Telgart, Hronsek, Bańska Szczawnica - 29 kwietnia 2023
Wreszcie wybraliśmy się na zaplanowaną na maj 2020 roku wycieczkę
w Góry Szczawnickie. Przeszkodziła nam wtedy pandemia. Ponieważ plan był
starannie przez Marka przygotowany, szkoda byłoby go zmarnować – nie musieliśmy
nic na majowy weekend wymyślać. Marek odszukał swoje notatki, zamówił noclegi i pojechaliśmy.
Wyjechaliśmy z Nowego Sącza w deszczu. Na dodatek było dość
chłodno. Ale prognozy pogody obiecywały, że będzie lepiej.
Jechaliśmy przez Starą Lubowlę (Stará Ľubovňa), Kieżmark (Kežmarok) i Poprad. Potem skręciliśmy na Telgart (Telgárt). Tuż przed nim, zatrzymaliśmy się przy Źródle Hronu (prameň Hrona). Znajduje się on w Kotlinie Helpiańskiej (Heľpianske podolie), u podnóży masywu Kráľova hoľa (Królewska Hala), z głównym szczytem o tej samej nazwie (1946 m n.p.m.), będącą drugą po Krywaniu, górą narodową Słowaków. Potem aż za Zwoleń jechaliśmy wzdłuż tej rzeki, obserwując, jak się zmienia i potężnieje.
Kolejny przystanek mieliśmy już w Telgarcie. Prowadzi tędy
słynna linia kolejowa nr 173 (Červená Skala – Margecany). Jest ona
częścią tzw. środkowosłowackiej linii transwersalnej. Wspomniany powyżej
jej odcinek rozpoczęto budować w 1931 roku. Było to bardzo trudne zadanie –
trzeba było kuć w skale tunele, budować wysokie nasypy i mosty kolejowe. Zbudowano
281 obiektów mostowych, w tym słynny Wiadukt Telgarcki, którego główny łuk ma
32 metry rozpiętości, i 9 tuneli o łącznej długości 3800 metrów. Najbardziej ciekawa z technicznego punktu
widzenia jest tzw. Pętla Telgarcka - spiralny tunel o promieniu 400 metrów i długości 1239 metrów, dzięki któremu pociągi pokonują wysokość 31 metrów
wysokości, aby wjechać na Przełęcz Besnik.
Mamy ogromne
szczęście – trafiamy do Telgartu akurat kwadrans przed przejazdem przez słynny
tunel pociągu (a jeździ dość rzadko). Na przystanku czeka spora grupa turystów z przewodnikiem. Przejazd tą
trasą to tutejsza atrakcja turystyczna.
Pociąg przyjeżdża punktualnie i możemy obserwować, jak
wjeżdża najpierw na dole do tunelu, aby po chwili wjechać na wysoki wiadukt nad
naszymi głowami. Bardzo nam się z Lilą ta atrakcja podoba i Marek mocno
punktuje za włączenie jej do programu naszej wycieczki.
Szkoda tylko, że jest tak
chłodno. I kropi deszcz. Przy Źródle Hronu było tak przeraźliwie zimno, że
zastanawialiśmy się nad wyjęciem czapek i rękawiczek. Ba, żałowaliśmy, że nie włożyliśmy kalesonów termicznych pod spodnie. Tu jest nieco lepiej, ale też
nieciekawie. No, ale jesteśmy wysoko, na ponad 800 metrach wysokości – tu jest
jeszcze przedwiośnie.
Jedziemy dalej. Po drodze mijamy rezerwat Meandry Hronu. Mieliśmy się tu zatrzymać, nawet znajomy botanik dowiadywał się od kolegów Słowaków, czy można tam wejść, bo jest objęty 4 stopniem ochrony, a nie prowadzi przez niego żaden szlak turystyczny. Nie można, ale ponoć ludzie chodzą i raczej nikt nie płaci mandatów. Rezerwat jest położony poniżej drogi, którą jedziemy, cały jest na widoku, na dodatek nie ma się gdzie zatrzymać, no i jest tablica z zakazem wstępu. Rosną tam ponoć ciekawe rośliny, w tym pierwiosnek omączony, ale teraz jest szaro i buro. Nic jeszcze nie rośnie. Więc głupotą byłoby tam wchodzić, zwłaszcza w taką paskudną pogodę, narażając się na ewentualny mandat.
