Święta zapowiadały się ciepłe i słoneczne, a że w tym roku
spędzałam je sama, to mogłam włóczyć się po górach do woli. Marzyły mi się
krokusy. Ale oczywiście nie w Tatrach, bo tłumy mnie przerażają. Co prawda,
niekorzystne warunki atmosferyczne mogły im zaszkodzić, ale miałam nadzieję, że
gdzieś w Gorcach je znajdę. Na Turbacz mi się nie chciało znowu iść, bo byłam
tam w marcu. Niżej mogły już przekwitnąć. Wiedziałam, że na Jaworzynie
Kamienickiej (1288 m n.p.m.) poniżej Bulandowej Kapliczki ma ich być sporo. Nie wiedziałam, co
prawda, jak to będzie w tym roku, ale postanowiłam zaryzykować.
Zaplanowałam, że wejdę tam tam tzw. szlakiem spacerowym z Ochotnicy
Górnej. Szłam już nim dwukrotnie, ale już jakiś czas temu, więc była dobra okazja, żeby go sobie przypomnieć.
Zostawiłam samochód na parkingu za sklepikiem (naprzeciw boiska sportowego) i wyruszyłam znaną mi już trasą. Najpierw kawałeczek asfaltem, a potem skręciłam w lewo w leśną drogę
Gmina Ochotnica Dolna zadała sobie spory trud oznakowania
jednolicie wszystkich szlaków na swoim terenie. Wyznaczyła też nowe, których
nie ma jeszcze na mapach. Ale z tym coś im nie wyszło. Ten szlak jest także
szlakiem rowerowym. Na dole żadnych oznaczeń nie zauważyłam. Potem jeden
zielono-biały kwadrat ścieżki turystycznej i długo nic. Kolejno jeden znak szlaku
rowerowego i znowu długo nic. A potem pojawiły się nowe znaki Gminy Ochotnica
Dolna. Czerwone. Pomiędzy nimi trafiły się dwa żółto-pomarańczowe. A później, już
do samej góry świeżo namalowane biało--czerwone
kwadraty ścieżki turystycznej. Prawdopodobnie przez GPN. Dobrze, że droga oczywista i trudno się tam
zgubić, ale niedoświadczony turysta może się poczuć mocno zaniepokojony.
Szlak bardzo piękny i urozmaicony. Dużo widokowych polan. Na
pierwszej, bez nazwy, na której stoi bacówka, znajduję pierwsze krokusy.
Niewiele i w większości już przekwitłe. Ale jest nadzieja, że wyżej będą
jeszcze kwitnące.
Na pięknej polanie pod szczytem Lipowca (936 m n.p.m.),
która rozciąga się po obu stronach szlaku, można podziwiać piękny widok na
Tatry. Dzisiaj u ich stóp zalegają malownicze mgły.
W powietrzu czuć wiosnę, ale prawie nic tu jeszcze nie
kwitnie. Zauważam kilka żywców gruczołowatych i trochę zawilców. No, ale
ostatecznie dzisiaj w moim centrum zainteresowania mają być krokusy.
Są też w nim Tatry, bo co chwila mogę je podziwiać. Idę niespiesznie do góry. Docieram do kolejnej polany. To Młynarczykowa. Tu znajduję nieco więcej krokusów, ale też w większości już przekwitłych.
Szlak miejscami jest dość stromy. Ale dzielnie drapię się do
góry. Docieram do granicy GPN. Oczywiście, kupiłam sobie przez Internet bilet.
Tym razem bez problemów, które mieliśmy, idąc ostatnio na Turbacz.
Tutaj szlak robi się dość nieciekawy, bo wszędzie leży
mnóstwo powalonych drzew w wiatrołomach z 2019 roku. Też wtedy tędy szliśmy i musieliśmy się przedzierać przez leżące w poprzek szlaku pnie. Teraz nie ma
tego problemu, bo ścieżka została udrożniona, ale las nie wygląda zbyt
ciekawie.
Patrzę na Tatry, ale teraz są w większości przysłonięte
chmurami. Szlak jest pusty. Mija mnie tylko dwóch młodych chłopaków z psem. Idą
na Turbacz. Poza nimi nie spotykam nikogo.
Docieram na szczyt Kiczory (1282 m n.p.m.). Czyli, że
zrobiłam około 600 metrów przewyższenia. Jak na spacerowy (z nazwy) szlak to
sporo.
Jestem już mocno głodna, ale postanawiam, że drugie
śniadanie zjem pod Bulandową kapliczką. To już niedaleko. Nieco ponad kilometr.
Idę teraz zielonym szlakiem. Najpierw ścieżką, a potem
szeroką drogą. Rok temu GPN wysypał ją żwirem, bo była bardzo błotnista. Szło się
nią koszmarnie. Ale teraz jest już w porządku. A za dwa lata tego żwiru nie
będzie już w ogóle widać. Tu też bardzo dużo wiatrołomów.
Pytam wracającą stamtąd turystkę o krokusy. Ostatecznie to
dla nich się tak trudziłam. Chociaż jest tak pięknie, że i bez nich wycieczka
byłaby udana. Ale okazuje się, że jest ich tak sporo. Ta informacja od razu
dodaje mi energii. Przyspieszam, że móc je jak najszybciej zobaczyć.
