CZERWIEC
Mak polny (Papaver rhoeas)

Trybecz - 13 maja 2025


Dzisiaj jedziemy zobaczyć najpierw Kościół św. Michała Archanioła w Drażowcach (Dražovce - Kostol svätého Michala archanjela) z XI lub XII wieku, będący symbolem początków chrześcijaństwa w Słowacji. Świątynia stoi na skraju urwiska i jest widoczna z bardzo daleka. Na wzgórze, na którym się znajduje, można dość wysoko podjechać samochodem. Marek zaplanował sobie wcześniej, jak tam dojedzie, ale nawigacja była mądrzejsza. Prowadziła nas do góry takimi uliczkami, że strach się było bać! Ale Marek dał radę - choć dopiero po zrezygnowaniu z jej pomocy.


Kiedyś był tu ponoć słowiański gród obronny. Stojący tu kościółek, mimo swojego wieku, jest już drugi, bo został zbudowany na miejscu starszej świątyni, po której zachowały się fundamenty i najniższa część muru. Ciekawostką jest, że wizerunek kościoła był kiedyś na 50-koronowym banknocie.


Dla mnie od samego początku to raj botaniczny. Zaraz po wejściu na ścieżkę prowadzącą pod kościół zauważam drzewo, które miałam nadzieję tu spotkać. To jesion mannowy (Fraxinus ornus). Rośnie go tu mnóstwo.


Potem, jak robimy sobie spacer po szczycie, bo Marek utrzymuje, że są tu jaskinie i można do nich dojść, znajduję kolejny nowy dla mnie gatunek. Jaskier iliryjski (Ranunculus illyricus).


Jaskinie są bardziej schronami, ale są bardzo ładne. Cieszymy się, że zadaliśmy sobie trud ich odnalezienia.


Teraz jedziemy wdrapać się na słynne wzgórze Zobor (587 m n.p.m.), górujące nad Nitrą. Mnie przede wszystkim interesuje znajdujący się tam rezerwat.


Podjeżdżamy dość wysoko, pod znajdujący się tu szpital im. św. Świerada. Z trudem udaje się nam znaleźć jakieś miejsce, żeby zaparkować. Wyruszamy niebieskim szlakiem. Pod źródełkiem św. Świerada skręcamy na odnogę tego szlaku, prowadzącą pod jaskinię. Wzdłuż niego jest poprowadzona droga krzyżowa.


Dochodzimy pod jaskinię. To Svoradova jaskyňa. Jak widać, polski święty zdominował to miejsce. Szpital, źródło, jaskinia… Ale nie ma się co dziwić, bo po pierwsze, jest patronem Słowacji, a po drugie, w tutejszym klasztorze spędził wiele lat. Naszym patronem też jest przecież św. Wojciech, który był Czechem.


Svoradova jaskyňa to niewielka krasowa jaskinia, będą pomnikiem przyrody. Badania jaskini przeprowadzono w 1974 roku. Ma długość 30 metrów, a głębokość 12 metrów. W komorze wejściowej od kilku wieków znajduje się ołtarz poświęcony wyżej wspomnianemu świętemu.


Oglądamy jaskinię i wychodzimy kawałeczek ścieżką powyżej jaskini. Stoi tam stary, ponad 450-letni żelazny krzyż, umieszczony tu w 1932 roku. Pochodzi z wieży zburzonego nitrzańskiego kościoła farnego pw. św. Jakuba, który stał na dzisiejszym Placu Świętopełka (Svätoplukovo námestie).


Są stamtąd piękne widoki. I ścieżka prowadząca przez łąki rezerwatu Zoborská lesostep. Niestety, od jakieś czasu ścieżka jest niedostępna dla turystów. Z żalem wracamy więc z powrotem. Dochodzimy do głównego szlaku niebieskiego.



Prowadzi głównie lasem, ale czasem odsłania się kawałek łąki. Na jednym z nich możemy oglądać wspaniałe okazy dyptamu jesionolistnego (Dictamnus albus) w pełnym rozkwicie. Odkrywam też jakiegoś nieznanego mi bodziszka.


Dochodzimy do rozwidlenia szlaków Trzy Dęby (Tri duby). Tu kończy się ta zakazana przez rezerwat ścieżka. Dobrze, że nas nie skusiła, bo ponoć za złamanie zakazu wejścia na ten teren można zapłacić nawet ponad 3000 euro. Nie wiem, dlaczego aż tak dużo. Ale może ta tablica ma odstraszać, bo chętnych na przejście tym skrótem na pewno jest sporo. My powinniśmy iść dalej niebieskim szlakiem, ale skręcamy na chwilę na zielony, bo prowadzi on łąkami, a musimy sobie jakoś zrekompensować ten zakaz.