Potem zatrzymujemy się na chwilę na „przerwę techniczną”. I jak
zwykle mam ogromne szczęście! Wchodzę w zarośla i zauważam pierwiosnka. I piszczę z radości, bo to pierwiosnek bezłodygowy, który u nas został już uznany
za gatunek wymarły. Nie przyszło mi do głowy, że go tutaj znajdę. I to w taki
sposób! Od razu przestaje mi przeszkadzać paskudna pogoda. Moja radość udziela
się moim przyjaciołom. A Marek znowu zapunktował. Ostatecznie stanął w odpowiednim miejscu!
Trasa naszej podróży prowadzi pomiędzy Tatrami Niżnymi, a Murańską Planiną. Jedziemy nadal wysoko, wiec wiosny ani śladu.
Jadąc nadal drogą 66, mijamy Brezno i Bańską Szczawnicę.
Ponieważ czytając plan naszej wycieczki, przygotowany przez Marka, zauważyłam,
że będziemy przejeżdżać przez Zwoleń (Zvolen), uprosiłam go, żeby dołożył do naszej
wycieczki jeszcze podjechanie pod ścieżkę przyrodniczą w okolicach Zvolenskiej Slatiny.
Tam ponoć na pierwszym stanowisku ma rosnąć szachownica kostkowana, którą
bardzo chciałabym sfotografować. A akurat powinna jeszcze kwitnąć. No i przy
okazji zajrzelibyśmy do Hronseku.
Zaczynamy właśnie od niego. Pierwsze pisemne wzmianki o tej
miejscowości pochodzą z roku 1500, chociaż najprawdopodobniej powstała dużo
wcześniej.
Znajduje się tu kilka cennych zabytków, w tym jeden z pięciu
zachowanych na Słowacji kościołów artykularnych, a jeden z trzech wpisanych w 2008 roku na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Kościoły artykularne to kościoły
protestanckie, budowane w XVII i XVIII wieku. Mieszkało tu wtedy sporo
osadników niemieckich, ale nie mieli oni w ultrakatolickim państwie Habsburgów
prawa do budowania świątyń. Dopiero w 1681 roku zatwierdzono kodeks, w którym
artykuły 25 i 26 zezwalały protestantom na budowę kościołów, ale poza granicami
miejscowości, niezbyt duże, z wejściem po przeciwnej stronie wsi, tylko z drewna, bez wież i dzwonów, i bez użycia gwoździ. Mogły powstać tylko dwa takie
kościoły w komitacie (województwie).
Ten w Hronseku powstał w roku 1725, na małej wysepce na
Hronie. Został poświęcony pamięci Marcina Lutra. Cechuje się ciekawą
architekturą. Nawiązuje bowiem do
niemieckich budowli szachulcowych, ale wypełnienie ścian jest nie z cegieł, a z drewna. Wewnątrz zachowało się wyposażenie z czasów powstania kościoła, m.in.
barokowy ołtarz, kazalnica, organy i sporo obrazów. Obok niego zachowała się
zabytkowa, barokowa dzwonnica z dzwonem też z XVIII wieku (nie wiem, jak to się
miało do zakazu wyposażenia kościołów artykularnych w dzwony, może były jakieś
odstępstwa od tej reguły). Kościół jest otwarty, można go obejrzeć w środku.
