Góry Lewockie - 19 września 2025
Kolejna wycieczka w Góry Lewockie. Tym razem zaplanowałam
wieżę widokową Marčulina w sąsiedztwie szczytu Javorina. Trasa miała prowadzić
szlakami rowerowymi z miejscowości Toryski. Można tam zrobić pętlę.
Do miejscowości Nižný Slavkov jechaliśmy dobrze nam już
znaną trasą. Kawałek za wsią skręciliśmy w prawo. To były dla nas nowe i ciekawe tereny. Na dodatek bardzo górzyste. Minęliśmy Brutovce, małą wieś,
położoną aż na wysokości 864 m n.p.m., zjechaliśmy do miejsowości
Oľšavica (800 m n.p.m.). Trochę poniżej (747 m n.p.m) była wieś Nižné
Repaše. Zwróciliśmy w niej uwagę na dużą ilość starych, drewnianych domów i postanowiliśmy się tam w drodze powrotnej na chwilę zatrzymać, żeby je
obejrzeć. Za tą miejscowością jest rozwidlenie dróg. Jadąc w lewo, można
dojechać do Lewoczy (Levoča). My skręcamy
w prawo do Torysek. Tam droga się kończy. Wieś położona jest na wysokości 810 m
n.p.m. Zaplanowałam, że zatrzymamy się w okolicy cmentarza. Jest tam miejsce na
zostawienie samochodu.
.jpg)
.jpg)
Wyruszamy szeroką drogą. Pozostały tu resztki asfaltu po
dawnym poligonie. Pisałam o nim w poprzedniej relacji z Gór Lewockich https://zielnik-karpacki.pl/ierna_hora_i_ihla,
więc teraz nie będę.
.jpg)
.jpg)
Z tamtej strony drogi też były szerokie, ale nie było na nich asfaltu. Tu towarzyszy nam prawie przez całą wędrówkę. Ale nie jest dokuczliwy, bo w większości już uległ zniszczeniu i te asfaltowe kiedyś drogi miejscami wyglądają jak bite. Po dwóch kilometrach marszu po płaskim terenie droga się rozwidla. Możemy iść i jedną i drugą, bo tworzą pętlę. My postanowiliśmy pójść tą skręcającą w prawo.
Przeżyliśmy ciekawą przygodę. Nagle z krzaków wypadł prosto
na nas mały ptaszek, a za nim nieduży ptak drapieżny – najprawdopodobniej była to samica krogulca. Szliśmy z Markiem dość blisko
siebie, a one oba wpadły pomiędzy nas
gdzieś na wysokości bioder. I zniknęły w lesie po drugiej stronie. To było
niesamowite.
.jpg)
.jpg)
Po jakimś czasie monotonnej
wędrówki natrafiamy na kolejną atrakcję. Tym razem to taka dziwna piwnica. A może jakiś schron
albo magazyn z czasów poligonu. Jest otwarta, więc możemy zajrzeć do środka.
.jpg)
.jpg)
Teraz droga zaczyna się nieco piąć do góry. Docieramy do
miejsca, z którego odbija ścieżka do źródeł Torysy. Chce mi się pić, a że nie wzięłam za dużo
napojów, to postanawiam, że tam pójdziemy. A poza tym jesteśmy już znudzeni tą
monotonną drogą i przejście wąską ścieżką przez las dobrze nam zrobi.
.jpg)
.jpg)
To była dobra decyzja. Miejsce ciekawe, a jak się później okazało, Torysa jest dużą rzeką. To dopływ Hornadu, który z kolei wpływa do Dunaju. Wypływa właśnie tutaj, w Górach Lewockich, na wysokości
1100 m n.p.m. Zaryzykowałam wypicie kubka wody – była smaczna i nic mi się później nie
stało. Ostatecznie to było źródło.
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
Idziemy dalej. Niby nieco pod górę, ale dla nas niezauważalnie.
Pojawiają się pierwsze widoki. Docieramy na rozdroże szlaków Vinná. Mamy iść
teraz w lewo, ale skręcamy w prawo, na czerwony szlak. Wypatrzyliśmy na mapie
szczyt o nazwie Tok. Nie ma tam szlaku, ani nawet ścieżki, ale postanowiliśmy
go zdobyć. Potrzebujemy trochę przygody, bo marsz tymi drogami jest trochę nudny.
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
Znajdujemy dogodne miejsce i drapiemy się do góry wśród wysokich traw i pozostałości po wycince. Docieramy na szczyt – nie ma tu żadnych oznaczeń, ale GPS tak pokazuje. W nocy szalały tu jelenie, bo trwa rykowisko. Mocno to czuć.
