LISTOPAD
Brodawnik jesienny (Leontodon autumnalis)

Góry Lewockie - 24 sierpnia 2025


Marek od wielu już lat wyrażał chęć zobaczenia Gór Lewockich (Levočské vrchy), położonych na Słowacji pomiędzy miastami: Starą Lubowlą (Stará Ľubovňa), Podolińcem (IPodolínec), Popradem (Poprad) i Lewoczą (Levoča). To słabo sfałdowane pasmo, mające postać erozyjnego płaskowyżu. Dość trudno dostępne. Jego obrzeża zostały skolonizowane w XIII wieku przez osadników niemieckich, a później przez wołoskich.

W latach 50. ubiegłego wieku władze Czechosłowacji postanowiły utworzyć tam wielki poligon. W 1952 roku wysiedlono ludność z 4 wsi, a wielu innym zabrano tereny rolnicze i leśne. Zamknięto także wszystkie drogi, jakie tamtędy przechodziły. Tak powstał poligon „Javorina”. Odbywały się na nim ćwiczenia pancerne i ochrony przeciwlotniczej.

Po „Praskiej wiośnie” aż do lat 90. ubiegłego wieku poligon był wykorzystywany przez stacjonujące na terenie Czechosłowacji wojska radzieckie (podobnie zresztą, jak we wszystkich państwach wschodniej Europy, uzależnionych od ZSRR).

Po podziale Czechosłowacji na dwa suwerenne państwa – Czechy i Słowację – dawnym mieszkańcom pozwolono zajrzeć w miejsca, w których dawniej mieszkali.

Poligon został oficjalnie zlikwidowany dopiero w 2005 roku, a od 2011 roku jego tereny zaczęły przejmować władze cywilne (leśnicy) i dawni właściciele. Góry też mogą teraz oczywiście odwiedzać turyści. Jest tu wytyczonych trochę szlaków rowerowych, z uwagi na dużą ilość pozostałych po poligonie wygodnych dróg, częściowo asfaltowych. Szlaków pieszych jest niewiele, ale z roku na rok pojawiają się nowe. A dróg i ścieżek mnóstwo, chociaż niektóre mocno zarośnięte, bo ruch turystyczny jest tu nadal znikomy. Ale Mapy.com offline w telefonie są wspaniałym narzędziem i zupełnie wystarczą, żeby się nie zgubić. Jest też wydana mapa papierowa, którą można zakupić sobie przez Internet.

Nie miałam innego pomysłu, więc postanowiłam, że się tam teraz wybierzemy. Marek na pewno będzie zadowolony. No i można zrobić kilka wycieczek, bo pasmo jest spore. Na pierwszą zaplanowałam najwyższy szczyt – Czarną Górę (Čierna hora - 1289 m n.p.m.) i trzeci co do wysokości szczyt tego pasma, Ihlę (1282 m n.p.m.) – trzeci pod względem wysokości szczyt tych gór.

Trasa dojazdowa prowadziła przez Starą Lubowlę i Podoliniec. Tuż za Podolińcem skręciliśmy w lewo na Ihl'any. Minęliśmy po drodze kilka małych miejscowości. To pewnie te zasiedlone przez Niemców w XIII wieku, bo w każdej jest kościół ewangelicki. We wszystkich mieszka także sporo Romów. Dotarliśmy do Ihl'an, ale pojechaliśmy jeszcze do następnej miejscowości – Majerki. Stamtąd planowaliśmy wyruszyć. Przeczytałam w Internecie dwie ciekawe relacje ze zdobycia Čiernej hory – obie wycieczki właśnie były z tego miejsca.

Samochód można zostawić tuż przed mostem na Holumnickim potoku. Ale lepiej skręcić tam na wąską drogę w lewo. Początkowo jest dość wąska, ale potem się rozszerza. Asfalt na niej jest częściowo zniszczony, wiec trzeba jechać ostrożnie. Jakiś kilometr, bo potem jest zakaz i szlaban. Jest tam dobre miejsce do zostawienia samochodu (ale to opcja raczej na niedzielę, bo w zwykły dzień można na tej wąskiej drodze spotkać się z ciężkimi pojazdami pracującymi przy budowie drogi i przy wycince). Można pójść dalej zielonym szlakiem, który prowadzi z Ihl'an na Ihlę. Ja zaplanowałam to nieco inaczej.