Ponieważ Hronsek dopisaliśmy do planu w ostatniej chwili, a ja w głowie miałam tylko moją roślinkę, to nie byliśmy dobrze przygotowani do
jego zwiedzenia. Obejrzeliśmy jeszcze (ale
w sumie przez przypadek), z zewnątrz, bo nie jest na razie udostępniony do
zwiedzania, pałac (kasztel) Géczych z 1775 roku. Kasztel otacza niewielki park. Koło niego rośnie stara,
250-letnia lipa, będąca pomnikiem przyrody.
W Hronseku jest jeszcze XVI-wieczny dwór obronny z fosą,
tzw. Zamek Wodny (Vodný hrad). Był przez długie lata zrujnowany, ale ostatnio
został gruntownie odrestaurowany. Chyba nadal nie można go zwiedzać wewnątrz,
ale na zewnątrz prezentuje się imponująco. Byłam bardzo rozżalona, że
przegapiliśmy taką atrakcję, zwłaszcza, że byliśmy tuż obok niej. Ale bywa.
Może jeszcze kiedyś będziemy w pobliżu przejeżdżać, to tam zajrzymy.
Jedziemy dalej. Dojazd do „mojej” ścieżki jest
skomplikowany, ale Marek świetnie sobie radzi. Droga dojazdowa jest kiepska,
częściowo bita i pełna wybojów. Ale docieramy do celu. Wita nas tablica, na
której oczywiście szachownica kostkowana jest wymieniana jako główna atrakcja
tej ścieżki. Na tablicy jest, ale stanowisku, gdzie powinna rosnąć, jej
niestety nie ma. Jestem rozczarowana, ale Marek chyba bardziej. Pracowicie, w lekkich, szmacianych butkach do prowadzenia samochodu przeczesuje podmokłą
łąkę. Zresztą, wszyscy szukamy. Ale bez rezultatu. Powinna zacząć kwitnąć w połowie kwietnia. Gdyby było już po kwitnieniu, to byłyby przekwitłe osobniki.
Niemożliwe jest też, żeby nie było pąków, jeśli wegetacja się spóźniła. Ale to
wrażliwa roślinka jest. I albo z uwagi na warunki nie zakwitnie w tym roku,
albo po prostu wyginęła. Trochę jesteśmy rozczarowani, ale cóż... A ścieżka
bardzo piękna. To Náučný chodník Údolím rieky Slatina. Ma około 12 kilometrów
długości. Żałujemy, że nie mamy na nią czasu. Zwłaszcza, że pogoda się wyraźnie
poprawiła i chwilami nawet zdarzają się przebłyski słońca.
Stamtąd wracamy drogą nr 16 w stronę Zwolenia, jedziemy dalej
drogą R2, a potem R1 i przed miejscowością Hronska Breznica skręcamy na drogę nr 51. Nią dojeżdżamy do celu naszej wyprawy, czyli Bańskiej Szczawnicy.
Tu na dzisiaj mamy zaplanowane zwiedzenie słynnej kalwarii.
Kalwaria w Bańskiej Szczawnicy (Kalvária v Banskej Štiavnicy) została zbudowana w latach 1744-51. Jest uważana za jedną z najpiękniejszych kalwarii w Europie. W 1993 roku została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jest położona na zachodnim stoku wysokiego wzgórza Scharfenberg (Ostrý vrch - Ostra Góra; 749 m n.p.m.). To dwa kościoły – górny i dolny oraz kilkanaście kapliczek drogi krzyżowej. Inicjatorem budowy kalwarii był jezuita, František Perger. Podczas II wojny światowej kalwaria mocno ucierpiała. Ciekawostką jest, że w 1951 roku została znacjonalizowana, a ruch pielgrzymkowy został mocno ograniczony. Pod koniec XX wieku część elementów wyposażenia zostało rozkradzionych. Na szczęście sporo rzeźb i płaskorzeźb uratowano i są odnowione i przechowywane w Starym Zamku w Bańskiej Szczawnicy. A sama kalwaria została gruntownie odnowiona i stanowi ogromną atrakcję turystyczną.
