Beskid Sądecki - 20 lipca 2020
Weekend był nieciekawy. Cały czas krążyły burze i nie było
sensu się gdzieś wybierać. Na kolejny tydzień mieliśmy dość interesujące pomysły,
ale niestety, Lili i Markowi coś wypadło, i było po naszych planach.
Rozżalona, wyciągnęłam Marka przynajmniej na krótką
wycieczkę w Beskid Sądecki. Wymyśliłam trasę z Obidzy. Najpierw niebieskim
szlakiem dojście do czerwonego, prowadzącego na Przehybę, przez szczyty o dziwnych nazwach, Rokita i Kuba, na Przełęcz Przysłop. Stamtąd drogami
lokalnymi i ścieżkami z powrotem do Obidzy. Nawet już się tam kiedyś sama
wybierałam, ale nie dotarłam. I całe szczęście, bo bym się na pewno pogubiła.
Zaparkowaliśmy samochód na wprost wyjścia na szlak. Marek
utrzymywał, że to jest szlak lokalny, a nie PTTK. Ale na mojej mapie był.
Potem, jak znaki szlaku znikły, a akurat mijaliśmy jakieś gospodarstwo, to
zapytany o szlak właściciel, powiedział nam, że ten szlak ktoś prywatnie
wyznaczył, a mimo to został umieszczony na mapach. I że nie jest zbyt dokładnie
oznaczony. Ale że wystarczy iść cały czas prosto do góry. To poszliśmy. Za
jakiś czas znaki znów się pojawiły. A potem znów znikły. Ale droga była
rzeczywiście dość prosta.
Po drodze cały czas mieliśmy piękne widoki. Dotarliśmy pod Bucznik (870 m n.p.m.). Trochę pod szczytem rozciąga się duża, widokowa polana, gdzie znajduje się – „Chata na Bucniku” - takie połączenie gospodarstwa agroturystycznego ze schroniskiem górskim.
Idąc dalej, dotarliśmy pod Rokitę (893 m n.p.m.). Minęliśmy szczyt bokiem, bo poszliśmy skrótem. Dotarliśmy nim połączonymi szlakami czerwonym i niebieskim najpierw pod Kubę (888 m n.p.m.), a potem na Przełęcz Przysłop (833 m n.p.m.). Znajduje się tu pomnik, poświęcony partyzantom, którzy zginęli z rąk Niemców w 1944 roku. Został on niedawno odnowiony.
Schodzimy na dół szlakiem rowerowym. Najpierw to stokówka,
potem beton. Wymyśliłam, że zejdziemy z niego w pewnym momencie na leśną drogę,
skręcającą w prawo i nią dojdziemy do naszego samochodu. Tak przynajmniej było
na mojej mapie. Droga jest, więc idziemy. Tylko niepokojąco wspina się do góry,
a byliśmy już nisko (na to oczywiście nie zwróciłam uwagi). Wdrapujemy się
krętą i miejscami mocno podmokłą i zarośniętą drogą najpierw na grzbiet, a potem schodzimy stromo w dół. I wychodzimy na drogę prowadzącą przez Obidzę. Do
samochodu mamy niecałe pół kilometra, więc to był mimo wszystko dobry pomysł,
bo gdybyśmy szli dalej szlakiem rowerowym, to spacer asfaltem byłby
przynajmniej przez 3 kilometry.
Całkiem przyjemna wycieczka. 13 kilometrów. Akurat tyle,
żeby solidnie się przespacerować, a nie zmęczyć. Poza widokami mieliśmy jeszcze
dodatkowe atrakcje – Marek wypatrzył padalca i salamandrę. No i nazbieraliśmy trochę kurek.
Beskid Sądecki Pasmo Radziejowej Obidza