Najpierw widzę Bulandową Kapliczkę. Wokół niej jest sporo
krokusów. A poniżej na łące jest ich mnóstwo. To prawda, że nie są tak okazałe,
jak te w Tatrach, ale też pięknie się prezentują. I są wśród nich białe, które w Tatrach nie występują.
Szafran spiski, nazywany krokusem (Crocus scepusiensis)
należy do rodziny kosaćcowatych. Występuje w Karpatach Zachodnich. W Polsce
najliczniej w Tatrach i na Podtatrzu. Sporo jest go w Gorcach. Rośnie też w Beskidzie
Żywieckim, Wyspowym i Małym.
Jest uważany za botaników za relikt górski z okresu
lodowcowego. Kojarzy się go z wołoskimi pasterzami, którzy w Karpaty
przywędrowali i go ze sobą ponoć przywlekli, ale chyba to raczej nie jest prawda,
bo nie wszędzie tam, gdzie się osiedlili i wypasali swoje stada, krokus
występuje. Nie ma go w Beskidzie Sądeckim. To znaczy rośnie nad Wielką Roztoką
Ryterską i często chodzę go tam podziwiać, ale nie rośnie tam naturalnie.
Został posadzony kilkadziesiąt lat temu przez ówczesnego leśniczego, który
przywiózł jego cebulki z Tatr i tam zasadził.
Dawniej był objęty
ochroną całkowitą, teraz, od 2014 roku częściową. Ciekawostką jest, że objęcie ochroną
miejsc, w których występował, przyczyniło się do zmniejszenia jego populacji,
bowiem miejsca, w których rośnie, muszą być regularnie wypasane i nawożone
odchodami zwierząt. Wskutek zniesienia pasterstwa, polany zaczęły zarastać, a krokusy ginąć, zagłuszane przez inne rośliny. Dlatego parki narodowe zaczęły
regularnie wykaszać górskie polany i wprowadziły kulturowy wypas owiec. Chroni
się w ten sporo nie tylko krokusy, ale także wiele innych rzadkich roślin, m.in.
storczyki.
Na podziwianie krokusów należy wybrać słoneczny, ciepły dzień. Bowiem przy niekorzystnych warunkach pogodowych ich kwiaty się zamykają i nie można ich w pełni podziwiać. Ponieważ kwitną wczesną wiosną, to często w czasie ich kwitnienia spada śnieg. Nie szkodzi to ich rozwojowi, ale delikatne kwiaty krokusów nie wyglądają już tak pięknie.
Na Jaworzynie Kamienickiej spędzam sporo czasu. Staram się
nie wchodzić na łąkę, żeby nie zadeptać nie tylko kwiatów, ale też osobników płonnych,
albo tych, które jeszcze zakwitną w późniejszym terminie. Fotografowanie ze ścieżki
nie jest łatwe, ale trochę zdjęć udaje mi się zrobić, chociaż gdyby móc się
położyć na łące, to byłyby pewnie lepsze.
Po posileniu się wracam na Kiczorę. Wiem, że kwitną też na
Hali Długiej, ale ja nie mam już czasu. To dodatkowe 4 kilometry. Zastanawiam
się więc, co z powrotem. Fajnie byłoby zrobić pętlę, ale potem trzeba iść spory
kawałek asfaltem, a na to nie mam ochoty. Wracam więc tak samo jak tu przyszłam
– szlakiem spacerowym. Po raz pierwszy od dawna idę cały czas grzecznie
szlakiem. Bez niespodzianek.
Ale w sumie to dobrze, bo widzę teraz rzeczy, których wcześniej
nie zauważyłam. Na przykład całkiem ładne stanowisko krokusów tuż pod Kiczorą.
Więc nie powstrzymuję się przed kolejną sesją fotograficzną. Ostatecznie pewnie
już w tym roku tych pięknych kwiatów nie zobaczę!
Potem wspaniały widok na Tatry, którego wchodząc, nie
zauważyłam. Może dlatego, że po łąkach wypatrywałam krokusów. I znowu na całym szlaku tyko jeden turysta.
A Tatry znowu wyglądają pięknie. Może nawet ładniej niż
rano, co zdarza się nieczęsto.
Droga mi się dłuży – zaczęły mnie na dodatek boleć mocno
biodra – ale dzielnie idę dalej. Zresztą wyboru nie mam… Jak się wlazło na
górę, to trzeba z niej zleźć…
Zatrzymuję się na krótki odpoczynek przy tej polanie pod
szczytem Lipowca. Są tu dwie małe bacówki i można sobie usiąść na ławeczce. No
i ten widok na Tatry! Rano tego nie było widać, ale teraz, jak nie ma już
żadnych mgieł i chmur, to okazuje się, że można stąd zobaczyć całe Tatry – od Tatr
Bielskich aż po Siwy Wierch. Niesamowita panorama! Rzadko można taką zobaczyć!
Stamtąd już niedaleko do miejsca, gdzie zostawiłam samochód.
Jakieś dwa kilometry. W sumie przeszłam 17 kilometrów, co jak na „spacerową” trasę
to sporo. No i przewyższenie też było całkiem godne. Ale było warto! To był
piękny dzień! Krokusy i te wspaniałe widoki na Tatry w bonusie!
Gorce Kiczora Ochotnica Górna Polana Jaworzyna Kamienicka krokusy