Beskid Sądecki - 28 stycznia 2023
Ostatnio nasypało sporo śniegu, ale przy dodatnich
temperaturach to nie był raczej powód do radości. Warunki do chodzenia po górach
były raczej trudne. Teraz miał pojawić się lekki mróz, ale weekend miał być
szary i ponury. Ale tak mnie nosiło, że postanowiłam się mimo to gdzieś wybrać.
Namówiłam Marka, wymyśliłam trasę wycieczki. Dojazd dobry, parking i przetarty
szlak. Cieszyłam się na ten wyjazd. Niestety, rano zadzwonił Marek, że nie da
rady ze mną pojechać. I pewnie też bym została w domu, ale byłam już spakowana
i częściowo ubrana. Zrezygnowałam z zaplanowanej wycieczki, bo nie chciałam,
żeby Markowi było przykro, a poza tym był to szlak, którym jeszcze nigdy nie
szliśmy, więc lepiej nie wybierać się na niego samotnie.
Postanowiłam po prostu gdzieś się przejść. Pojechałam tradycyjnie w stronę Piwnicznej-Zdroju. Było szaro, mgliście i lekko prószył śnieg. Przed Rytrem zerknęłam na Makowicę i okoliczne szczyty. Była tam szadź. Więcej nie było mi potrzeba. Zostawiłam samochód na parkingu pod cmentarzem i ruszyłam w stronę Życzanowa. Postanowiłam pójść ścieżką przyrodniczą w stronę mostu Nad Głębokim Jarem. Jak byliśmy tam w 2020 roku, to był zakaz wchodzenia na niego z powodu niebezpieczeństwa zawalenia.
Chciałam zobaczyć, czy został już
wyremontowany. Niestety, po drodze natrafiłam tablicę o zmianie przebiegu
ścieżki. Jest teraz poprowadzona po drugiej stronie Życzanowskiego Potoku, więc
pewnie most jest nadal nieczynny. Dawniej szło się po płaskim terenie aż do mostu,
teraz szlak wspina się stromo to góry, a potem schodzi mocno w dół. I wychodzi
tuż przy moście, tyle że po drugiej stronie potoku. Myślałam, że trwają przy
nim jakieś prace remontowe, ale okazuje się, że niestety nie. Postawiono tablicę
o zakazie wejścia i wjazdu, zmieniono szlak i nic dalej się chyba w tym
kierunku nie robi. A budowla stoi i niszczeje. Smutno mi się zrobiło, bo bardzo
mi się ten most podobał.
Dalej szło się fatalnie. Zapomniałam już, jak ciężko jest przejść tym kawałkiem szlaku w zimie. Bo albo straszne oblodzenia, albo, tak jak dzisiaj, kałuże przyprószone po wierzchu śniegiem. No i w dwóch miejscach trzeba przejść przez potok. Wpadłam jedną nogą do kałuży, zrobiło mi się mokro w bucie. Było to dziwne, bo miałam przecież na nogach śniegowce, ale jakoś się nad tym nie zastanawiałam i poszłam dalej.
Odbiłam do góry na niebieski szlak
prowadzący na Makowicę. Tu było już lepiej. Dotarłam do skrzyżowania z żółtym
gminnym szlakiem, prowadzącym pod Cyrlę. Na niebieskim nie było śladu ludzkich
stóp, więc mimo, iż ktoś tamtędy przejechał kilka dni temu jakimś pojazdem i były koleiny, to fragment szlaku odbijający od stokówki na szczyt musiał być
całkowicie nieprzetarty. Zależało mi na łąkach pod Makowicą, więc zdecydowałam
się wejść do góry żółtym, bo wiedziałam, że tam dociera. I poza tym ktoś nim
przeszedł przed tygodniem, bo były ślady.
Szło się bardzo ciężko. Podejście jest dość strome, a śniegu
było mniej więcej do połowy łydki. Za to szadź na drzewach była coraz piękniejsza,
ale też było coraz bardziej mglisto. Z
trudem dotarłam pod moją ulubioną polanę. Tu ślady sprzed tygodnia się urwały.
Szlak dalej był już zupełnie nieprzetarty. Szła za mną jakaś para, też się
wlekli, tak, jak ja, więc byłam zdziwiona, że poszli dalej. Ja przeczołgałam się
przez zarośla i zaspy na polanę Podmakowica. Niestety, było tu tak mgliście, że
mój wysiłek dotarcia tutaj był daremny. A pójście do góry, żeby zdobyć szczyt
Makowicy było zbyt niebezpieczne. Więc zawróciłam, zwłaszcza, że bardzo marzła
mi ta noga, którą wpadłam do kałuży.
Na dół schodziło się bardzo szybko i lekko. Skróciłam sobie jeszcze trasę, przechodząc na przełaj przez las i łąki do widocznej poniżej drogi, którą idzie żółty szlak, którym zamierzałam zejść na dół. Droga była pięknie odgarnięta i posypana, więc szło się bardzo przyjemnie. Przysiółek Podmakowica jest niezwykle urokliwy w zimowej szacie i sporo stąd ładnych widoków.
Już nisko, przed jednym z nieogrodzonych gospodarstw, zobaczyłam wielkiego psa. Strasznie na mnie szczekał. I zauważyłam, że nie jest
uwiązany. Zaczęłam więc do niego czule przemawiać. Z doświadczenia wiem, że to
często pomaga. I tym razem też się sprawdziło. Pies przestał szczekać, za to
radośnie zaczął wymachiwać ogonem. Tak energicznie, że aż się cały zataczał. Podbiegł
do mnie w radosnych podskokach. Był ogromny, ale bardzo przyjacielski, Cóż
miałam robić, musiałam go głaskać, poklepywać i drapać za uszami i po karku.
Czułam się już co prawda bezpieczna, ale pojawił się nowy kłopot. Pies nie
bardzo chciał zrezygnować z pieszczot. Długo trwało, zanim uwolniłam się od
jego, miłego skądinąd, choć trochę uciążliwego towarzystwa.
Wycieczka, mimo niesprzyjającej aury, okazała się całkiem
udana. A w domu odkryłam, że mam całkowicie mokrą jedną skarpetkę. Obejrzałam w związku z tym buty, i okazało się, że jeden jest mocno pęknięty. Trzeba je
wyrzucić. Dobrze, że nie było tego dnia dużego mrozu, a ja nie wybrałam się na
dłuższą wycieczkę.
Beskid Sądecki Makowica Pasmo Jaworzyny Krynickiej Życzanów