LIPIEC
Goryczka kropkowana (Gentiana punctata)

Pieniny i Kotlina Orawsko-Nowotarska - 20 marca 2025


Ze dwa lata temu, błąkając się po mapie, wypatrzyłam na polskiej części Spiszu nad Dursztynem grupę skałek o nazwie Bigosowe Skałki. Byliśmy w tych rejonach dwukrotnie, ale już dość dawno, bo w 2010 i 2012 roku. Ale odwiedzaliśmy bardziej znane atrakcje, których tam nie brakuje.

Zaintrygowały mnie Bigosowe Skałki i postanowiłam się tam wybrać i je zobaczyć. Co prawda, żaden szlak tamtędy nie prowadzi, ale drogi lokalne na mapie są zaznaczone. No i przy okazji odwiedzić Frydman z jego niewątpliwymi atrakcjami. Marek zaakceptował pomysł i pojechaliśmy.

Postanowiliśmy zacząć od Frydmanu. To jedna z 14 wsi zaliczanych do polskiego Spiszu (Czarna Góra, Jurgów, Rzepiska, Falsztyn, Frydman, Kacwin, Łapszanka, Łapsze Niżne, Łapsze Wyżne, Dursztyn, Niedzica, Trybsz, Krempachy i Nowa Biała). Jest to właściwie region historyczno-etnograficzny, leżący na terenie trzech mezoregionów – Pienin, Kotliny Orawsko-Nowotarskiej i Magury Spiskiej.

Kultura polskiego Spiszu, wywodząca się z góralskiej, była przez wieki poddawana wpływom węgierskim i słowackim. Odrębny strój ludowy, gwara, sposób budowania domów, szałasy pasterskie, spichrze, tzw. sypańce, a także architektura tutejszych murowanych kościołów – wszystko to sprawia, że jest unikatowa.

Frydman to jedna z najstarszych tutejszych miejscowości. Powstał na przełomie XIII i XIV wieku. Lokowany w 1308 roku. Miał status miasteczka. Do 1918 roku należał do Królestwa Węgier, w dwudziestoleciu międzywojennym do Polski, a w latach 1939-45 do Pierwszej Republiki Słowackiej.

We Frydmanie mamy w planach zobaczyć tutejszy wał oddzielający miejscowość od Jeziora Czorsztyńskiego, piwnice winne, kościół i kasztel. Zaczynamy od kościoła, bo zatrzymujemy się na kościelnym parkingu.


Kościół pw. św. Stanisława jest najstarszym zabytkiem architektury sakralnej na tych terenach. Powstał na przełomie XIII i XIV wieku. Jego najstarsze partie są wczesnogotyckie. Później został przebudowany w stylu spisko-słowacko-czeskiego baroku.

Gotycki zrąb świątyni został zbudowany z kamienia łamanego. Do najstarszych elementów kościoła należą romańskie w kształcie okienko we wschodniej ścianie zakrystii oraz wczesnogotycka kamienna głowa na narożniku nawy nad nią. Prezbiterium jest gotyckie. Wyposażenie wnętrza kościoła jest w większości późnobarokowe, pochodzi z II poł. XVIII wieku. Dobudowaną od zachodu wieżę wieńczy unikatowa attyka z końca XVIII wieku. Jest na niej zegar z zabytkowym mechanizmem, a pod nim widoczne są drewniane kroksztyny – pozostałość po spalonym w 1781 roku drewnianym ganeczku strażniczym, nazywanym hurdycją.

W XVI wieku należał do luteran. Odzyskany przez katolików w 1640 i wtedy przeprowadzono gruntowny remont. Potem tych remontów było sporo – m.in. po dwóch pożarach, jakie tu miały miejsce w XVIII wieku. Wtedy został otoczony murem z dwiema bramami wejściowymi i przechodnią dzwonnicą. Dobudowano też wtedy kaplicę MB Karmelitańskiej. Legenda mówi, że służył tu do mszy Jan III Sobieski, wracający po zwycięskiej bitwie pod Wiedniem.

