LISTOPAD
Modrzew europejski (Larix decidua)

Pogórze Ondawskie - 14 sierpnia 2024


Wypatrzyłam sobie kiedyś na mapie ścieżkę przyrodniczą na Słowacji w Regetovce przez torfowisko. I rezerwat o nazwie "Regetovské rašelinisko". Ma tam znajdować jedyne we wschodniej Słowacji stanowisko czermieni błotnej (Calla palustris). Miałam ją już w swojej kolekcji, ale chciałam sfotografować piękne czerwone owoce tej rośliny. Wymyśliłam więc wycieczkę, zadowalającą Lilę i Marka, i postanowiłam ich przy okazji na to torfowisko wywlec. Uznałam, że przyspieszona wegetacja w tym roku spowoduje, że o tej porze już będzie co fotografować. Zwłaszcza, że widziałam takie zdjęcia, o jakie mi chodziło, już z początków sierpnia.

Przygotowałam plan wycieczki i dałam moim przyjaciołom do zaakceptowania. Trochę zwiedzania, może jakaś kawa, no i spacer po płaskim.

Nasza wycieczka miała być w okolicach Bardejowa. Chciałam pokazać przyjaciołom wpisany na listę UNESCO drewniany kościół w Hervartowie i ruiny zamku Makowica w Zborovie. W obu miejscach już byłam, ale kilka lat temu, więc chętnie zobaczę je jeszcze raz.

Pojechaliśmy tradycyjnie przez przejście graniczne w Muszynce. A potem, po dojechaniu do drogi nr 77, skręciliśmy w lewo. Następnie, w miejscowości Kružlov kolejny raz w lewo, a później w stronę miejscowości Richvald. Tu się zatrzymaliśmy, bo wyczytałam, że znajduje się tutaj zabytkowy, XIV-wieczny kościół.


Miejscowość powstała najprawdopodobniej już w XIII wieku, kiedy to po najeździe tatarskim z lat 1241-42 okoliczne tereny zostały skolonizowane przez osadników niemieckich. Stąd nazwa miejscowości, która zachowała się do naszych czasów.

Tutejszy gotycki kościół rzymskokatolicki pw. św. Bartłomieja Apostoła, powstał w II poł. XIV wieku, prawdopodobnie na miejscu wcześniejszej, też murowanej świątyni. Jest ładnie umiejscowiony na pagórku pośrodku wsi, przez co widoczny z daleka. Z pierwotnego wyposażenia zachowała się kamienna chrzcielnica oraz gotycka rzeźba Madonny. Tą drugą można zobaczyć w muzeum w ratuszu w Bardejovie. Rzeczywiście, jak porównałam zdjęcia z naszej wycieczki do Bardejowa, to tam ją oglądaliśmy.


Do wnętrza kościoła nie udało się nam wejść, ale mogliśmy zajrzeć przez kratę, szkoda tylko, że taką gęstą. Mimo to udało mi się zrobić zdjęcie. Ołtarz główny jest neogotycki. Powstał w wieku XIX. Kościół był kilkakrotnie przebudowywany. Na szczęście w latach 80. ubiegłego wieku przywrócono mu dawny wygląd.

Po reformacji większość ludności przeszła na wyznanie ewangelickie i kościół także był w tym czasie ewangelicki. Dopiero w 1715 roku wrócił znowu do kościoła rzymskokatolickiego. We wsi nadal mieszkają ewangelicy, bo jest tam także drugi, ewangelicki kościół, zbudowany w 1907 roku.

Teraz jedziemy do Hervartova. To mała wieś, też najprawdopodobniej o niemieckich korzeniach, bo w pierwszej o niej zmiance z 1406 roku jej nazwa brzmi Eberharthuagasa.


Znajduje się tu ponoć najstarszy i najlepiej zachowany drewniany kościół na Słowacji. Wpisany na listę UNESCO. Jest to kościół pw. św. Franciszka z Asyżu. Powstał na przełomie XV i XVI wieku, prawdopodobnie w roku 1500.


Ponoć jest zbudowany z drewna cisowego. Pierwszy raz spotykam się z takim materiałem budowlanym. Wiedziałam, że z drewna cisowego robiło się łuki i kusze, przez co został mocno wytrzebiony. Już w 1423 roku Władysław Jagiełło objął go ochroną. Cis ma drewno twarde i trudno zapalne. Ma małą kurczliwość, więc jego objętość się nie zmienia w zależności od wilgotności. Nie imają się go owady ani grzyby. Czyli rzeczywiście idealny materiał na kościół! Może to prawda.

Świątynia jest klasycznym przykładem gotyckiego budownictwa sakralnego Zachodnich Karpat. O konstrukcji zrębowej, a wieży słupowej. Złożona z nawy, prezbiterium i przedsionka oraz zakrystii. W nawie sklepienie jest płaskie, a w prezbiterium pozorne z ozdobnymi żebrami –  jest to efekt XIX-wiecznej restauracji świątyni.



