Beskid Sądecki - 26 grudnia 2015
Tradycyjna już wycieczka z Martą i Krzyśkiem w drugi dzień świąt. Moi przyjaciele robią mi prezent. Tak
zaplanowali wycieczkę, żebym mogła, zaliczyć ostatni już, brakujący mi rezerwat
Beskidu Sądeckiego – rezerwat Baniska.
Jedziemy do Doliny Wielkiej
Roztoki Ryterskiej. Jak patrzyłam na mapę, to wydawało mi się, że lepiej do
rezerwatu podejść z Doliny Małej Roztoki Ryterskiej. Ale nie sprzeczam się, bo
to oni są specjalistami od szlaków i znajomości terenu. Ja ciągle się gubię.
Idziemy niebieskim szlakiem.
Potem skręcamy w lewo, wchodząc na ścieżkę dydaktyczną. Docieramy nią do
„Popielicowej Chatki”. Była wybudowana
jako schronienie dla robotników leśnych oraz myśliwych. Na strychu składowano siano dla saren i jeleni. Nazwa pochodzi od gnieżdżących się tam popielic.
Tuż za chatką zaczyna się
rezerwat. Jest nawet tablica. Ścieżka, którą tu doszliśmy, prowadzi nie przez
rezerwat, a bokiem. Krzysztof chce
jednak dojść do jeziorka osuwiskowego, które gdzieś tu w rezerwacie niedaleko
jest.
Zapuszczamy się więc „na
krechę” w rezerwat. Jeziorko w końcu odnajdujemy, ale było dalej, niż
myśleliśmy. I szczerze powiedziawszy, nie było warte naszego wysiłku. To
właściwie już tylko zamulone bajorko.
Nie chce się nam wracać z powrotem na ścieżkę. Krzysiek pokazuje nam, że przez grań naprzeciw nas idzie szlak turystyczny. To na oko nie jest zbyt daleko. Teren co prawda
stromy, musimy przedzierać się przez powalone pnie, ale jakoś się gramolimy.
Zauważamy tylko coraz więcej wilczych odchodów. I sporo jelenich kości. Niektóre dość świeże. Słyszymy naszczekiwania. Przecież jesteśmy w głuszy i nie ma tu żadnych psów! Nagle dociera do nas, że w rezerwacie Baniska wilki mają swoją ostoję. I że chyba w niej właśnie jesteśmy! I że to nie psy, ale wilki naszczekują, zaniepokojone naszą obecnością na ich terenie!
Zaczynamy mieć stracha. Staramy się jak najszybciej stamtąd oddalić. Docieramy do grani… i nie ma tam szlaku! Jest kolejne zejście stromo na dół, a potem kolejna wspinaczka na kolejną grań! Nie mamy wyjścia. Krzysiek sunie przodem, bojąc się, że od mu się od nas oberwie. My za nim. A wilki dalej naszczekują….
Kiedy wreszcie stajemy na
grani, przez którą przechodzi stokówka, wszyscy oddychamy z ulgą. Tutaj już czujemy
się bezpiecznie i lęk (całkiem spory) przed wilkami mija.
Idziemy kawałek do góry, żeby zorientować się, gdzie jesteśmy. Dochodzimy do zakrętu. Naszym oczom ukazuje się panorama Tatr. Już wiemy gdzie jesteśmy. Poniżej Przełęczy Żłobki.
Krzysiek w żartach proponuje,
żebyśmy poszli na Radziejową. Ostatecznie to niedaleko…. Dochodzi czternasta, za dwie godziny będzie ciemno, nie mamy czołówek, a na dół jest bardzo daleko. Obrzucamy go takimi
spojrzeniami, że już niczego więcej nie proponuje.
Podchodząc do góry,
zauważyłyśmy z Martą znak ścieżki przyrodniczej. Idziemy za nim, początkowo
stokówką, a potem ścieżką. Okazuje się, że będziemy szli granią słynnego
Rogasiowego Szlaku. Mamy szczęście, że jest jeszcze jasno, bo po ciemku
przejście tędy mogłoby się zakończyć tragicznie.
Ale humory mamy świetne.
Wiemy, gdzie jesteśmy, idziemy szlakiem, na dodatek w dobrym kierunku.
Przed zmrokiem docieramy do samochodu. Jesteśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. I na pewno długo będziemy pamiętać przejście przez ostoję wilków! Trochę adrenaliny jednak było!
Beskid Sądecki Rogasiowy Szlak Pasmo Radziejowej