Rośnie tu m.in. mój wymarzony kosaciec niski (Iris pumila). Widziałam go już w kilku miejscach, ale nigdy kwitnącego, bo on zdaje się zakwita już w kwietniu. Ale zawsze się dziwiłam, bo nie było na nim owoców. Teraz je zauważyłam – są schowane w liściach tuż przy ziemi. A poza mogę podziwiać na tej pięknej łące wiele innych, rzadkich i ciekawych roślin. Ale je mam już w swojej kolekcji. Fruwa tu sporo niepylaków mnemozyna – motyli rzadko u nas spotykanych.


Wracamy na niebieski szlak. Tu, na małej polance czeka na mnie radosna niespodzianka. Wśród łanów szałwii łąkowej Marek zauważa roślinę. Kiedy mi ją pokazuje, serce zamiera mi z radości. To dziewanna fioletowa (Verbascum phoeniceum), która była moim głównym botanicznym celem tej majówki. I jest jej tu nawet sporo. Rośnie ponoć na jednym stanowisku w polskich Karpatach. Nawet tam byłam i jej szukałam. Ale nie przyszło mi jakoś do głowy, że może kwitnąć w innym terminie niż pozostałe dziewanny. W połowie lipca raczej nie mogłam jej znaleźć, bo kwitnie w początkach maja, o czym dowiedziałam się dopiero, przygotowując wycieczkę do Nitry.


Nieco powyżej zauważamy spore stadko niepylaków mnemozyna – zdaje się właśnie odbywają gody. Udaje mi się zrobić kilka przyzwoitych zdjęć tym pięknym motylom.



Dochodzimy do rozwidlenia szlaków Lyžiarska Lúka i teraz zielonym szlakiem idziemy dalej. Docieramy na szczyt Zoboru. Jest tu ławeczka i piękny widok, więc robimy sobie krótki odpoczynek. Zwłaszcza, że najwyższa pora na drugie śniadanie. Jem szybko, bo chcę jeszcze pobuszować po skalistym, stromym zboczu. Znów sporo ciekawych gatunków, w tym dwa dla mnie nowe. No i fruwa tu paź królowej.



Schodzimy szlakiem niżej, ale nie niebieskim w stronę Pyramidy, tylko ścieżką "Historický náučný chodník Hradisko Zobor". Zaczyna się ona i kończy na Pyramidzie, którą mamy w planie. Jest długości ok. 2 kilometrów i w większości prowadzi wałami dawnego grodziska, o którym wspominałam już w relacji z Nitry. Rezydował tu ponoć mityczny słowiański władca o imieniu Zobor, stąd nazwa szczytu. Idąc ścieżką, trzeba uważać, bo przecina inne szlaki turystyczne i można z niej niechcący zejść. Sądząc po długości wałów, po których idziemy, musiał to być wielki gród. Rośnie tu masowo trybula lśniąca (Anthriscus nitida) i glistnik jaskółcze ziele (Chelidonium majus). Tego drugiego nigdy nie widziałam w takiej ilości. Miejscami stanowi 90 % runa leśnego. No i znajduję tu kolejny nowy dla mnie gatunek.


Docieramy do Pyramidy. Na niektórych starszych mapach dzisiejszą Pyramídę (534 m n.p.m) ponoć określano nazwami Veľká skala. Jednak, kiedy w 1896 roku Węgrzy zbudowali tu pomnik milenijny dla uczczenia tysiąclecia ich przybycia na te tereny, zaczęto nazywać wzgórze od tego pomnika. Nie była to właściwie piramida, a obelisk ustawiony na wysokim postumencie – całość miała ponad 20 metrów wysokości. Ale nazywano go piramidą, stąd nazwa szczytu. W 1921 roku Słowacy obalili obelisk, jako symbol narzuconej siłą madziaryzacji. Zachowała się okrągła podstawa i rozrzucone kamienne bloki.

Na szczycie zbudowano wieżę telewizyjną o ciekawym kształcie. Właściwie, jakby tak porównać, to przypomina kształtem dawny węgierski obelisk.

Dawniej z Nitry wjeżdżał na szczyt wyciąg krzesełkowy. Ale od 1993 roku nie funkcjonuje. W planach jest budowa nowego.


Jest tu też wiata dla turystów i miejsce na ognisko. Ale szczerze powiedziawszy, nie jest tu zbyt ładnie. Za to są stąd wspaniałe widoki na Nitrę i Nizinę Naddunajską. Schodzimy nieco niżej, nad grupę skalną, która przejęła dawną nazwę szczytu i nazywa się Veľká skala. Z dołu są po niej poprowadzone ferraty o różnym poziomie trudności. Mnie się tu jednak całkiem podoba, bo na skałach rośnie sporo ciekawych roślin i znajduję kolejną do mojej kolekcji.