Ściany pokrywają polichromie, pochodzące z różnych okresów historycznych. Najciekawsze z roku 1665, przedstawiające m.in. Adama i Ewę w raju oraz św. Jerzego zabijającego smoka. Ołtarzem głównym jest późnogotycki tryptyk z przedstawieniem Matki Boskiej z Dzieciątkiem w otoczeniu św. Barbary i św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Na belce tęczowej jest umieszczona późnogotycka grupa Ukrzyżowania z pocz. wieku XVI. Na uwagę zasługuje także gotycki obraz przedstawiający patrona tego kościoła, św. Franciszka z Asyżu.



W miejscowości zachowały się także stare zabytkowe domy i unikatowe spichrze z piwniczkami. Część z nich jest otwarta i pełni obecnie rolę skansenu. Można zajrzeć do środka. Jest w nich zgromadzonych wiele ciekawych przedmiotów.


Przez Hervartov prowadzi czerwony szlak. Można nim dotrzeć na Žobrák (921 m n.p.m.). Stąd prowadzi najkrótsza droga na szczyt. Wzdłuż niej jest poprowadzona bardzo ładna droga krzyżowa. Pod szczytem jest kaplica. Widzieliśmy to w ubiegłym roku z Markiem, jak przyszliśmy na szczyt Žobráka z miejscowości Kriże, kiedy to jesienią zrobiliśmy sobie stamtąd piękną pętlę po części szczytów Gór Czerchowskich (Čergov).

Teraz jedziemy do Zborova. Sprawnie przejeżdżamy przez Bardejov i szybko docieramy do celu.

Głównym celem są ruiny tutejszego zamku, ale są też jakieś zabytki w samej miejscowości i też chcemy je zobaczyć.

Zaczynamy od zamkowego wzgórza. Tuż przed Zborovem skręcamy w prawo, tak jak kieruje nas znak. A potem jeszcze raz w prawo. Podjeżdżamy pod tablice informacyjne. Jest tam miejsce na zostawienie samochodu. Przechodzimy przez mostek. Po jego drugiej stronie jest szlakowskaz. Do zamku można dojść na dwa sposoby – żółtym szlakiem albo prosto do góry. Wybieramy drugą wersję, bo wolimy strome podejście niż zejście, a chcemy zrobić pętlę.


I jak spora część oznaczeń turystycznych na Słowacji, te tutaj także są nie do końca czytelne i logiczne. Znaki na szlakowskazie wskazują obie ścieżki. Ale jak dochodzimy do stóp zamkowego wzgórza to oznaczeń szlaku nie ma. Jest tylko tabliczka informująca, że zaczyna się rezerwat o 5. stopniu ochrony. Czyli poza szlakami nie wolno chodzić. Co prawda nie ma przekreślonego ludzika…No i jest wyraźna ścieżka, którą wszyscy chodzą, ale oficjalnie nie jest to szlak ani ścieżka przyrodnicza. Przyznam, że nie do końca rozumiem zawiłości zasad ochrony przyrody na Słowacji.

Podejście jest mocno strome – to 150 metrów przewyższenia na krótkim odcinku. Ale dajemy radę i po chwili wyłaniają się przed nami mury zamku Makowica.


Zamek został zbudowany pod koniec wieku XIII, albo na początku XIV. Była to węgierska królewska twierdza, mająca chronić szlak handlowy z Węgier do Polski.

Początkowo nie był duży – składał się z czworobocznego donżonu, niewielkiego budynku mieszkalnego, kaplicy i małego dziedzińca, otoczonych murem obronnym. Budowle umieszczone były na samym szczycie pagórka.


W średniowieczu tutejsi kasztelanowie stworzyli tu wielki majątek feudalny, w skład którego wchodziło wiele wsi. Nazywany był „państwem Makowica”. Przez jakiś czas pozostawało ono we władaniu rodziny Cudarów. To za ich rządów zamek otrzymał drugi dziedziniec i dwie półokrągłe baszty.

W XVI wieku, zamek został przebudowany w stylu renesansowym i dodatkowo umocniony.


Zamek ma też polski akcent. W 1582 roku jego dzięki małżeństwu z Zuzanną Serédy, będącą spadkobierczynią kolejnych właścicieli zamku, przejął go Janusz Ostrogski, jeden z najbogatszych polskich magnatów tamtych czasów. Sprzedał go jednak w 1601 roku wraz z należącymi do zamku włościami Jerzemu I Rakoczemu. W rękach rodziny Rakoczych zamek pozostawał przez wiek XVII, chociaż został zburzony podczas powstania kuruców.