Wyruszamy do góry zielonym szlakiem rowerowym. Są tam trzy tzw. suche poldery. Nigdy się z czymś takim jeszcze nie spotkałam, więc chciałam je zobaczyć. To taka specjalna tama, mogąca zatrzymać okresowo wody powodziowe. Tamtejszy potoczek, o nazwie Ihla, tak jak szczyt, ledwie się sączy, ale skoro zbudowano trzy takie poldery, to znaczy, że potrafi być groźny.


Idziemy szlakiem rowerowym aż do miejsca, gdzie potok Ihla drugi raz przecina naszą drogę. Na mapie to miejsce jest zaznaczone „Na Polimbak”. Wychodząca stamtąd droga zaraz się rozwidla. Ta odchodząca w prawo jest ślepa. My idziemy tą środkową, ale na mapie jest jeszcze jedna – teoretycznie też można nią dojść do szlaku rowerowego, z którego teraz schodzimy, żeby sobie skrócić trasę. Powyżej jest podobna, kolejna droga, którą też można tam dotrzeć. W sumie wybór jest spory. Można próbować.


Ta, którą idziemy, jest szeroka. Nie można się na niej zgubić. Tyle, że prawie nikt tędy nie chodzi, więc mocno zarośnięta wysoką trawą. A że w nocy padało, to dość szybko mamy przemoczone buty.




W pewnym momencie nasza droga się rozwidla. My skręcamy w lewo, do góry, chcąc dotrzeć w okolice skrzyżowania szlaków Pod Poľanou. Ale można było pójść też w lewo i teoretycznie by się dotarło do zaznaczonego na mapie schronu turystycznego przy niebieskim szlaku rowerowym. To według mapy tylko pół kilometra – my idziemy jeszcze prawie 2 kilometry do skrzyżowania szlaków, a potem jeszcze do schronu kolejny kilometr. Czyli o 2,5 kilometra dłużej. Ale nie żałujemy, bo widoki po drodze mamy piękne. Zwłaszcza na Tatry i miejscowości położone u ich stóp.


Utulňia (schron turystyczny), przy której się zatrzymujemy, jest zamknięta, ale można tu sobie zrobić biwak i odpocząć.


Schodzimy teraz ze szlaku. Koło schronu wychodzi do góry ścieżka, którą docieramy do czerwonego szlaku. To pierwszy szlak wytyczony w tych górach. Zaczyna się w Drużbakach Niżnych (Nižné Ružbachy) i przecina całe pasmo w poprzek. Kończy się dopiero w miejscowości Oľšavica.


My idziemy nim w kierunku Ihli. W pewnym momencie z niego schodzimy, żeby wejść na szczyt, bo on go obchodzi. Ale nawet tego nie zauważamy, bo ścieżka, która tam prowadzi, choć nie ma jej na mapie, jest czytelniejsza od szlaku, bo wszyscy nią chodzą.


Słońce nam wyszło na dobre. Jest wspaniale! A temperatura w sam raz – trochę poniżej 20 stopni. Widoki są niesamowite! I jest tutaj bardzo pięknie. W sumie to spodziewaliśmy się zdegradowanego i zniszczonego przez poligon terenu, a jest tu bajkowo. Rośnie też mnóstwo wrzosu i akurat jest w pełni kwitnienia.



Na szczycie Ihli jest malutka wieża widokowa i miejsce, żeby zrobić ognisko. Mamy oczywiście ze sobą kiełbasę i jesteśmy już trochę głodni, ale zbyt mocno tutaj wieje. W związku z tym ograniczamy się do podziwiania widoków – a są stąd wspaniałe. Marek wpisuje nas do Vrcholovej knihi i idziemy dalej. Bez szlaku, ale wygodną graniową ścieżką w stronę najwyższego szczytu tego pasma, czyli Čiernej hory.


Znowu wspaniałe widoki! A jak odwracamy się i patrzymy do tyłu, to widok Ihli na tle Tatr jest niesamowity!


Ze zdziwieniem zauważam rosnącą wzdłuż grani naparstnicę purpurową. Nie przypuszczałam, że tu będzie rosła. A jest jej całkiem sporo. I na dodatek jeszcze kwitnie, chociaż powinna w czerwcu i na początku lipca. A przecież to już koniec sierpnia.


Docieramy na szczyt Čiernej hory (1289 m n.p.m.). Nie jest tu tak pięknie, jak na Ihli, ale też ładnie. Wpisujemy się znowu do księgi, chociaż nie jest tak profesjonalna, jak ta poprzednia – ktoś umieścił tu stary kalendarz, do którego wszyscy się wpisują. Spotykamy tu pierwszego turystę – Słowaka z dużym psem, który przyszedł tu z miejscowości Kolačkov. Idzie jeszcze dalej, na Ihlę, a potem wraca, robiąc pętlę.


