Bieszczady - 30 września - 1 października 2017
Ten weekend zapowiadał się pod względem pogody wspaniale, więc
postanowiliśmy odbić sobie dwa poprzednie deszczowe i wybraliśmy się w Bieszczady. Postanowiliśmy powłóczyć się po połoninach.
Mieliśmy trudności ze znalezieniem noclegu, ale Marta stanęła na
wysokości zadania i znalazła nam miejsce w gościńcu „Czereszenka” w Procisnem.
Pierwszego dnia zostawiliśmy samochód w Ustrzykach Górnych,
podjechaliśmy do Wołosatego elektrycznym busikiem – trochę wiało, ale
była to dodatkowa atrakcja. Wdrapaliśmy się niebieskim szlakiem na
gniazdo Tarnicy po słynnych już, a budzących wiele kontrowersji
schodach. Straszne tłumy, a schody dość niewygodne. Mieliśmy w planie
Szeroki Wierch, bo tam jeszcze nie byliśmy, więc musieliśmy niestety
tamtędy przejść. Dla zasady weszliśmy też na Tarnicę, chociaż nie było
to przyjemne, ze względu na wspomniane już tłumy turystów.
Po zejściu do Ustrzyk Górnych zjedliśmy obiad i pojechali
obfotografować cerkiew w Smolniku. Była akurat otwarta, więc Krzysiek
był szczęśliwy.
Nocleg okazał się bardzo przyjemny. Dobrze, że pomyślałam o marnujących
się w barku nalewkach i zabrałam ze sobą butelkę zeszłorocznej
aroniówki – bo jak skomentowała to Marta – uratowała nam życie… do
dwudziestej. A potem poszliśmy spać...
Rano nie było mgieł, na które liczyłam. Za to w nocy był przygruntowy
przymrozek, więc łąki były białe od szronu. To nasz pierwszy szron w tym
roku.
Pojechaliśmy znowu do Wołosatego, bo w planie mieliśmy tego dnia
Połoninę Bukowską – najładniejszy naszym zdaniem - i pewnie nie tylko
naszym - fragment Bieszczadów.
Było tak pięknie, że co chwila przystawaliśmy, aby podziwiać wspaniałe
widoki. Pogoda poprzedniego dnia była bardzo dobra, czasem tylko słońce
chowało się na chwilę za chmurki. W niedzielę była po prostu
rewelacyjna. Troszeczkę wiało, ale dzięki temu czuliśmy, że jesteśmy w górach.
Przeszliśmy Rozsypaniec, Halicz, Kopę Bukowską i Krzemień. Z Przełęczy
Goprowców ponownie wdrapaliśmy się na Gniazdo Tarnicy i zeszli
niebieskim szlakiem do Wołosatego.
Było wcześnie, więc po smacznym obiedzie, żeby wykorzystać czas,
wyruszyliśmy na poszukiwanie cerkwi. Obejrzeliśmy cztery: w Czarnej
Górnej, Żłobku, Michniowcu i Bystrem. Te dwie ostatnie, bardzo piękne,
niemalże przy granicy ukraińskiej.
To był wspaniały weekend.
Bieszczady Tarnica cerkwie Połonina Bukowska Krzemień Halicz Rozsypaniec Kopa Bukowska