Beskid Sądecki - 6 grudnia 2020
Przez Łącko przechodzi żółty szlak, idący od Modyni w Beskidzie
Wyspowym, a potem przez Koziarz, Dzwonkówkę, Bereśnik dociera do Szczawnicy,
wchodzi na Palenicę i Szafranówkę, a kończy się po słowackiej stronie, w Leśnicy. Przeszkodę stanowi dla niego Dunajec
właśnie w Łącku. Do tej pory nie można było przejść na drugą stronę, bo nie było
mostu. Za to była przeprawa tratwą na drugą stronę. Był tam zatrudniony
przewoźnik na etacie, który przewoził wszystkich, którzy chcieli dostać się na
z jednego brzegu na drugi. Mieszkańców przysiółków na Cebulówce i oczywiście
turystów. Podnosiło to atrakcję tego szlaku.
Jakoś nigdy nie
miałam okazji nim przejść, aż do 2017 roku, kiedy wybraliśmy się z Markiem na
poszukiwania koniczyny pannońskiej. Przewoźnik powiedział, że już niedługo
powstania tu kładka i przeprawa zostanie zlikwidowana. Cieszyliśmy się, że jeszcze udało się nam na nią załapać.
Kładka została oddana do użytku w ubiegłym roku. Stanowi jeden z elementów sieci ścieżek rowerowych, zbudowanych ostatnio w dolinach Dunajca (Velo
Dunajec) i Popradu (Aquavelo).
Od jakiegoś już czasu planowałam ją zobaczyć, i przy okazji trochę się przejść. Latem można by zaplanować jakąś dłuższą wycieczkę. Teraz musiałam ograniczyć się do wdrapania na
grzbiet Cebulówki i powrót tą samą drogą.
Szlak obecnie został poprowadzony nieco inaczej. Wydłużył się
przynajmniej o kilometr. Trzeba dotrzeć najpierw do kładki, przejść na drugą
stronę i betonową drogą dojść nad miejsce, skąd dawniej wychodził. Od pewnego
momentu idzie już tak samo. Bardzo stromą ścieżką prze bukowy las.
Wychodzi z lasu pod przysiółkiem na Bukowinie i dalej idzie
już grzbietem, znowu betonową, albo asfaltową drogą. Planowałam dotrzeć na
Okrąglicę Południową i wrócić. Ale tak byłam zajęta podziwianiem widoków, a na
dodatek byłam pewna, że szlak idzie cały czas drogą, że przegapiłam jego skręt. W pewnym momencie odbija on w lewo, na stromo schodzącą, wąską
ścieżkę w dół. A potem znowu wychodzi na betonową drogę, którą wspina się w stronę Koziarza.
Ja poszłam dalej grzbietem Cebulówki. Wyszło na dobre słońce, było pięknie i szło się tak przyjemnie, że dopiero po kilometrze zorientowałam
się, że dawno już nie widziałam znaków szlaku, który był wyjątkowo dobrze
oznaczony. Ale nie zmartwiłam się tym
zbytnio, bo ostatecznie było mi wszystko jedno, gdzie idę, byle by były ładne widoki,
a tu były szczególnie piękne. Dotarłam w ten sposób na szczyt o nazwie
Kobylnica albo Kobylica (685 m n.p.m.), a ponieważ droga schodziła dalej stromo w dół,
postanowiłam wrócić, zwłaszcza, że bardzo bolała mnie już noga.
Po drodze znalazłam miejsce, gdzie zeszłam ze szlaku, ale nie żałowałam, ba, byłam nawet z tego faktu zadowolona. Zobaczyłam coś nowego. Przeszłam jakieś 13 kilometrów, więc była to całkiem godna, jak na grudzień, wycieczka. Chociaż było ciepło i całkiem jeszcze jesiennie. A po opadach śniegu sprzed tygodnia nie pozostał nawet najmniejszy ślad.
Beskid Sądecki Pasmo Radziejowej Cebulówka Kobylnica