Beskid Sądecki - 8 stycznia 2022
Pogoda w weekend ma być ładna, więc planuję oczywiście
wycieczkę. Co prawda, bardzo dawno nie padał śnieg, a była odwilż, więc jest go
w górach jak na lekarstwo, toteż na spełnienie moich standardów odnośnie zimowych widoków
nie ma co liczyć. No ale oczekiwanie na śnieg może długo potrwać, bo na razie
nic go nie zapowiada, a chodzić trzeba, zwłaszcza, jak pojawia się słońce.
Niespodziewanie dzwoni Marek. Nie uwzględniałam go w swoich
planach, bo był ostatnio bardzo zajęty. Ale okazuje się, że już jest wolny i bardzo spragniony górskiej wycieczki. Ale pomysłu na nią nie ma. Ja też do
końca nie. Ale sprawdzając wieczorem prognozy pogody, odkrywam, że w Krynicy –Zdrój
i Wierchomli będzie najlepsza pogoda. I już wiem, gdzie pójdziemy. Czerwonym
gminnym szlakiem z Wierchomli Wielkiej do skrzyżowania z żółtym, potem na Parchowatkę
(1004 m n.p.m.), a stamtąd wrócimy drogą lokalną, robiąc pętlę, i przy okazji obejrzymy źródło
wody mineralnej, umiejscowione akurat przy tej drodze.
W Wierchomli, tak jak myślałam, śniegu jest odrobinę, ale za
to jest bezchmurne niebo i piękne słońce. Trochę mrozu, ale ponieważ jest
bezwietrznie, to go nie czuć, zwłaszcza, że już od samego dołu ostro wspinamy
się do góry i po krótkiej chwili robi się nam gorąco.
Szlak jest piękny, widokowy, w przeważającej części prowadzi
rozległymi polanami. Szłam nim już jesienią 2020 roku i byłam dumna z jego odkrycia. Tylko, że wtedy nie
miałam szczęścia do pogody, bo było paskudnie i mglisto. Marek nim jeszcze nie szedł,
więc jest bardzo zadowolony. Szlak podoba mu się bardzo.
Docieramy do przysiółku o nazwie Poza Wierch. Tu skracamy sobie
nieco drogę, docierając do żółtego, szczytowego szlaku, przechodząc na wprost
łąkami. Trochę stromo, ale zdecydowanie szybciej.
Potem żółtym docieramy do lasu i tu niechcący z niego schodzimy. Idziemy nieciekawą, kamienistą drogą. Ale ponieważ kieruje się w dobrym kierunku, to nie wracamy, tylko idziemy nią dalej. Wychodzimy zresztą dość szybko na nasz szlak. Nadal niewiele śniegu, mimo sporej już wysokości. Docieramy na piękną, rozległą polanę pod szczytem Parchowatki, z pięknym widokiem na Tatry.
Zamierzamy wejść na wierzchołek. Marek przy
okazji odkrywa, że jest problem z wytyczoną przez niego ścieżką na szczyt. Właściciele
jednego z szałasów pasterskich na polanie zagrodzili drogę, którą można było
dojść do tej ścieżki, zawieszając tabliczkę z napisem ”Teren prywatny”. Będzie teraz musiał wymyśleć inne dojście na
Parchowatkę, żeby turyści mogli dostać się na szczyt w ramach zdobywania
odznaki „Korona Beskidu Sądeckiego”, nie wchodząc w konflikt z właścicielami. Szkoda,
bo ścieżka jest wygodna i już „przechodzona”.
Śniegu jest tu trochę, ale też nie za dużo. Leśnymi dróżkami
(poza szlakiem) schodzimy w stronę Siodła pod Parchowatką. Okazuje się, że
trochę osób na szczyt ostatnio wchodziło, i schodziło tak, jak my zamierzamy.
Idziemy więc wygodnie po ich śladach.
Marek zamierza zejść do Wierchomli szlakiem narciarskim. Ja
utrzymuję, że droga schodząca w dół jest w okolicach tej polany pod
Parchowatką. Ale słucham Marka. Szlak zresztą jest bardzo ładny. I dobrze
oznaczony. Tak, że mimo nim nikt przed nami nie przejechał na nartach, ani nie przeszedł,
nie sposób się zgubić.
Po drodze pokazuję Markowi ciekawe zjawisko – lód włóknisty.
Są to lodowe kryształy, powstające w glebie o dużej zawartości wody. Powstają
podczas mrozu, kiedy ziemia nie jest pokryta śniegiem. Narastając, wydostają
się na powierzchnię, tworząc ciekaw twory. Trochę to wygląda, jak kępki trawy.
Tyle, że z lodu.
Docieramy na dół. Ale lądujemy nie pod cerkwią, gdzie mieliśmy teoretycznie zejść, tylko w Dolinie Potaszni. Przed nami 2 kilometry do drogi, a potem jeszcze kilometr asfaltem. Trochę marudzę, bo boli mnie mocno noga, ale zajmuję się podziwianiem lodowych „rzeźb” na potoku Potasznia i droga jakoś mi schodzi.
A u wylotu doliny czeka na mnie nagroda. Jest tam nieduża
zagroda, w której zobaczyć można szkockie kudłate krowy. Są śliczne, chyba nie
ma ładniejszej rasy bydła. Widziałam je w szkockich Highlandach, gdzie pasły
się na wrzosowiskach, a tu proszę, można je zobaczyć w Beskidzie Sądeckim (podobno są już hodowane tu i ówdzie w Polsce).
Po dotarciu na parking zaglądamy jeszcze na chwilę do dawnej
cerkwi greckokatolickiej pw. św. Michała Archanioła z 1821 roku.
Mimo niedostatecznej dla mnie ilości śniegu, zwłaszcza na drzewach,
to była bardzo udana wycieczka. Na pewno
ją jeszcze powtórzę – może jesienią…
Beskid Sądecki Pasmo Jaworzyny Krynickiej Parchowatka cerkwie Wierchomla Dolina Potaszni