Tatry - Chuda Przełączka - 30 lipca 2020
Dostaję namiary na kolejną wymarzoną przeze mnie roślinkę. A nawet dwie. W związku z tym wybieram się w Tatry. To nie będzie klasyczna
wycieczka, tylko żmudne poszukiwania. Być może będę musiała kilka razy przejść
ten sam kawałek trasy. Ale dzwonię do Marty z pytaniem, czy nie wybrałaby się ze mną, mówiąc jej oczywiście o tym, jak wycieczka może wyglądać.
Moja przyjaciółka nie ma zastrzeżeń. Tatry to zawsze Tatry.
Dla miłośników gór to zawsze święto. Jedziemy we trójkę, bo Krzysiek też jest
chętny.
Idziemy czerwonym szlakiem z Doliny Kościeliskiej na
Czerwone Wierchy. Miało być chłodno, a już od rana jest niemiłosiernie gorąco.
Prowadzę żmudne poszukiwania. Pierwszej roślinki nie
znajduję. Po konsultacji z moim informatorem, okazuje się, że rośnie, owszem,
ale przy innym szlaku. Typowe dla mnie. Obrywa mi się od Krzysia za
roztargnienie i brak przygotowania.
Na szczęście drugą udaje mi się namierzyć. Po dwóch
godzinach poszukiwań. I spotkaniu ze żmiją. Moi przyjaciele czekają na mnie na
Chudej Przełączce. Bardzo im się ta
wycieczka podoba. Po raz pierwszy w życiu, zamiast gonić i zdobywać kolejne
szczyty, mogą sobie spokojnie posiedzieć i podziwiać piękne widoki.
Te poszukiwania zajęły mi ponad trzy godziny. Jest upalnie.
I bezchmurne niebo. Poza tym masa turystów. Postanawiamy wrócić tą samą drogą,
którą przyszliśmy.
Ja też po raz pierwszy przeżywam w Tatrach coś takiego.
Żadnych szczytów, żadnego zaliczania szlaku. Jeśli idzie o odległość, to krótki
spacer, bo czasowo nie bardzo. Ale wracam szczęśliwa do domu. Z połowicznym
sukcesem, ale sukcesem. Ostatecznie, jutro też jest dzień. Zawsze sobie to powtarzam, jak czegoś nie uda mi się w danym momencie zrobić. Moi przyjaciele też wracają bardzo zadowoleni.
Tatry Zachodnie Tatry Chuda Przełączka