Pogórze Popradzkie - 21 września 2024
Jadąc niedawno na wycieczkę w okolice Litmanowej,
przejeżdżałam przez miejscowość Jarabina. Zapragnęłam przypomnieć sobie
Jarabiński Przełom (Jarabinský prielom). Postanowiłam, że na następną samotną
wyprawę wybiorę się właśnie tutaj.
Zaplanowałam trasę. Szlakiem niebieskim z Przełęczy Vabec (Sedlo Vabec), zaliczając po drodze Czarcią Skałę (Čertova skala). Potem, po zaliczeniu Jarabińskiego Przełomu (Jarabinský prielom) powrót drogą lokalną, prowadzącą polami powyżej niebieskiego szlaku i docierającą do żółtego, idącego z Przełęczy Vabec na Eliaszówkę. Ładna, widokowa pętla – jakieś 12-13 kilometrów.
Wyjechałam dość późno, dopiero o 9.30, bo jakoś nie mogłam
się ogarnąć. Pogoda była piękna. Już cieszyłam się na piękny dzień i wspaniałe
widoki na Tatry. Poza tym lubię plątać się po takich rozległych łąkach.
Zostawiłam samochód tuż pod przełęczą, obok kapliczki. Jest
tam sporo miejsca do zaparkowania, no i szlak schodzi tam już z asfaltu i
wchodzi zaraz na łąki.
Mijam mały lasek i idę drogą prowadzącą pomiędzy
pastwiskami. O przygodzie z tutejszymi krowami pisałam dwa lata temu, kiedy to
z Markiem wybraliśmy się stąd na Medvedelicę i Eliaszówkę. https://zielnik-karpacki.pl/medvedelica_i_eliaszowka_z_przeleczy_vabec.
Dzisiaj krów nie ma, pastwiska są puste. Za to jest piękny
widok na Tatry. Docieram do rozwidlenia szlaków o nazwie Čierťaže (829 m
n.p.m.). Tu idące do tej pory obok siebie szlaki żółty i niebieski się
rozdzielają. Żółty idzie na Medvedelicę i Eliaszówkę, a niebieski prowadzi do
Jarabiny przez będący celem mojej wyprawy Jarabiński Przełom.
Podchodzę pod Czarcią Skałę (Čertova skala - 837 m n.p.m.). To duża i efektowna
skała. Zbudowana jest z wapieni i dolomitów, podobnie jak pobliskie Pieniny.
Ostatecznie razem z nimi jest częścią tzw.Pienińskiego Pasa Skałkowego. Od
niebieskiego szlaku, którym idę, jest łatwo dostępna, natomiast od drugiej
strony opada do doliny Małego Lipnika prawie pionową ścianą wysokości 20-30
metrów. Jest z niej piękny widok na okolicę i oczywiście na Tatry.
Potem, po chwili wędrówki pięknymi, widokowymi łąkami wchodzę
w las. Jest tu kaplica prawosławna (Kaplnka na hôrke Háj). Związana jest z nią legenda. Mieszkaniec Jarabiny Vasiľ Medveckij – Griniv pasł w tym miejscu
bydło i zasnął. Przyśniła mu Matka Boża, która kazała mu sprzedać woły i wybudować w tym miejscu kapliczkę. Początkowo nie miał na to ochoty, ale że
wszystkie woły mu wyzdychały, to uznał to za znak z nieba i podporządkował się
prośbie Matki Bożej.
Do dziś w kaplicy w święto Zaśnięcia Najświętszej Maryi
Panny odbywają się lokalne uroczystości odpustowe. Poświęcana jest też wtedy
woda ze źródełka położonego 150 metrów niżej.
Dalej szlak wychodzi znowu na rozległe łąki. Kiedy
znowu wchodzi do lasu, trzeba uważać, bo tuż po przejściu potoku schodzi z wygodnej stokówki na niewidoczną ścieżkę w lewo. Kilkakrotnie trzeba przechodzić
przez potok na drugą stronę. Dobrze, że dzisiaj jest niski poziom wody, więc
jest to łatwe. Wreszcie docieram do wąwozu. Pokazują się pierwsze skałki. Robi
się malowniczo.
Jarzębiński Przełom lub Jarzębiński Wąwóz (Jarabinský
prielom) to krótki, ale piękny wąwóz wyżłobiony przez potok Mały Lipnik.
Są tu strome skalne ściany, małe wodospady i kotły eworsyjne. Byłam tu już
dwukrotnie, ale wtedy nie było takich udogodnień jak teraz. Są metalowe schody
i mała platforma widokowa.
Przełom od 1967 roku jest pomnikiem przyrody. Odwiedza go
sporo turystów. Dzisiaj też na tym szlaku spotykam kilkanaście osób. Co dziwne,
to sami Słowacy – nie ma wśród nich Polaków.