Tutaj też nie można zrobić ogniska – wieje, a wokół pełno suchych, wysokich traw. No i stoi tablica, informująca o pożarze lasu sprzed kilku lat. Cóż musimy wytrzymać, aż zejdziemy na dół.


My też wracamy na Ihlę tą samą drogą. Ale nie żałujemy, bo ta graniowa ścieżka jest piękna i warto nią przejść drugo raz!


Pod wieżą siedzi „nasz” Słowak i dwóch rowerzystów. To wszyscy turyści, jakich spotkaliśmy przez cały dzień. A jest niedziela. My się tam już nie zatrzymujemy. Schodzimy stromym zielonym szlakiem w dół. Po drodze mijamy rowery pozostawione tu przez rowerzystów, bo na szczyt by nimi nie wyjechali.


Marek zauważa wygrzewającego się na środku ścieżki padalca. Staramy się go wypłoszyć, bo rowerzyści akurat dotarli do rowerów i zaraz będą tędy zjeżdżać. A ten biedak ślizga się po skalnym podłożu i nijak nie potrafi uciec na pobocze. Ale w końcu mu się to udaje. Uratowaliśmy mu pewnie życie, czego nie jest świadom.


Docieramy do skrzyżowania szlaków Pod Ihlou. Mamy w planie zejście dalej zielonym szlakiem, ale skręcamy na chwilę w stronę szlaku czerwonego. Jest tu krzyż i pomnik poświęcony Słowackiemu Powstaniu Narodowemu (SNP - Slovenské národné povstanie)  oraz ładne źródełko.



Wracamy na zielony szlak i schodzimy nim do kolejnego schronu turystycznego. Mówiąc kolokwialnie, mocno wypasionego. Piękna chatka z ganeczkiem. Obok duży zadaszony stół z ławkami. Źródełko ze zbiornikiem wody. Miejsce do rozpalenia ogniska i prymitywny grill, ale lepszy zdaje się, już w budowie. Szopa pełna drewna, w niej dwie siekiery i podpałka, a w pobliżu nawet toaleta. Domek oczywiście zamknięty, ale jest tabliczka z zachęcającym napisem „Vitajte”, więc się rozgaszczamy i rozpalamy ognisko.


Jesteśmy już bardzo głodni, więc zjadamy po trzy kawałki kiełbasy, które Lila Markowi przygotowała. Mam też gorącą herbatę i coś słodkiego na deser. Potem sprzątamy po sobie, zalewamy ognisko wodą ze źródełka i wchodzimy na żółty szlak. Ale trochę z żalem, bo bardzo nam się w tej Utulňi pod Ihlou podobało!



Idziemy głównie ładnym lasem modrzewiowym, choć po drodze są też ładne polany, jakieś dwa kilometry. Dochodzimy do zielonego szlaku, który prowadzi do Ihl'an. Kolejny kilometr ładną leśną drogą i jesteśmy przy samochodzie. Wcale niezmęczeni, chociaż przeszliśmy jakieś 18 kilometrów. I przewyższenia też trochę było.


Po drodze zatrzymujemy się na chwilę w w miejscowości Holumnica, przez którą rano przejeżdżaliśmy i zauważyliśmy dziwne ruiny. Niewiele już zostało, ale prowadzone są tu jakieś prace zabezpieczające. W domu, po sporych poszukiwaniach w Internecie, udaje mi się ustalić, że to ruiny zamku, bądź późnogotyckiego kasztelu obronnego, zbudowanego tu na przełomie XV i XVI wieku. Wieś należała wtedy do węgierskiego rodu Gorgych, więc prawdopodobnie to oni wznieśli tę budowlę. Zamek został najprawdopodobniej zniszczony już w połowie XVI wieku w okresie walk pomiędzy Habsburgami a zwolennikami Zápolych. Całkowicie opuszczony został w XVII wieku, kiedy właściciele zbudowali nowy dwór i tam się przenieśli. Nie dziw więc, że tak niewiele się z niego zachowało.

Wracamy bardzo zadowoleni do domu. Pod wrażeniem piękna Gór Lewockich. Już zaplanowałam dwie kolejne wycieczki w to nieznane i rzadko odwiedzane przez turystów pasmo górskie!



Góry Lewockie Czarna Góra (Čierna hora) Ihla Majerka Holumnica
Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.