Beskid Sądecki - 28 lutego 2024
Niespodziewany wolny dzień w środku tygodnia. Ponieważ
samochód mam już sprawny, to proponuję Markowi wycieczkę, bo koniecznie muszę
odreagować stres. A on nieśmiało sugeruje Jaworzynkę ze Szczawnika, bo musi tam
umieścić kolejną tablicę. Może nie do końca jestem zachwycona, ale zgadzam się,
bo przecież Marek też bierze pod uwagę moje potrzeby.
Zerkam na mapę, żeby zobaczyć tę Jaworzynkę (1001 m n.p.m.).
No i ewentualną trasę. I wtedy zauważam, że leży ona przy zaplanowanej przeze
mnie trasie wycieczki, do zrealizowania tej zimy. Taka ładna pętla z Wierchomli Wielkiej przez Pustą
Wielką.
Pogodę mamy taką sobie – co prawda jest ciepło i prawie
bezwietrznie, ale za to pochmurnie. Mamy nadzieję, że przynajmniej nie będzie
padać.
Marek nie protestuje,
że pójdziemy inną trasą, niż zaplanował. A nawet jest mu to na rękę, bo przy
okazji sprawdzi tablicę na Pustej Wielkiej (1061 m n.p.m.), bo ktoś zgłaszał
zastrzeżenia, że nie jest dokładnie umieszczona tam, gdzie powinna być.
Z Wierchomli wychodzimy czerwonym gminnym szlakiem spod cerkwi. Przechodzimy na drugą stronę potoku Wierchomlanka i pniemy się mocno stromą drogą do góry. Szybko wychodzimy na rozległe, widokowe łąki. Jak są warunki, to jest stąd piękny widok na Tatry. Niestety dzisiaj ich nie widać, bo toną w chmurach. Za to znajdujemy kilka kwitnących pierwiosnków wyniosłych.
Potem wchodzimy do lasu. Szlak prowadzi ładną, trawersującą zbocze ścieżką. Docieramy najpierw do rezerwatu Wierchomla, a potem do skrzyżowania z czarnym szlakiem, prowadzącym na szczyt Pustej Wielkiej. Schodzimy jednak z niego i idziemy na szczyt przez rezerwat. Nie do końca wiem dlaczego, ale Marek mnie tak prowadzi, więc idę za nim.
Na górze okazuje się,
że tablica Korony Beskidu Sądeckiego jest rzeczywiście umieszczona
kilkadziesiąt metrów od faktycznego szczytu. Znowu kolejny kolega Marka z PTTK
się pomylił. Niestety, nie mamy ze sobą
wkrętarki, więc nie możemy jej przenieść w dobre miejsce. Trzeba tu będzie
przyjść ponownie.
Schodzimy do niebieskiego szlaku. Tam znajdujemy sobie
wygodne miejsce na zwalonych pniach, żeby usiąść, i zabieramy się za drugie
śniadanie, bo jesteśmy już mocno głodni.
Potem jeszcze kawałek niebieskim szlakiem. Po chwili musimy
z niego zejść i wdrapać się na przełaj na szczyt Jaworzynki. Jest tu całkiem
ładnie – sporo omszonych wychodni skalnych i powykręcanych, starych buków.
Zabieramy się do wykonania zadania. Marek przyniósł ze sobą
plastikowe trytki, bo tu trzeba umieścić napis na metalowym stelażu. Nie jest
to łatwe, ale w końcu nam się to udaje. Jesteśmy z siebie dumni. Może nie
wygląda to rewelacyjnie, ale lepiej się nie dało.
Schodzimy na łąki, którymi prowadzi żółty szlak. Docieramy
nim do kapliczki. Tu wracamy na szlak niebieski. Po drodze mijamy wyciąg
narciarski na Wyżnich Młakach. Jest czynny, ale jeździ tu dzisiaj tylko dwóch
narciarzy, bo śnieg jest już bardzo kiepski.
Widokowymi łąkami dochodzimy do Bacówki nad Wierchomlą. Powinien być stąd wspaniały widok na Tatry, ale dzisiaj właściwie są niewidoczne. Tu
degustujemy szarlotkę, ale niestety nie umywa się do tej na Przehybie. Da się zjeść, ale
szału nie ma…
Planowałam, że wrócimy drogą, która schodzi spod bacówki do Wierchomli, ale Marek woli zejść czarnym szlakiem. Początkowo idziemy łąkami na skróty. Schodzimy za daleko, i żeby dotrzeć do szlaku, musimy sforsować dwa strumyczki i podmokłą łąkę.
Dość szybko docieramy na dół do Wierchomli Małej. Teraz
niestety musimy wrócić asfaltem do Wierchomli Wielkiej, gdzie zostawiliśmy
samochód. To spory kawałek. Na szczęście
ruch na tej drodze jest dzisiaj prawie żaden.
Wycieczka, mimo braku słońca była całkiem udana, przeszliśmy jakieś 16 kilometrów, a Marek pozbył się kolejnej tablicy. Niestety, ma jeszcze kilkanaście do powieszenia, więc pewnie sporo w tym roku będziemy po Beskidzie Sądeckim chodzić.
Beskid Sądecki Pasmo Jaworzyny Krynickiej Pusta Wielka Wierchomla Jaworzynka Lubomierska