Potem to już były tylko ruiny. W 1914 roku toczyły się o nie zaciekłe boje pomiędzy wojskami austrowęgierskimi a rosyjskimi, co prawdopodobnie jeszcze bardziej zniszczyło to, co z zamku pozostało.


Do naszych czasów zachowała się część murów obronnych i baszt. W 2010 roku powstało stowarzyszenie pod nazwą "Združenie na záchranu Zborovského hradu", które zaopiekowało się ruinami. Stara się je zabezpieczyć i częściowo odbudować. Zdobywa na ten cel fundusze, chociaż nie są one duże. Pracują tu głównie ochotnicy. Ale widać postępy.


Schodzimy z zamkowego wzgórza żółtym szlakiem. Upiekłam nasze tradycyjne wycieczkowe ciasto, więc na parkingu zjadamy po kawałku, bo już jesteśmy trochę głodni. A potem jedziemy do Zborova. Wiele o tej miejscowości nie udało mi się znaleźć. Wszystkie opisy skupiają się na tutejszym zamku.

Wieś Zborov była służebną wsią tutejszej warowni. Prawdopodobnie istniała już w XIII wieku. Rozwinęła się w wieku XVII, kiedy to należała do rodziny Rakoczych.

Zatrzymujemy się w centrum. Okazuję się, że mamy tu do zobaczenia dwór i dwa kościoły.

Dwór Šerédych został zbudowany przez ówczesnego właściciela tutejszego zamku i dóbr - Gašpara Šeredy. Był w stylu renesansowym. Obok dworu założono ogród. Nie do końca wiadomo, jak pierwotnie wyglądał, bo go wielokrotnie przebudowywano. W okresie reformacji pełnił rolę kaplicy ewangelickiej.

Ucierpiał podczas I wojny, został odbudowany w 1918 roku przez administrację lasów państwowych i służył jako budynek administracyjny oraz mieszkalny. Spłonął w 1969 roku. 


W ostatnich latach gminie Zborov udało się pozyskać fundusze z Unii Europejskiej. Remont Dworu Šeredych to już druga inwestycja w ramach programów Interreg Polska-Słowacja. To bardzo ciekawe przedsięwzięcia, które mają za zadanie zbliżać i zachęcać do współpracy mieszkańców pograniczy w krajach europejskich. Projekt, w ramach którego odbudowano ww. budynek, nosi nazwę „Zapomniana Kraina Łemków i Rusnaków”. Jest realizowany przez słowackie gminy Kružlov i Zborov, a z polskiej strony przez gminę Gorlice i stowarzyszenie obywatelskie Karpacka Fundacja Współpracy Międzynarodowej i Rozwoju.

W odrestaurowanym dworze będzie muzeum poświęcone kulturze rusińskiej.

Potem podchodzimy pod dawny kościół pw. św. Zofii. Został zbudowany w stylu renesansowym w 1640 roku, tuż obok dworu, przez rodzinę Rakoczych. Był kościołem dworskim. Przebudowano go nieco na początku wieku XVIII. Uległ zniszczeniu podczas działań wojennych w 1914 roku. Potem jeszcze zniszczeń dopełniła wichura, która zerwała mu dach. W latach 50. był w nim magazyn. W ostatnich latach (wspomniany powyżej program unijny) został pięknie odnowiony. Nie jest już wykorzystywany jako miejsce kultu, a jako miejsce, w którym odbywają się wydarzenia kulturalne. Niestety, jest zamknięty, więc nie możemy zajrzeć do środka. Ale jest udostępniony dla turystów w każdą niedzielę pomiędzy 15.00 a 17.00. Tak przynajmniej pisze na drzwiach.


W Zborovie jest jeszcze jeden kościół i idziemy go zobaczyć. To kościół parafialny pw. św. Małgorzaty Antiochijskiej. Trudno coś na temat jego historii znaleźć. Na tablicy przed świątynią jest napisane, że najprawdopodobniej powstał w wieku XIV, a został przebudowany przez Rakoczych w wieku XVII. Moja dociekliwość sprawia, że natrafiam w Internecie na ciekawy naukowy artykuł na jego temat. Autorstwa Polaka. Michała Kurzeja. https://ruj.uj.edu.pl/server/api/core/bitstreams/b6bc18cc-9bfc-46f2-8dad-600058bf83a7/content.



Udowadnia on w nim, że ten kościół powstał dopiero w wieku XVII, w stylu postgotyckim. Przyznaje się, że o takim stylu nie słyszałam, a nawet jeśli, to kojarzyłam go z wiekiem XIX bądź XX, a okazuje się, że był bardzo popularny w okresie kontrreformacji, czyli właśnie w wieku XVII. Budowano w nim wtedy wiele świątyń. I nie wynikało to z zapóźnienia kulturowego, a z szacunku dla przeszłości.

