Magurki - 30 czerwca 2020
Wybieramy się wreszcie, na wymyśloną przez Marka jakiś czas
temu, wycieczkę w Gorce, na pięknie położony szczyt Magurki (1108 m n.p.m.).
Byłam już tam z nim dwa razy – raz późną jesienią, a drugi raz zimą. Szliśmy wtedy
ścieżką o nazwie „Dolina Potoku Jaszcze.” Przyjemna, krótka wycieczka. Tym razem
Marek ma inne plany. Wyszukał na swojej nowej mapie Gorców szlak też z Ochotnicy
Górnej, ale inaczej poprowadzony - „Szlak Kultury Wołoskiej.”
Dokładnie nie udało mi się tego ustalić, ale wygląda na to,
że powstaje transgraniczny szlak kulturowy, opierający się na tradycjach
kultury wołoskiej. To mają być nie tylko ścieżki, ale różne przedsięwzięcia (warsztaty rękodzieła, lokalne imprezy
wołoskie, produkcja serów, itp.)
mające na celu zachowanie i przybliżenie dziedzictwa kulturowo-historycznego
osadników wołoskich, tak w Polsce, jak i na Słowacji. Koncepcja tego szlaku
zrodziła się właśnie tu, w Wiejskim Ośrodku Kultury w Ochotnicy Górnej. Szybko
dołączyły do wspierania tego pomysłu także inne regiony, m. in. Beskid Śląski i Beskid Sądecki.
Dojeżdżamy do Ochotnicy, zostawiamy samochód pod cmentarzem i znajdujemy wejście na szlak. To znaczy drewniany słupek będący znakiem tego
szlaku, bo w którym kierunku należy pójść, nie wiadomo. Ale na pomoc przychodzi
nam tamtejszy mieszkaniec i pokazuje, jak wejść na szlak. To dość
skomplikowane, ale twierdzi, że dalej już będzie bardzo łatwo.
Idziemy malowniczymi łąkami nad Ochotnicą. Jest pięknie. Nie
za gorąco i wieje przyjemny, chłodny wiaterek. Dalszych oznaczeń szlaku co
prawda nie ma, ale rozwidleń drogi też nie. Później znaki zaczynają się
pojawiać. Widać, że ścieżka nie jest skończona. Są ławki, przygotowane podstawy
pod panoramy i tablice informacyjne. W niektórych miejscach już są gotowe, w niektórych puste.
Zdobywamy Szlagówki (896 m n.p.m), Rokitowiec (954 m n.p.m) i wychodzimy na Przełęcz Holina.
Tu mamy pewien problem z odnalezieniem oznaczeń szlaku, wiec idziemy trochę instynktownie. Po jakimś czasie pojawia się słupek, a potem następne. Dochodzimy do rozwidlenia naszej ścieżki. Słupek szlaku stoi na środku. Żadnej informacji, gdzie skręcić. Wybieramy tę prosto do góry. To jak się okazuje, zły wybór. Stroma ścieżka robi się coraz bardziej zarośnięta, a potem się kończy. Nie lubimy wracać, więc czołgamy się przez paprocie do góry, licząc, że gdzieś dojdziemy. Dochodzimy do środkowej ścieżki. Raczej nie prowadzi na Magurki. Nagle Marek zauważa przez drzewa błysk. To kolejna panorama przy naszej ścieżce. Szybko przechodzimy przez las w tamtym kierunku i jesteśmy z powrotem na szlaku. Okazało się, że trzeba było skręcić w pierwszą ścieżkę w prawo, zresztą najszerszą.
Bez problemów docieramy na Magurki. Jest tu jeszcze piękniej, niż zapamiętałam, bo zielono i świeci słońce. Na łące pod szczytem mnóstwo storczycy kulistej. Nigdy jeszcze nie widziałam jej w takiej ilości. No i wspaniałe widoki, zwłaszcza na Tatry.
Wracamy przez chwilę tak, jak przyszliśmy, a potem skręcamy w lewo. Tu nasz szlak idzie razem ze
szlakiem „Doliny Potoku Jaszcze”. Docieramy do słynnej koliby Królczyków pod Magurką.
Stała się ona symbolem Szlaku Wołoskiego. Trochę poniżej jest zabytkowe gospodarstwo
Królczyków, wykorzystywane obecnie jako miejsce organizacji międzynarodowych warsztatów rzeźby, malowania
na szkle, muzyki i tańca góralskiego.
Schodzimy do Jaszczy Dolnych, bardzo zadowolone z Lilą wycieczki. Niestety, to nie koniec. Marek zaplanował, że do Ochotnicy wrócimy dalszą częścią naszego szlaku. Idziemy więc jakby z powrotem w stronę Magurek, tyle że wspomnianym już wyżej szlakiem „Dolina Potoku Jaszcze”. Po pewnym czasie skręcamy do góry w prawo, przy słupie naszego szlaku. Potem znajdujemy jeszcze tylko jeden taki słupek i kierujemy się w górę jedyną prowadzącą tamtędy drogą. Wychodzimy na Polanę Zoniowskie, skąd jest wspaniały widok na Tatry i ładna kapliczka.
Stamtąd idziemy kawałek żółtym szlakiem. Później schodzimy z niego, licząc, że na drodze, którą prowadzi w dobrym kierunku, pojawią się znowu nasze słupki. Droga jest stroma, kamienista i błotnista – bardzo trudno nią iść. Wchodzimy więc na łąkę i nią idziemy wzdłuż drogi. Dochodzimy do momentu, gdzie się rozwidla. Jedna odnoga schodzi na dół, do osiedla Jamne, a druga do góry do lasu, w dobrym dla nas kierunku. Wychodzę z propozycją pójścia nią właśnie, bo nie chce mi się iść asfaltem przez wieś.
Wyprowadza nas na skoszoną
łąkę. Liczymy, że powyżej będzie jakaś dróżka. Marek wychodzi sprawdzić i znika. Chwilę na niego czekamy. Okazuje się, że wokół tylko nieskoszone łąki. Zamiast
wrócić, decydujemy się na marsz w trawie po pas. To byłoby nawet przyjemne,
gdyby nie lęk przed kleszczami. Po jakimś czasie natrafiamy na coś, co
przypomina polną drogę. Z czasem robi się coraz wyraźniejsza i doprowadza nas
dokładnie tam, gdzie Marek zaplanował. Pod dzwonnicę nad Ochotnicą. I jest
kolejny słupek naszego szlaku. Gdzie się zgubiliśmy? Trudno powiedzieć. A może szlak nie został jeszcze skończony?
W każdym razie dla nas wszystko dobrze się skończyło. Tylko,
że zamiast obiecanych przez Marka 12 kilometrów, przeszliśmy 18, no i Marek przyniósł
kleszcza. Chociaż, wziąwszy pod uwagę prawie godzinny marsz w wysokiej trawie, na przełaj przez łąki, myślałam, że każde z nas przyniesie po kilka.
Ale wycieczka była naprawdę wspaniała. Przez większość czasu
szliśmy ukwieconymi łąkami, skąd mogliśmy podziwiać wspaniałe widoki. Gorce są
piękne, ale tu było szczególnie pięknie. Spotkaliśmy tylko kilku turystów w okolicach wieży widokowej na Magurkach, a na pozostałej części trasy nikogo.
Gorce Magurki