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
Jest stąd widok na Tatry i wieżę widokową Marčulina, gdzie idziemy. Wracamy na czerwony szlak, a nim na rozdroże. Sto metrów dalej jest chatka myśliwska – Chata Vinná. Nie ma co prawda tabliczki z napisem Vitajte, ale zakazu wstępu też nie ma. Postanawiamy zrobić tu sobie ognisko. Idę po gałęzie, a Marek rozpakowuje nasze wiktuały. Już mam wprawę w zbieraniu chrustu na ognisko, więc Marek sprawnie rozpala ogień. Mam gorącą herbatę i coś słodkiego, więc posiłek jest godny. Zjadamy, jak zwykle, po dwa kawałki kiełbasy, więc śmierć z głodu nam nie grozi.
.jpg)
.jpg)
Zauważam przy chatce przybudówkę. Wydaje mi się, że to toaleta. Ale przybudówka
jest, jak na toaletę, trochę duża. Zaglądam do środka – okazuje się to
rzeczywiście sławojka, tyle, że dwuosobowa! Słowacy mają czasem niesamowite
pomysły. Jednymi się zachwycamy, bo są świetne, inne nas szokują! Widocznie tutejsi
myśliwi uważają, że w towarzystwie s.. się przyjemniej!
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
Marek zalewa resztki ogniska swoją wodą mineralną i idziemy
dalej czerwonym szlakiem. Po niecałym kilometrze marszu docieramy do kolejnego rozdroża. To Odbočka do Kamennej doliny. Tu wchodzimy na wąską ścieżkę, prowadzącą przez
młodniak i małe polanki, która ma nas doprowadzić na szczyt Javorina, a później na
wieżę widokową.
.jpg)
.jpg)
Szczyt nie jest oznaczony – przynajmniej w miejscu, gdzie
pokazuje GPS. Mijamy ciekawy stawek. Coś takiego na szczycie to rzadkość. Szkoda, że akurat nadciągnęły ciemne
chmury i zasłoniły słońce, bo zrobiłabym ładniejsze zdjęcia.
.jpg)
.jpg)
Dochodzimy pod cel naszej dzisiejszej wycieczki – wieżę
widokową Marčulina. W sumie to do końca nie wiadomo, jak z tymi szczytami jest.
No i z ich wysokościami także. Na mapach jest zaznaczona osobno Javorina (1225 m n.p.m.), a osobno Marčulina. Pod wieżą jest informacja, że jest to Javorina –
Marčulina i jej wysokość wynosi 1250 m n.p.m. Szliśmy tu całkowicie po płaskim
terenie, więc zaznaczona na mapie Javorina musi mieć tyle samo. A w związku z tym zaliczony przez nas Tok, którego podana na mapie wysokość wynosi 1227 m
n.p.m., musi mieć także przynajmniej te 1250 m n.p.m.. Tabliczka pod wieżą została umieszczona góra dwa lata
temu, więc myślimy, że jednak ta wysokość jest najbardziej wiarygodna.
.jpg)
.jpg)
Wieża jest wspaniała. Ma 35 metrów wysokości. Warto było tu przyjść. Została
oficjalnie oddana do użytku pod koniec czerwca tego roku. Ale już dwa lata temu
wchodzili na nią nielegalnie turyści, choć nie miała jeszcze wtedy ostatniego
piętra z zadaszeniem.
.jpg)
.jpg)
W środku są metalowe schody w formie ślimaka. A kolejne piętra mają bardzo ładne, drewniane, ażurowe balustrady. Widok jest stamtąd na wszystkie strony świata. Widać świetnie Tatry.
.jpg)
.jpg)
Pod wieżą został zrobiony schron dla turystów. Nigdy jeszcze
czegoś takiego nie widzieliśmy. W środku są prycze, ławy i stoły. Ponoć można
tam zagotować wodę i podładować telefon. No i jest tam toaleta. Całość
zamknięta na zamek szyfrowy. Dzwoni się pod podany telefon, płaci 5 euro i dostaje się kod
do otwarcia drzwi. Tylko jak dla mnie, to jest to za bardzo przeszklone.
Poniżej jest Lavička lásky (Ławeczka miłości). Schodzimy tam
z Markiem. Jest tutaj trójka Słowaków.
Pani upiera się, że zrobi nam wspólne zdjęcie. Cóż, głupio protestować… Ale
wysyłamy je Lili. A moja cudowna przyjaciółka nie ma pretensji, że
sfotografowałam się na tej ławeczce z jej mężem…
Na wieży spotkaliśmy też dwóch sympatycznych słowackich
rowerzystów. Bardzo się nam przyjemnie z nimi gawędziło. Aż żal było się rozstać...