Schodzimy najpierw dalej tą ścieżką dydaktyczną, którą tu przyszliśmy z Zoboru, potem idziemy jakiś czas szlakiem rowerowym. Opuszczamy go po pewnym czasie i wchodzimy na nieoznaczoną ścieżkę. Musimy kombinować, żeby wrócić pod szpital, gdzie zostawiliśmy samochód. Tu już nie ma rezerwatu, więc można.


Mijamy skalną grupę o nazwie Mala Skalká albo Tribečská Kremencová hôrca. W jej okolicach rośnie sporo dyptamu jesionolistnego, który oglądaliśmy już dzisiaj z drugiej strony. Są stąd ładne widoki, chociaż jest bardzo stromo i trzeba mocno uważać.


Idąc dalej, przecinamy szlak rowerowy, z którego wcześniej zeszliśmy, i dalej schodzimy naszą nieoznaczoną ścieżką, a raczej solidną leśną drogą. 


Docieramy wreszcie do niebieskiego szlaku, którym schodzimy do ruin klasztoru, które chcemy też zobaczyć. I znowu radość, bo zauważamy tu kolejną nową dla mnie roślinkę. Mam szczęście, że widzimy kwiaty, bo choć rośnie jej tu sporo, to tylko w tym miejscu są dwa kwiatostany. A na same liście nie zwróciłabym uwagi. To wiciokrzew pomorski (Lonicera periclymenum), u nas rosnący tylko na Pomorzu i w zachodniej części kraju.


Jeszcze tylko mostek i jesteśmy na miejscu. To Zoborský kláštorJego początki sięgają ponoć IX wieku. Był to klasztor benedyktyński. To w nim miał przebywać wspominany już wielokrotnie św. Świerad. Klasztor miał służyć m.in. jako miejsce odbywania nowicjatu przez przyszłych zakonników.

W XV wieku, w trakcie konfliktu pomiędzy arcybiskupem Ostrzyhomia (Ostrihom), a królem Węgier Maciejem Korwinem, mnisi stanęli po stronie biskupa, co skończyło się dla klasztoru nie najlepiej. Król zlikwidował opactwo w 1468 roku. I tu pojawia się kolejny polski akcent – trzy lata później klasztor został doszczętnie splądrowany i zniszczony przez wojska polskiego królewicza, Kazimierza, który został później uznany za polskiego świętego.


Ale oczywiście nie ponosi za to żadnej winy. Miał wtedy 13 lat i część panów węgierskich, będących w opozycji do  Macieja Korwina, usiłowała go siłą osadzić na tronie. Była to nieudana wyprawa, podczas której dochodziło do rabunków, buntów nieopłaconego rycerstwa i gwałtów, co bardzo odbiło się na psychice młodziutkiego, wrażliwego księcia. Ale jak widać historia Nitry splata się mocno z polską.

Pod koniec XVII wieku założono w tym miejscu ponownie klasztor. Tym razem kamedułów pw. św. Józefa. Niektórzy mnisi przybyli tu aż z Włoch. Główny budynek klasztoru został zbudowany w stylu barokowym. M.in. przebywali tu dwaj słynni mnisi - Romuald Hadbavný, który po raz przetłumaczył Pismo Św. na język słowacki oraz brat Cyprian, m.in. znachor, podróżnik, konstruktor i botanik, który przebywając w Czerwonym Klasztorze w Pieninach, stworzył zielnik, zawierający 283 rośliny pienińskie i tatrzańskie (a legenda mówi, że sporządził lotnię i pofrunął z Trzech Koron w stronę Tatr, za co został karnie przeniesiony – być może właśnie do Nitry).


W 1782 w wyniku reform józefińskich klasztor został zamknięty, a mnisi przeniesieni do innych zgromadzeń.

Później mieściło się tu kąpielisko lecznicze. W 1927 roku budynek spłonął. Został odbudowany w 1933 roku. Od 1940 roku budynek był siedzibą domu misyjnego i ćwiczeń zakonnych Zgromadzenia Słowa Bożego (misjonarzy - werbistów). W 1950 roku zostali oni siłą wyrzuceni z budynku przez ówczesny reżim komunistyczny. W 1953 roku teren ten przejął wydział zdrowia i utworzył tutaj ośrodek leczenia pacjentów chorych na gruźlicę i choroby płuc. Teraz jest tu szpital im. św. Świerada. No i zostały te ruiny.

Jedziemy teraz szybko coś zjeść. Marek namierzył już wcześniej pizzerię. Trafia do niej teraz bezbłędnie. Jest tam całkiem przyjemnie, a jedzenie jest bardzo smaczne i szybko podane.

Po obiedzie jedziemy na dalsze zwiedzanie Nitry, które już opisałam w poprzedniej relacji. Dzisiejsza wycieczka była bardzo udana. A ja wracam z niej przeszczęśliwa – udało mi się sfotografować aż 9 nowych gatunków roślin – to niesamowite!



Nitra Trybecz Drażowce Zobor
Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.