Niestety, kościół jest zamknięty, więc nie możemy go obejrzeć w środku. A szkoda. Byliśmy tu co prawda 15 lat temu i wiemy, że warto. Niestety, nie mam zdjęć wnętrza, bo zepsuł mi się podczas tamtej wycieczki aparat.


Trochę rozżaleni, idziemy teraz w stronę wału. Kiedy w latach 70. ubiegłego wieku powstawało Jezioro Czorsztyńskie, to trzeba było jakoś zabezpieczyć leżący tu Frydman. Zalanie go, jak innych tutejszych wsi nie wchodziło w rachubę, właśnie z uwagi na ten bezcenny kościół.


Otoczono wtedy miejscowość od strony jeziora wysokim, betonowym wałem, długim na 2,5 kilometra, a wysokim na 16 metrów. Górą jest obecnie poprowadzona ścieżka rowerowa. Są stamtąd piękne widoki na Jezioro Czorsztyńskie, Gorce i Pieniny. To spora atrakcja. Jesteśmy na nim po raz pierwszy i robi na nas duże wrażenie.


Potem idziemy na poszukiwanie piwnic winnych. Po drodze mijamy centrum, gdzie dawniej znajdował się rynek i kasztel.

Piętrowy murowany dwór obronny, typowy dla Spiszu, został zbudowany pod koniec XVI wieku przez Jerzego Horvatha Palocsaya. Był pierwotnie renesansowy, z wieżyczkami i narożnymi wykuszami. Ozdobiony był attyką. Został dość gruntownie przebudowany w 1910 roku i została ona wtedy usunięta. Szkoda. Budynek pozostaje w rękach prywatnych i niszczeje. Wygląda gorzej niż 15 lat temu, kiedy widzieliśmy go po raz pierwszy. A liczyliśmy, że może jest pięknie wyremontowany. Fundusze unijne bardzo to teraz ułatwiają, ale stworzenie projektu jest dość skomplikowane i nie każdy wie, jak się za to zabrać.


Pytamy mieszkańców, jak można dostać się do tutejszych piwnic winnych. Wejście znajduje się na terenie prywatnym. Wtedy weszliśmy tak trochę nielegalnie, jakieś dzieciaki nas tam zaprowadziły, ale myślę, że to teraz jest już niemożliwe.

Okazuje się, że można o to poprosić mieszkańców trzech domów, pod którymi gospodarstwami znajdują się te piwnice. Ale muszą być akurat w domach, mieć czas, i być chętni do poświęcenia turystom czasu, bo muszą ich oprowadzić.


W jednym domu się nam nie udaje, ale potem uśmiecha się do nas szczęście. Co prawda w drugim właścicielka też nie jest zbyt chętna, ale akurat na kawę wpadła jej siostra, mieszkająca na drugim końcu wsi. I ona podejmuje się nam te piwnice pokazać. To przesympatyczna dziewczyna. Ma na temat tych piwnic dużą wiedzę i bardzo ciekawie nam o nich opowiada.

Piwnice winne we Frydmanie zostały wybudowane w 1820 roku przez tutejszych właścicieli z węgierskiego rodu Horwathów. Służyły do przechowywania wina, którym handlowano na dużą skalę. Na dwóch podziemnych piętrach są po trzy jakby tunele, połączone ze sobą przejściami. Każdy z nich ma po około 100 metrów długości, jest szeroki na 7 metrów, a wysoki na 4 metry.


Wejścia do nich są z dwóch stron, przez ośmioboczne naziemne budyneczki, nazywane burghauzami. Obecnie tylko jedno z nich jest czynne. Zostało niedawno wyremontowane. Właścicielom udało się pozyskać fundusze unijne. Prowadzące na dół dębowe schody całkowicie zbutwiały. Jeszcze je pamiętam, teraz już nie istnieją. Drzwi są zamknięte na klucz i samemu nie można tam wejść. Drugie wejście jest w tak złym stanie, że wejście tamtędy byłoby zbyt ryzykowne.

