.  Docieram do miejsca, gdzie żółty szlak skręca na Konieczną. Udało mi zrealizować zaplanowaną trasę wycieczki. Jak się chodzi samotnie, to dopadają człowieka czasem takie chwile zwątpienia we własne siły. Zwłaszcza w pewnym wieku.


W drodze powrotnej podchodzę pod ten cmentarz wojenny z I wojny – okazuje się, że znajduje się w kolejnej, nieistniejącej wsi, Długiej. Obecnie jest ona przysiółkiem pobliskiego Czarnego.


Cmentarz, na którym pochowanych jest ponad 240 żołnierzy, głównie rosyjskich, został zaprojektowany przez słynnego Dušana Jurkoviča. Uległ całkowitemu zniszczeniu, ale w 1998 roku został zrekonstruowany. Tyle, że jest o ¾ mniejszy od tego oryginalnego. A ponieważ nie dokonano ekshumacji, to część grobów jest niestety poza obecnym ogrodzeniem.


Trochę poniżej jest też cmentarz łemkowski. Były tu kiedyś także dwie cerkwie – greckokatolicka, i wybudowana najprawdopodobniej w latach 30. XX wieku, kiedy to mieszkańcy zmienili wyznanie, cerkiew prawosławna.

W 1947 roku, ponieważ byli prawosławni, zostali wysiedleni na Ukrainę. Ich cerkiew została rozebrana w 1953 roku przez pracowników tutejszego PGR-u, a drewno z rozbiórki zostało przeznaczone na budowę stajni. Greckokatolicka została ponoć rozebrana w 1956 roku.

W drodze powrotnej postanowiłam zajrzeć do Pętnej, bo kiedyś widziałam zdjęcie tamtejszej, murowanej cerkwi i chciałam ją zobaczyć. 


Cerkiew greckokatolicka pw. św. Paraskewy została zbudowana w 1916 roku na miejscu dawnej drewnianej. Po 1947 roku użytkowana przez katolików, w 1999 roku wróciła do grekokatolików. Ale katolicy też z niej obecnie korzystają. Przy cerkwi znajduje się drewniana dzwonnica z 1700 roku i ciekawy cmentarz z także drewnianą kostnicą. Było warto tu przyjechać.

Musiałam potem wjechać na Przełęcz Małastowską, a potem z niej zjechać. Nigdy jeszcze nie wjeżdżałam na nią od tej strony, więc było to dla mnie coś nowego. W sumie to dość oryginalna wycieczka była – dojazd po górzystym terenie, trasa piesza całkowicie po płaskim. Zwykle jest na odwrót.

Po powrocie zerknęłam wnikliwiej na mapę – dopiero po wycieczce jakoś wszystko na niej widzę – i przyszedł mi do głowy pomysł na kolejną wycieczkę po nieistniejących wsiach w tej okolicy. Jeszcze jest sporo do zobaczenia. Może go kiedyś zrealizuję.

Wycieczka, jak na mnie, była dość długa, bo przeszłam w sumie 23 kilometry. Tyle, że cały czas po płaskim terenie. Właściwie to nie zmęczyłam się bardzo. Udaru też nie dostałam. Tyle, że słońce mnie trochę, mimo zabezpieczenia, spiekło. Wróciłam do domu dopiero przed ósmą, ale bardzo zadowolona. Piękne tereny, ciągle jeszcze puste, no i z bogatą historią.



Beskid Niski cerkwie cmentarze wojenne Radocyna Nieznajowa Wołowiec Pętna
Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.