Beskid Niski - 1 października 2023
W ostatnich latach, jadąc na wycieczki w Beskid Niski, często przejeżdżamy koło Zalewu Klimkowskiego. I od dawna już miałam ochotę zatrzymać się tutaj na dłuższa chwilę, żeby zerknąć na jezioro. Ale nigdy nie było na to czasu, bo zawsze najpierw się spieszymy, a potem z reguły jest już późno, a poza tym jesteśmy zmęczeni. W tym roku w czerwcu byłam sama w Czarnem i wracałam dość wcześnie. Zamierzałam stanąć i podejść nad zaporę. Niestety, tuż za Ujściem Gorlickim dopadła mnie burza. I znowu skończyło się na niczym. Ale byłam zdeterminowana i zaplanowałam sobie, że wrócę tu po sezonie, jesienią.
Zerkając na mapę, wymyśliłam sobie całkiem przyjemną pętlę. Z Klimkówki czarnym szlakiem podejść do niebieskiego, dalej przez szczyty: Flaszę, Suchy, Suchą Homolę dotrzeć do szlaku żółtego i na szczyt Homoli. Potem zejść bez szlaku lokalną ścieżką do drogi pomiędzy Klimkówką a Ujściem Gorlickim, a stamtąd nad jezioro – na mapie była zaznaczona droga wzdłuż jego brzegów.
Klimkówka jako wieś powstała dawno, bo już w XV wieku były o niej pierwsze wzmianki. Mieszkali w niej pasterze wołoscy i należała wtedy do
Gładyszów. Później przechodziła z rąk do rąk. Jej mieszkańcy byli od XVIII
wieku grekokatolikami. Wtedy powstała tu pierwsza, drewniana cerkiew.
Spłonęła na początku XX wieku i w 1914 roku w centrum wsi wybudowano nową,
okazałą murowaną cerkiew pw. Zaśnięcia Bogurodzicy o bardzo ciekawej architekturze. Miała pięć kopuł. Była ponoć idealnie
wkomponowana w tutejszy krajobraz. Wybudowanie takiej świątyni było nie lada
wyzwaniem dla tutejszych Łemków, bo był to ogromny koszt.
Zastali oni po wojnie wysiedleni, a cerkiew przejął kościół
katolicki.
Z niewiadomych do końca powodów w latach 80. ubiegłego wieku
postanowiono zbudować na Ropie w Klimkówce zaporę i stworzyć zalew. Rzeka Ropa
bowiem nie stanowiła zagrożenia powodziowego, a rezerwuar wody nie był tu też
potrzebny. Ponoć jezioro utworzono w celach turystycznych, ale to dość
naciągany powód. Ludność ponownie wysiedlono (było tu około 50 domów), a cerkiew, wpisana w 1973 roku do rejestru zabytków, została wysadzona w 1983
roku w powietrze.
Świątynia miała być wiernie zrekonstruowana. Rzeczywiście, nad zalewem w Klimkówce stanęła cerkiew, ale nieznacznie tylko przypomina tamtą
dawną. No i jest, w przeciwieństwie do pierwowzoru, paskudna! Zawsze się dziwiłam, skąd wzięła się tam taka
dziwaczna i brzydka cerkiew. Teraz już wiem!
Mój szlak prowadzi, poza krótkim, początkowym fragmentem,
cały czas lasem. Ale nie martwi mnie to zbytnio, bo najpierw udaje mi się
zauważyć salamandrę plamistą, za której widokiem się już stęskniłam, bo
ostatnią widziałam trzy lata temu. A potem ciągle znajduję jakieś grzyby,
chociaż nie schodzę ze szlakowej ścieżki. No i wreszcie mogę się nacieszyć
widokiem moich ulubionych muchomorów czerwonych.
Zaliczam szczyt o nazwie Flasza (610 m n.p.m.), potem krótkie, ale mocno strome (100 m przewyższenia) podejście na Suchy (709 m n.p.m.). Następnie już granią, całkiem ładnym lasem, prawie po płaskim terenie mijam kolejne szczyty: Suchą Homolę (708 m n.p.m.), Kielczek (705 m n.p.m.), Polanę (696 m n.p.m.), a wreszcie Homolę (712 m n.p.m.). Tu robię sobie przerwę na drugie śniadanie, bo są ławeczki, i zmieniam szlak na żółty. Zamierzam iść nim tylko kawałeczek, bo potem chcę zejść lokalną ścieżką, którą mam zaznaczoną na mapie. żeby nie musieć iść asfaltową drogą, tylko od razu przejść nad jezioro.
Niestety, może na mojej mapie ścieżka jest, ale w terenie
jej nie ma. Wcześniej schodziła jedna, nawet się nad nią zastanawiałam, ale
chciałam zaliczyć Homolę. No i ścieżka miała być poniżej!
Schodzę więc żółtym szlakiem, nie do końca z tego zadowolona. Na dodatek jest on
niesamowicie stromy. Muszę bardzo uważać, bo w razie czego, to nie mogę raczej
liczyć na pomoc. Na całej trasie
spotkałam tylko jednego grzybiarza i żadnego turysty. Jestem tu całkiem sama. A z zasięgiem w telefonie różnie w górach bywa…
Na szczęście bezpiecznie
docieram na dół. Teraz czeka mnie niestety około dwóch kilometrów marszu
ruchliwa drogą. Na szczęście z jednej strony jest dość szerokie, trawiaste
pobocze. Ale nie idzie się przyjemnie, bo ruch jest duży, a samochody jeżdżą bardzo
szybko…
Z ulgą docieram do miejsca, gdzie jest szansa na zejście nad
jezioro. Na mapie jest tam zaznaczona ścieżka. Kiedy tam docieram, okazuje się,
że jest to pięknie przygotowana ścieżka rowerowa z całą infrastrukturą. Co
kawałek są miejsca, w których można zejść nad samą wodę. Bardzo mi się tu
podoba. Rowerzystów nie ma, sporadycznie spotykam spacerowiczów. Dopiero w okolicy miejsca odpoczynkowego z grillem, ławeczkami i toaletami jest ich
więcej. Ale to już w Klimkówce. Jest tu też coś na kształt plaży (drewniane
podesty do położenia się) i ładny skwerek z ławeczkami i widokiem na zaporę.
Cieszę się, bo wyszło słońce. Jego brak na leśnej trasie mi
nie przeszkadzał, ale teraz przyjemnie się spaceruje nad wodą, oświetloną jego
promieniami.
Docieram z powrotem w okolice cerkwi, zamykając w ten sposób
zaplanowaną pętlę. Chciałam co prawda zajrzeć jeszcze na zaporę, ale przeszłam ponad 16 kilometrów, jest już po czwartej, więc rezygnuję. Zwłaszcza, że
zamierzam tu w najbliższym czasie wrócić, bo wymyśliłam sobie kolejną wycieczkę
– zaintrygowały mnie tzw. Pieninki Gorlickie. Co prawda, nie ma tam szlaku, ale są
ścieżki.
Wracam bardzo zadowolona do domu. A na kolację mam rydze i moje
ulubione gołąbki zielonawe i grynszpanowe. Babcia piekła je bezpośrednio na płycie kuchennej. Smakowały wybornie! Zwłaszcza, jak sama je nazbierałam! Ostatnio bardzo rzadko udaje mi się na
nie trafić, więc przypomnienie sobie ulubionego smaku z dzieciństwa jest
bezcenne.
Beskid Niski cerkwie Klimkówka Jezioro Klimkowskie Flasza Suchy Homola Sucha Homola