Tatry - 22 stycznia 2018
Marzył mi się zimowy wyjazd w Tatry. Ponieważ cały czas mówi się o złych warunkach w górach (o czym się sama przekonałam w sobotę) pomyślałam o Dolinie Chochołowskiej, zwłaszcza, że nie miałam z kim pojechać. Byłam na Polanie Chochołowskiej i w schronisku tylko raz, i to bardzo dawno temu. Była wtedy brzydka pogoda i dolina zrobiła na mnie nienajlepsze wrażenie, więc pora, żeby zobaczyć ją w zimie i może polubić. W każdym razie tam na pewno da się chodzić i będzie bezpiecznie.
Zachęcona dobrymi prognozami pogody, zaplanowałam wczesny wyjazd. Wstałam, spakowałam się, zjadłam obowiązkową jajecznicę na boczku i o szóstej wyszłam z domu. Było jeszcze ciemno i zdaje się spory mróz, ale byłam pełna optymizmu.
Po drodze podziwiałam piękny zachód księżyca. W okolicach Jeziora Czorsztyńskiego była lekka mgła, tak, że wschodu słońca niestety nie zobaczyłam. Za Nowym Targiem pokazało się błękitne niebo i góry. Z lewej strony bielały Tatry, a z prawej majestatyczna Babia Góra. Było pięknie. Tylko niepokoiła mnie temperatura. Chwilami spadała nawet do 20 stopni poniżej zera.
Wjechałam na pusty parking przy Siwej Polanie. Wiszący tam termometr pokazywał -19oC. Trudno, na pewno potem się ociepli. Byłam dobrze ubrana, więc nie bałam się mrozu. Ale po chwili marszu dotarło do mnie, że słońca, na które liczyłam, to ja w tej dolinie raczej nie zobaczę. Turystów nie było, szłam całkiem sama. Dopiero w połowie drogi minęły mnie trzy młode dziewczyny. I to tyle.
Wszystkie szlaki, odchodzące od Doliny Chochołowskiej były przetarte. Zaczęłam żałować, że nie wybrałam się na Polanę Stoły, bo szlak też byłby na pewno przetarty, a byłoby słońce. Cóż, może przynajmniej na Polanie Chochołowskiej będzie lepiej.
I było. Sporo słońca i zdecydowanie cieplej. Polana Chochołowska jest piękna. I te malownicze szałasy! Wycieczka zaczęła mi się podobać. Myślałam, że zobaczę też kapliczkę, ale nie było do niej dojścia.
Postanowiłam, że zanim pójdę do schroniska coś zjeść, to sobie pospaceruję. Poszłam żółtym szlakiem prowadzącym na Grzesia, bo liczyłam na to, że może ktoś tamtędy wytupał dróżkę do kapliczki. Niestety nie, ale szlak był tak zachęcający, że postanowiłam pójść nim kawałek. Może będą jakieś widoki?
Doszłam w ten sposób do rozwidlenia szlaków. Na Grzesia była godzina, więc nie mogłam tam pójść, bo była już prawie dwunasta, a ja musiałam być na parkingu o trzeciej, żeby dojechać do domu przed zmrokiem. Ale na Bobrowiecką Przełęcz było tylko 5 minut, więc licząc na jakieś widoki, postanowiłam ją zaliczyć. Było tam bardzo ładnie, więc zjadłam na niej drugie śniadanie i wróciłam na rozwidlenie szlaków, żeby zejść pod schronisko.
Ale było tak pięknie, ciepło i bezwietrznie. I szlak tak pięknie przetarty… Zaczęłam się wahać. Może już nigdy nie będę miała okazji… Rzadko zimą są tak świetne warunki. I nie będzie mi się znowu chciało iść tą długachną doliną… Skoro tu już jestem, to grzechem byłoby zrezygnować. Trudno, wrócę po ciemku! Bardzo tego nie lubię, ale coś za coś. Paryż wart jest mszy!
Zachęcona dobrymi prognozami pogody, zaplanowałam wczesny wyjazd. Wstałam, spakowałam się, zjadłam obowiązkową jajecznicę na boczku i o szóstej wyszłam z domu. Było jeszcze ciemno i zdaje się spory mróz, ale byłam pełna optymizmu.
Po drodze podziwiałam piękny zachód księżyca. W okolicach Jeziora Czorsztyńskiego była lekka mgła, tak, że wschodu słońca niestety nie zobaczyłam. Za Nowym Targiem pokazało się błękitne niebo i góry. Z lewej strony bielały Tatry, a z prawej majestatyczna Babia Góra. Było pięknie. Tylko niepokoiła mnie temperatura. Chwilami spadała nawet do 20 stopni poniżej zera.
Wjechałam na pusty parking przy Siwej Polanie. Wiszący tam termometr pokazywał -19oC. Trudno, na pewno potem się ociepli. Byłam dobrze ubrana, więc nie bałam się mrozu. Ale po chwili marszu dotarło do mnie, że słońca, na które liczyłam, to ja w tej dolinie raczej nie zobaczę. Turystów nie było, szłam całkiem sama. Dopiero w połowie drogi minęły mnie trzy młode dziewczyny. I to tyle.
Wszystkie szlaki, odchodzące od Doliny Chochołowskiej były przetarte. Zaczęłam żałować, że nie wybrałam się na Polanę Stoły, bo szlak też byłby na pewno przetarty, a byłoby słońce. Cóż, może przynajmniej na Polanie Chochołowskiej będzie lepiej.
I było. Sporo słońca i zdecydowanie cieplej. Polana Chochołowska jest piękna. I te malownicze szałasy! Wycieczka zaczęła mi się podobać. Myślałam, że zobaczę też kapliczkę, ale nie było do niej dojścia.
Postanowiłam, że zanim pójdę do schroniska coś zjeść, to sobie pospaceruję. Poszłam żółtym szlakiem prowadzącym na Grzesia, bo liczyłam na to, że może ktoś tamtędy wytupał dróżkę do kapliczki. Niestety nie, ale szlak był tak zachęcający, że postanowiłam pójść nim kawałek. Może będą jakieś widoki?
Doszłam w ten sposób do rozwidlenia szlaków. Na Grzesia była godzina, więc nie mogłam tam pójść, bo była już prawie dwunasta, a ja musiałam być na parkingu o trzeciej, żeby dojechać do domu przed zmrokiem. Ale na Bobrowiecką Przełęcz było tylko 5 minut, więc licząc na jakieś widoki, postanowiłam ją zaliczyć. Było tam bardzo ładnie, więc zjadłam na niej drugie śniadanie i wróciłam na rozwidlenie szlaków, żeby zejść pod schronisko.
Ale było tak pięknie, ciepło i bezwietrznie. I szlak tak pięknie przetarty… Zaczęłam się wahać. Może już nigdy nie będę miała okazji… Rzadko zimą są tak świetne warunki. I nie będzie mi się znowu chciało iść tą długachną doliną… Skoro tu już jestem, to grzechem byłoby zrezygnować. Trudno, wrócę po ciemku! Bardzo tego nie lubię, ale coś za coś. Paryż wart jest mszy!
Było tak wspaniale, jak tylko można sobie wymarzyć zimową wycieczkę w Tatry! A Tatry zimą są piękne!
Powrót Doliną Chochołowską był bardzo dłuugi… Do Siwej Polany doszłam już bardzo zmęczona. I dwugodzinna jazda po ciemku przy sporym ruchu w stronę Zakopanego dała mi mocno w kość. Ale widziałam piękny, tym razem wschód, księżyca.
I dawno nie byłam taka szczęśliwa!
Tatry Dolina Chochołowska Przełęcz Bobrowiecka