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
Spod wieży schodzimy nieco ponad 300 metrów szlakiem
rowerowym. To pierwsze strome miejsce dzisiaj, bo tak to cały czas chodzimy
prawie po płaskim. Wchodzimy znowu na czerwony szlak, który opuściliśmy na
rozdrożu Odbočka do Kamennej doliny.
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
Dość szybko docieramy do Pomnika Słowackiego Powstania
Narodowego. Został wzniesiony w 1965 roku. Poświęcony jest ofiarom, które
zginęły tutaj w październiku 1944 roku w wyniku zestrzelenia przez niemiecki
myśliwiec samolotu medycznego, który przewoził rannych francuskich i słowackich partyzantów. Jest tu
zadaszona wiata i tablica informacyjna.
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
Czerwony szlak skręca tu ostro w prawo, a my idziemy teraz
żółtym szlakiem, połączonym z niebieskim rowerowym. Ale tylko pół kilometra, bo
na rozwidleniu szlaków rowerowych Brinky, skręcamy w lewo. Idziemy teraz
niebieskim szlakiem rowerowym. Tu jest miejscami trochę z góry. Ale
niewiele. I spotykamy padalca. Widocznie w Górach Lewockich żyje ich sporo, bo na poprzedniej wycieczce też jednego widzieliśmy.
.jpg)
.jpg)
Zamykamy pętlę przy kolejnym rozwidleniu szlaków rowerowych.
Teraz jeszcze dwa kilometry drogą, którą szliśmy rano, i jesteśmy przy
samochodzie.
To była dziwna wycieczka. Weszliśmy na ponad 1200 m n.p.m., a właściwie to szliśmy cały czas po płaskim. Na dodatek po asfaltowych drogach,
chociaż na szczęście już mocno sfatygowanych. Ale pogodę mieliśmy wyśmienitą, a widoki były od pewnej wysokości piękne. Wieża i widoki z niej –
wspaniałe! Ile przeszliśmy, nie wiemy. Nasze aplikacje w telefonach pokazywały
po około 20 kilometrów. Ale jak podliczyłam na mapach.com każdy odcinek, to
wyszło mi raptem 15. A przecież Marek korzystał właśnie z aplikacji z tej mapy.
Dziwne.
.jpg)

Zatrzymaliśmy się jeszcze najpierw w Toryskach przy cerkwi greckokatolickiej. Mieszka tu sporo Rusinów, bo tablica z nazwą wsi jest dwujęzyczna. Miejscowość jest bardzo stara, bo pierwsze o niej wzmianki pochodzą z wieku XIII. Rusini zasiedlili ją pewnie w wiekach XV i XVI. Obecny świątynia, pw. Matki Bożej Opiekunki, została zbudowana w 1861 roku. Była kilka razy przebudowywana.
.jpg)
.jpg)
Jest zamknięta, ale zamek ma dużą dziurkę. Zaglądamy przez
nią do środka. Jest tam bogaty ikonostas. Marek pokazuje mi, jak można zrobić
zdjęcie. On robi telefonem. Sporo na nim widać, ale jest nieostre. Ja robię aparatem.
Ale chyba za dużo przybliżyłam, bo wychodzą mi tylko carskie wrota. Gdyby nie
człowiek, koszący wokół świątyni trawę, który nam się ciekawie przyglądał, co robimy, to
może bym się postarała i coś by więcej wyszło. Ale wypróbuję ten sposób drugi
raz.
W tej wsi też jest kilka takich samych starych, drewnianych
domów. Ale postanawiamy zatrzymać się w następnej, bo tam jest ich bardzo
dużo.
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
Nižné Repaše są podobnie stare, jak Toryski. Także w XV i XVI wieku przybyli tu Rusini. Zachowało się tu sporo drewnianych domów z XIX wieku wraz z zabudowaniami gospodarczymi. W 1993 roku wieś została ogłoszona rezerwatem zabytków architektury ludowej.
.jpg)
.jpg)
Znajduje się tu także zabytkowy greckokatolicki kościół pw.
św. Anny, będący jednym z najstarszych zabytków w regionie. Został zbudowany na
przełomie XIV i XV wieku w stylu gotyckim. Potem kilkukrotnie przebudowywany.
Obok jest zabytkowa plebania wraz z zabudowaniami gospodarczymi.
Robi się późno, więc ruszamy już w drogę powrotną. Do Nowego Sącza dojeżdżamy już po ciemku, ale
było warto. To była kolejna piękna wycieczka.
Góry Lewockie Torysky Javorina Marculina Tok