Piwnice wykorzystywano do początku XX wieku, kiedy to właściciele sprzedali swoje ziemie. Zmieniały one kilkakrotnie swoich właścicieli. W końcu działki z podziemnymi tunelami nabyła rodzina Prelichów. Teraz, po podziale majątku, jest trzech właścicieli tego terenu. Próbowano używać tych piwnic do różnych celów. Ale ziemniaki tam gniły, a pieczarkarnia też nie wyszła. I od tej pory stoją puste.


Nasza przewodniczka pokazuje nam stalaktyty zwisające ze stropów. I zaczątki stalagmitów na posadzkach. Jest bardzo dumna z tych piwnic i widać, że pokazywanie ich i opowiadanie o nich sprawia jej dużą przyjemność. Jest zdziwiona, że spora część mieszkańców Frydmanu tych piwnic nigdy nie widziała. Jesteśmy jej bardzo wdzięczni za poświęcony nam czas. Rzadko spotyka się tak miłych i bezinteresownych ludzi. Dziękujemy!


Teraz jedziemy do Krempachów. Tam zatrzymujemy się przy kolejnym zabytkowym kościele. Kościół pw. św. Marcina został zbudowany w I poł. XVI wieku w stylu przejściowym pomiędzy gotykiem a renesansem. Jego najciekawszym elementem jest renesansowa wieża. Przypomina tę z kościoła we Frydmanie. Też ma attykę. Ale tu dodatkowo zachowała się drewniana hurdycja. Kościół jest otoczony murem. Jego wyposażenie pochodzi z wieku XVIII. Ostatnio świątynia przeszła remont, m.in. wymieniono gonty na dachu i hurtycję. Zdjęcie wnętrza znalazłam w galerii z wycieczki z 2012 roku, bo też niestety był dzisiaj zamknięty.


Obok kościoła mieści się budynek straży pożarnej. Pewnie przebudowany, ale wieżyczka na dachu jest chyba stara – zdobi ją strażak dmący w trąbką. A obok stoi zabytkowa, ponad stuletnia sikawka strażacka.


Zatrzymujemy się jeszcze przy kościele cmentarnym pw. św. Walentego. Został zbudowany w II poł. XVIII wieku na miejscu wcześniejszego drewnianego. Nie ma wieży. Wewnątrz znajduje obraz przedstawiający świętych Stanisława, Walentego i Mikołaja – tzw. święta rozmowa. Jest on częścią tryptyku pochodzącego z poprzedniej świątyni.


Co prawda, to nie po drodze, ale tylko dwa kilometry, więc zaglądamy jeszcze do Nowej Białej. Oglądamy tam kolejny kościół, pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Został zbudowany w wieku XVIII, na miejscu dawniejszej, drewnianej świątyni. Jest to typowy kościół józefiński w stylu baroku spiskiego. W środku ponoć ciekawe wyposażenie, głównie barokowe i rokokowe, ale nie możemy się o tym przekonać, bo tu także nie można zajrzeć do środka.


Wracamy do Krempachów i skręcamy na Dursztyn. Pora na zaplanowany spacer po Bigosowych Skałkach. Zatrzymujemy się pod tutejszym kościołem. Nie jest zabytkowy, powstał pod koniec XX wieku, ale nam się podoba. Zwłaszcza wieża.