W oglądanym kościele wyposażenie jest renesansowe, bądź późniejsze. Rzeczywiście, nie ma śladu gotyku, a mimo to kościół jest na swój sposób gotycki. Surowy i piękny. Bardzo nam się podoba, zwłaszcza, że podczas jego oglądania towarzyszy nam piękna, stylowa muzyka organowa, bo organista robi sobie akurat próbę.


Po zwiedzeniu kościoła wracamy na parking. Markowi bardzo chce się kawy, ale utrzymuje, że w tej wsi kawiarni nie ma. Okazuje się, że się myli! Bo całkiem znośna kawiarenka jest właśnie w samym centrum! Niedaleko parkingu, na którym zostawiliśmy samochód. Zauważamy ją dopiero, kiedy już wyjeżdżamy. No i oczywiście wracamy. Lila z Markiem dostają swoją wymarzoną kawę. I piwo. A ja, jako kierowca – tradycyjnie kofolę, czyli kawę i zastępnik piwa w jednym.

Po odpoczynku jedziemy do Regetovki. Na „moje” torfowisko. Chociaż, szczerze powiedziawszy, trochę się boję. Znalazłam w Internecie informację, że ścieżka może być zaniedbana, bo nikt się nie zajmuje już od 2011 roku. Uczciwie poinformowałam o tym Marka, ale jak to on, był już zapalony do obejrzenia tego torfowiska i zbagatelizował moją sugestię, że może by jednak zrezygnować.


No i niestety moje przypuszczenia się potwierdziły. Udało się nam znaleźć tę ścieżkę i na początku nie było źle. Ale jak weszliśmy do lasu, to niestety, było tragicznie. Nawet, jak były jakieś znaki (nieliczne) to ścieżka już dawno zarosła. Przedzieraliśmy się przez chaszcze, kręcąc się ciągle w kółko. Jak dotarliśmy w końcu do zaznaczonego na mapie stawu, przy którym spodziewałam się znaleźć czermień, to okazał się paskudnym bajorkiem. I nic ciekawego nad nim nie rosło. Zasugerowałam Markowi, żebyśmy zrezygnowali, zwłaszcza, jak widziałam minę Lili.  Ale się uparł, jak to zwykle mężczyzna w takich sytuacjach. Mieliśmy przejść tę ścieżkę, to ją przejdziemy! I koniec!


Błąkaliśmy się więc nadal po krzakach. Dobrze, że mieliśmy w aplikacji ten szlak zaznaczony. Dzięki niemu co jakiś czas udawało nam się znaleźć a to tablicę ścieżki, a to znak.



Dotarliśmy w ten sposób do rezerwatu i torfowiska. Tu już było nieźle. Lila znalazła najpierw owocujące obrazki alpejskie, a potem ja na brzegu torfowiska wypatrzyłam moją czermień. Niestety, było jej niewiele. I tylko nieliczne osobniki kwitły. A czerwonych owoców nie miał żaden! Ale i tak byliśmy zadowoleni, bo ją znaleźliśmy. Rosło tu też mnóstwo bobrka trójlistkowego. Miała też rosnąć rosiczka okrągłolistna, ale raczej nie było to już możliwe, wziąwszy pod uwagę, że większość torfowiska zarosła już wierzbami i nie było takich mszystych połaci, na których rosiczki zwykle rosną. Chyba, że gdzieś w głębi, ale tam nie można było się dostać.



Trzeba jednak przyznać, że zrobiło się całkiem ładnie. A po drugiej stronie torfowiska była już wyraźna ścieżka, więc wróciliśmy nią spokojnie na te łąki, skąd wyruszyliśmy. No i musiałam podziękować Markowi, bo tylko dzięki jego uporowi zaliczyłam kolejny słowacki  rezerwat. I znalazłam czermień, chociaż nieowocującą.

W Regetovce znajduje się także greckokatolicka cerkiew pw. św. Dymitra z Tesaloniki z 1893, przy której się na chwilę zatrzymujemy. Jest tu także ośrodek narciarski z 5 wyciągami oraz z trasami biegowymi.


Wycieczka znowu okazała się udana. Coś zobaczyliśmy i dowiedzieliśmy się nowych i ciekawych rzeczy. A przede wszystkim mile spędziliśmy czas w swoim towarzystwie. Cieszyłam się zwłaszcza ze spotkania z Lilą, bo ostatnio ją rzadko widuję.

Wróciliśmy przez Konieczną, a potem w Uściu Gorlickim skręciliśmy na Czarną i Brunary, następnie kolejny raz na Binczarową i Boguszę, wracając przez Kamionkę Wielką do Nowego Sącza.



Pogórze Ondawskie Hervartov Zborov Regetovka
Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.