Małe Pieniny - 23 czerwca 2013
Zapamiętam tę wycieczkę do
końca życia. Od dłuższego czasu było bardzo burzowo i w związku z tym nie można się było nigdzie wybrać. A mnie nosiło. Bardzo. Wymyśliłam więc
sobie, że jak wstanę bardzo wcześnie i gdzieś pojadę, to wrócę jeszcze przed
popołudniowymi burzami.
Postanowiłam pojechać w Małe
Pieniny i przez Durbaszkę wejść na Wysoką, a potem wrócić przez Wąwóz Homole. Zachęcałam
Martę, żeby się ze mną wybrała, ale powiedziała, że o czwartej rano nie chce się
jej wstawać. Trudno. Pojadę sama.
Już przed szóstą byłam w Jaworkach. Rosa, malownicze mgły – bardzo mi się taki poranny spacer podobał. Kiedy
doszłam do schroniska na Durbaszce, wyjrzało słoneczko. Niebo nad Słowacją było
błękitne. Byłam bardzo zadowolona ze swojego pomysłu.
Pieniny Właściwe tonęły w malowniczych mgłach. Postanowiłam wejść jeszcze na Wysoki Wierch, żeby zrobić
stamtąd zdjęcie Trzech Koron wynurzających się z morza mgieł. Na szczycie nagle
otoczyła mnie gęsta mgła. Poczułam straszny, irracjonalny lęk. Porażona
strachem zbiegłam z powrotem ze szczytu. U podnóża mgły nie było. Spojrzałam na
niebo. Od strony Słowacji było ciemnogranatowe. A jeszcze kwadrans wcześniej było błękitne. Zamruczała burza.
Zaczęłam biec w stronę schroniska na Durbaszce. Pierwszy piorun uderzył, gdy byłam na wysokości krzyża, który postawiono tu na pamiątkę tragicznej śmierci czwórki turystów. Kilka lat temu właśnie w tym miejscu zginęli od uderzenia pioruna. Pamiętam, jak wtedy bardzo dużo się o tej śmierci mówiło. I o nieodpowiedzialności. Ja też uważałam, że po co wychodzili ze schroniska, jak zbliżała się burza. Przecież musieli widzieć, że nadchodzi. Sami sobie byli winni.
Biegłam w strasznym
poczuciu winy, że tak myślałam. Teraz już wiedziałam, że mogli tej burzy nie widzieć, ani
nie słyszeć. Tak jak ja. A nawet jeśli byli nieodpowiedzialni, to ja wcale nie byłam lepsza. I gdybym w tym miejscu
teraz zginęła, to słusznie by mi się
należało! Nie należy osądzać pochopnie innych. A najlepiej w ogóle.
Ale mimo to błagałam Boga o darowanie mi życia. Pioruny uderzały coraz bliżej. Byłam tak przerażona, jak
nigdy w życiu. Biegłam, chociaż wiem, że nie powinnam. Kiedy wpadłam na ganek
schroniska, lunął deszcz. I rozpętało się prawdziwe piekło. A ja byłam bardzo
szczęśliwa, że udało mi się tym razem nie zapłacić za głupotę.
Po kwadransie zadzwoniła Marta. Było wpół do ósmej. Obudziła ją ta straszna burza. Zdążyła już dotrzeć do Nowego Sącza. ”Jesteś w domu, prawda? Nie pojechałaś?” Musiałam się przyznać, że niestety, pojechałam, że właśnie być może cudem uniknęłam śmierci, ale jestem już bezpieczna w schronisku.
Już nie poszłam na Wysoką,
chociaż burza przeszła i wyjrzało słońce. Zajrzałam tylko jeszcze na chwilę do
Wąwozu Homole. I spotkało mnie tam, zważywszy na okoliczności, całkiem
niezasłużone szczęście. Znalazłam podejźrzona księżycowego – niezwykle rzadką,
maleńką paproć. Legendarny kwiat paproci.
Wąwóz Homole Małe Pieniny Durbaszka Wysoki Wierch Pieniny