Wokół Bigosowych Skałek nie jest poprowadzony żaden szlak turystyczny. Idziemy do góry drogą obok cmentarza, potem schodzimy w dół i wychodzimy na rozległe łąki. Prowadzi tamtędy bita droga. Schodzimy z niej, bo mamy w planach dotarcie do znajdującej się na zboczach Dziurowej (Dziurawej) Skały jaskini. Na mapie jest tam zaznaczona ścieżka. My wchodzimy na zbocze niestety trochę za wcześnie. Więc łatwo nie jest. Trochę się plątamy, przedzierając przez gąszcz, zarastający strome zbocze, ale w końcu znajdujemy jaskinię. Nosi ona nazwę Schronisko w Dziurowej (Dziurawej) Skale. Jaskinia ma 70 metrów długości i 17,5 metra deniwelacji.


Potem zaliczamy oba wierzchołki Dziurowej (Dziurawej) Skały. Wyższy wierzchołek ma 751 m n.p.m.


Z obu jest widok na Tatry, choć nieco zasłaniają go gałęzie drzew. Latem, jak będą liście, może być gorzej.

Schodzimy na dół zaznaczoną na mapie ścieżką. Idzie prosto, a na dodatek jej przebieg ktoś zaznaczył jednorazowymi siatkami. Ładnie to nie wygląda, ale ułatwia dotarcie do jaskini.


Idziemy teraz dalej łąkami w stronę Bigosowych Skałek. Leży tu jeszcze sporo śniegu. Skałki są zarośnięte drzewami i zaroślami. Są całkiem niewidoczne i raczej nie zasługują na uwagę. Ale dzielnie przedzieramy się przez chaszcze i zdobywamy szczyt najwyższej z nich, Bigosowej Skałlki (699 m n.p.m.), bo ostatecznie były celem naszej wycieczki.



Nadal  łąkami idziemy do miejsca nazwanego Przełomem Piekiełko. To wąski i dość głęboki odcinek doliny płynącego tu potoku Przecznie (Przeczny lub Poprzeczny). Wcina się on w tym miejscu pomiędzy Gajną Skałę (782 m n.p.m.) a grzbiet Żaru (883 m n.p.m). Podobno miało tu być urokliwie. I możliwe, że tak jest np. późną wiosną, ale teraz jest tu jeszcze mnóstwo śniegu i błoto. No i 7 brodów do pokonania, ale to akurat wychodzi nam całkiem nieźle. Potok rzeczywiście pięknie tu meandruje, wygląda raczej jak leniwie płynący na nizinach strumień. Rzadko się coś takiego spotyka w górach. W sumie warto było to miejsce zobaczyć.


Docieramy do miejsca o nazwie Jurgowskie Stajnie. Jest to osiedle pasterskie, zwane też Jurgowskimi Szałasami. Położone widokowo wśród łąk pomiędzy Dursztynem a zboczami Żaru. Ma ciekawą historię. Zostało bowiem wybudowane przez górali z Jurgowa. Kiedy w 1902 roku książę Christian Hohenlohe zlikwidował wypas w Tatrach Jaworzyńskich, gdzie mieli swoje pastwiska, zakupili wspólnie ten teren i przenieśli się z wypasem tutaj.


W latach 30. ubiegłego wieku szałasy rozbudowano, czyniąc z tego miejsca ośrodek wzorcowego łąkarstwa górskiego. Jest tu sporo zabudowań – tak stajni, jak i budynków mieszkalnych. Nieco wyżej jest budynek dawnej zlewni mleka zbudowany w latach 1936-1937. Stajnie w większości nie są obecnie używane i stoją puste, niszczeją i są rozbierane. Ale część zabudowań (m.in. budynek dawnej zlewni mleka) jest nadal wykorzystywanych w sezonie wypasowym i można tutaj kupić oscypki i inne przetwory z owczego mleka.


Przechodzi tędy czerwony szlak. Szliśmy jego fragmentem kilka lat temu podczas wycieczki na Żar. Teraz zamierzamy nim wrócić do Dursztyna. Prowadzi pięknymi, widokowymi łąkami. Docieramy pod kościół, zamykając w ten sposób 5-kilometrową pętlę.