Stamtąd jedziemy do centrum Bańskiej Szczawnicy, gdzie mamy noclegi. Miasto robi na nas niesamowite wrażenie. Zwłaszcza jego położenie i strome, brukowane uliczki. Jesteśmy trochę przed czasem, parkujemy więc przed domem i idziemy na krótki spacer po najbliższej okolicy.
Bańska Szczawnica (Banská Štiavnica) to jedno z najstarszych
górniczych miast w Europie. W średniowieczu była najważniejszym miastem
górniczym Węgier. Wydobywano tu najpierw złoto, a później srebro. Pierwsza
osada górnicza powstała na wzgórzu Glanzenberg (Ligotavá
hora, 793 m n.p.m.) już w XI wieku. Kruszec
wydobywano tam metodą odkrywkową. Na początku XIII wieku pozyskiwano tu około 75 kg srebra rocznie. Miasto zostało założone na przełomie XII i XIII wieku u stóp
Glanzenbergu i szczytu o nazwie Paradajs (939 m n.p.m.). Prawa miejskie otrzymało
prawdopodobnie przed rokiem 1255.
Bańska Szczawnica jest jednym z najbogatszych w zabytki
miast Słowacji. Została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO,
razem ze wspomnianą powyżej kalwarią. Miasto zostało uznane już w latach 50.
ubiegłego wieku za rezerwat miejski, który po wpisaniu na listę UNESCO został
powiększony, co zapewnia ochronę całego historycznego miasta – również
dzielnicy rzemieślniczo-przemysłowej oraz dawnych osad górniczych na zboczach
wokół centrum miasta.
Wracamy – gospodarz już na nas czeka. Mieszkanko skromne,
ale przytulny pokój z aneksem kuchennym, przedpokojem i łazienką zupełnie nam wystarcza.
Zwłaszcza, że łóżka są bardzo wygodne. A jego położenie u stóp Nowego Zamku, w samym centrum starego miasta, jest bezcenne.
Zostawiamy bagaże i wychodzimy na spacer pod Nowy Zamek (Nový zámok, także: Nový hrad, Dievčenský
hrad, Dievčenský zámok, Panenský hrad). Ostatecznie
mieszkamy przy ulicy Novozamockiej, która prowadzi bezpośrednio do zamku.
Po drodze mijamy Kościół Marii Panny Śnieżnej (Kostol
Panny Márie Snežnej, lub Frauenbergský kostol). To późnogotycka budowla, z barokowym wnętrzem. Obecnie stanowi własność miasta i jest wykorzystywany jako
kaplica pogrzebowa dla pobliskich cmentarzy.
Docieramy do zamku. Wznosi się na wzgórzu o nazwie Panieński Wierch (Dievčenský vrch 630 m n.p.m ), To masywna, XVI-wieczna, renesansowa budowla, zbudowana w latach 1564-1571, do obrony przed Turkami. Był częścią optycznego systemu sygnalizacyjnego, a także częścią murów obronnych, które obecnie już nie istnieją. Jest widoczny z wielu miejsc w mieście. Obecnie mieszczą się w nim różne wystawy. Są stąd piękne widoki na miasto i kalwarię.
Schodzimy niżej, do żydowskiego cmentarza, a potem wracamy i idziemy pod Bramę Piargską (Piargska brána), najstarszą i jedyna zachowaną bramę miejską w Bańskiej Szczawnicy. Została zbudowana w 1554 roku w stylu renesansowym, w XVIII wieku przebudowana w stylu barokowym.
A potem, mijając dwa cmentarze (jest ich tutaj aż 12), pniemy się jeszcze do góry.
Wchodzimy na leśną ścieżkę, którą prowadzi do jednego z tutejszych licznych
jezior (Tajch Klinger), zwanych tajchami. Ale idziemy tylko kawałek, bo zaczyna
powoli kończyć się dzień.
Telgart Bańska Szczawnica Góry Szczawnickie Hronsek Kotlina Zwoleńska