Wychodzę schodami do góry, a potem schodzę znowu na dół
tymi, które pozwalają podziwiać wąwóz z drugiej strony. Kiedy byłam tam pierwszy
raz, to weszliśmy po skałach w głąb. Teraz bym się już nie odważyła, zwłaszcza,
że jestem sama. Szkoda, bo jest tam pięknie, a z platformy widokowej w sumie niewiele widać. I zdjęcia wychodzą kiepskie, bo jest złe światło.
Wracam na górę, po drodze podziwiając tutejszy kamieniołom i widok na Jarabinę i zamek nad Starą Lubowlą. Po krótkim odpoczynku ruszam dalej zgodnie z moim planem.
Wygodną, bitą drogą przez łąki.
Po obu stronach są ogrodzone podwójnymi drutami pastwiska. A ja zauważam za ogrodzeniem skałkę, z której spodziewam się ładnego widoku.
Postanawiam tam się dostać. Sprawdzam górny drut – nie jest pod prądem, więc
włażę pomiędzy druty z plecakiem na plecach, bo z lenistwa nie chce mi się go
ściągać. Niestety, okazuje się, że dolny drut jest pod prądem, co boleśnie
odczuwam, usiłując uwolnić plecak, którym zahaczyłam o górny drut. Cóż, za
głupotę się płaci.
Ale warto było, bo widok ze skałki jest rzeczywiście piękny.
A z powrotem przechodzę już bezpiecznie, przerzucając najpierw przez płot
plecak, aparat i kijki. Wtedy bezpiecznie mogę się pomiędzy drutami prześlizgnąć,
nie zawadzając o żaden z nich.
Idę dalej. Wśród pastwisk łąk oraz porozrzucanych tu i ówdzie wapiennych skałek. Jest pięknie!
Tylko niepokoi mnie fakt, że słyszę odgłosy strzałów. Im
dalej idę, tym są głośniejsze. Ale ostatecznie idę drogą. Przecież nikt przy zdrowych
zmysłach by w takim miejscu nie polował. A poza tym to chyba jeszcze nie sezon.
Docieram do wiaty przygotowanej dla turystów. Tu strzały słychać już, jakby
ktoś strzelał o krok dalej. Trochę się boję iść dalej. Niby nie ma tu szlaku,
ale wiata sugeruje, że turyści są tu mile widziani. Więc chyba strzelający biorą
pod uwagę ich obecność w tym miejscu.
Ruszam. Idę brzegiem lasu. Po przejściu kilkudziesięciu
kroków, kiedy docieram do ostrego zakrętu, huk wystrzału jest tak mocny, że aż
przykucam ze strachu. A potem wyglądam ostrożnie zza drzew na zakręcie. Nieco powyżej, na granicy
lasu stoi samochód i dwóch mężczyzn. Krzyczę do nich, czy mogę przejść. Na
szczęście mnie zauważają. Machają ręką, żebym szła. W pierwszej chwili myślę,
że rzeczywiście odbywa się tam polowanie i oni pilnują, żeby było bezpiecznie.
A potem zauważam na łące tuż obok drogi tarczę strzelniczą. Ci idioci (bo
inaczej nie można ich nazwać) zrobili sobie przy publicznej drodze strzelnicę!
Przeszłam szybko i weszłam do małego lasku. Tu byłam już bezpieczna. A oni bawili się dalej, bo jeszcze przez ponad godzinę słyszałam huk wystrzałów.
Teraz na odmianę spotyka mnie coś bardzo przyjemnego. Po
wyjściu z lasu na łąki zauważam lisa. Muszę stać pod wiatr, bo on mnie nie
zauważa. Udaje mi się do niego dość blisko podejść. Trochę trudno go
fotografować, bo jest wśród dość wysokich traw i głowę ma ciągle spuszczoną w dół, bo węszy za gryzoniami, ale długo mnie nie zauważa, więc mogę go
obserwować i robić zdjęcia. Nagle wiatr się zmienia, lis podnosi głowę, zauważa
mnie i po chwili widzę już tylko powiewającą rudą kitę!
Potem docieram do znanych mi już terenów. Dochodzę do
kolejnej wiaty turystycznej, położonej na łące poniżej żółtego szlaku. Można
tu rozpalić bezpiecznie ognisko. I jest stąd widok na Tatry.
Przez cały dzień towarzyszą mi zimowity. Jest ich sporo, ale
są już w większości przekwitłe. Natomiast na tej łące są w pełni kwitnienia i jest ich tu mnóstwo. Zasługują więc na małą sesję fotograficzną.
Po krótkim odpoczynku idę dalej. Teraz kawałek żółtym
szlakiem. Docieram do jego połączenia z niebieskim, którym wyruszyłam. Jeszcze
tylko ostatnie spojrzenie na malownicze łąki i Tatry i wracam na Przełęcz
Vabec.
Kolejna wspaniała wycieczka, pełna pięknych widoków i wrażeń. A najprzyjemniejsze było spotkanie z lisem!
Przełęcz Vabec Pogórze Popradzkie Jarzębiński Przełom