Czujemy niedosyt widoku skał, a jesteśmy przecież w pienińskim pasie skałkowym, więc ponieważ musimy wrócić przez Krempachy, to postanawiamy podjechać jeszcze do kolejnej grupy tutejszych skałek, które oglądaliśmy 15 lat temu, więc dobrze byłoby je sobie przypomnieć.


Skałki Dursztyńskie, nazywane też Skalicami Spiskimi to fragment Pienińskiego Pasa Skałkowego. Ciągną się od Kramnicy aż do Czerwonej Skały w Dursztynie. I większość ich znajduje się nie w Dursztynie, jak wskazywała by na to ich nazwa, ale w Krempachach. My zamierzamy podjechać pod ich wschodnią część z Lorencowymi Skałkami i ze ze słynnymi Gęślami. Robimy sobie  tam spacer po polach pomiędzy skałkami. Z Krępachów do Dursztyna prowadzi tamtędy zielony szlak, a także szlak rowerowy.


Kolejny raz przejeżdżamy przez Krempachy. No i drugi raz przez Nową Białą, bo zamierzamy wrócić przez Trybsz i Niedzicę. Po minięciu Nowej Białej mijamy bardzo piękny skalny rezerwat. To Przełom Białki podKrempachami. Nie zatrzymujemy się tam, bo byliśmy tam już dwukrotnie, a poza tym nie mamy na to dzisiaj już czasu.



W Trybszu są dwa kościoły pw. św. Elżbiety Węgierskiej. Starszy, drewniany z II poł. XVI wieku. Zbudowany z drewna modrzewiowego bez użycia gwoździ. Jak wszystkie tutejsze starsze kościoły, został przejęty przez protestantów i odzyskany w XVII wieku przez katolików. Wtedy to został poddany gruntownemu remontowi. Powstała wtedy unikatowa, jedna z najwcześniejszych w Polsce, barokowa polichromia. Tłem dla scen z postaciami są widoki krajobrazu pienińskiego i tatrzańskiego, jedne z najstarszych panoram tego regionu. Niestety, świątynia też jest na głucho zamknięta i nie można jej zobaczyć w środku. Zresztą podobnie, jak stojący obok murowany kościół, wybudowany na pocz. XX wieku.


Ostatni przystanek robimy w Łapszach Wyżnych przy kościele. pw. św. Piotra i Pawła. Powstał w wieku XVIII. To kościół barokowy, nazywany ponoć perłą rokoka Spiszu, ma bowiem piękne rokokowe wyposażenie. Drzwi do przedsionka są otwarte, więc mamy nadzieję coś zobaczyć. Ale okazuje się, że w środku jest jeszcze zamknięta krata i drewniane, lite drzwi. Ale po naciśnięciu klamki okazują się otwarte. Tyle, że jak je szerzej otworzymy, to już nie zamkniemy, bo nie pozwoli na to krata. A kościół jest ogrzewany. Marek wpada na genialny pomysł. Idzie do samochodu po kij trekkingowy. Zahaczamy uchwytem za klamkę i otwieramy drzwi. Coś możemy zobaczyć, chociaż zdjęcie wychodzi kiepskie. A potem przy pomocy kijka dociągamy skrzydło drzwi i je zamykamy. 

Teraz już wracamy, żeby zdążyć przed zmierzchem do domu. Jesteśmy bardzo zadowoleni z wycieczki. Mieliśmy świetną pogodę. Objechaliśmy spory kawałek polskiej części Spiszu. Sporo się dowiedzieliśmy i zobaczyliśmy. Najbardziej zadowoleni jesteśmy w sumie z wizyty we Frydmanie, a zwłaszcza, że udało nam się zobaczyć tamtejsze piwnice winne, co nie jest łatwe.



Pieniny Kotlina Orawsko-Nowotarska Trybsz Frydman Krempachy Nowa Biała Łapsze Wyżne Dursztyn
Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.