Pogórze Ciężkowickie - 13 sierpnia 2023
Po znalezieniu kotewki orzecha wodnego w Siedliskach Jasielskich postanowiłam zagospodarować resztę dnia, ponieważ jechanie taki kawał drogi tylko po to, żeby sfotografować jakoś roślinkę, choć niezwykle rzadką, byłoby mocno nieekonomiczne. Postanowiłam zatrzymać się tu i ówdzie w drodze powrotnej.
Najpierw zaplanowałam podjechać do Binarowej, bo jest tam bardzo
stary drewniany kościół pw. św. Michała Archanioła, wpisany na listę UNESCO, więc powinien być otwarty, a jeszcze nigdy go nie widziałam w środku.
Wcześniej jednak postanowiłam zatrzymać się przy intrygujących mnie budynkach w Skołyszynie, a właściwie jego przysiółku o nazwie Lisówek. Stoi tam przy drodze okazały, ale mocno zrujnowany dwór. A po drugiej stronie drogi jakaś dziwna baszta i kawałki muru. Zawsze, jak tamtędy przejeżdżamy, to mnie ciekawi, co to jest. Teraz mam czas, więc się zatrzymuję. Okazuje się, że to dwór, zbudowany w wieku XVIII przez Józefa Tabaczyńskiego. Powstał prawdopodobnie na miejscu starszej i obronnej budowli, o czym świadczą kolebkowe piwnice, ale też kolebkowe sklepienia pomieszczeń mieszkalnych w skrzydle południowym, a także ukształtowanie terenu wokół obiektu. Budynek zbudowano w stylu klasycystycznym z kamienia i cegły. Podobno pod koniec XIX wieku w części pomieszczeń dworskich była gorzelnia.
Z zabudowy folwarcznej przetrwała oficyna dworska - tak
zwana rządcówka z 1850, przebudowana stodoła, ruiny stajni, waląca się obora
oraz charakterystyczna, intrygująca mnie wieża. Okazało się, że to dawny
silos na kiszonkę. Po wschodniej stronie dworu znajduje się ponoć zapuszczony staw z parkiem. Ale ze starych drzew nic nie pozostało.
Dwór wielokrotnie zmieniał właścicieli. Jednym z nich był Karol
Klobassa. Ziemianin, przemysłowiec, filantrop. Solidnie wykształcony –
studiował politechnikę w Wiedniu a także agronomię. Wspólnie z Ignacym
Łukasiewiczem i Tytusem Trzecieskim zawiązali spółkę naftową, a później dzięki
nim została stworzona Grupa Kapitałowa, w skład której wchodziły spółki
zajmujące się wierceniami, eksploatacją i rafinacją ropy. A jego kopalnia w Bóbrce była największą i najnowocześniejszą aż do I wojny światowej.
W 1950 roku utworzono tu Rolniczą Spółdzielnię Produkcyjną.
Zdaje się, że w 1997 roku dwór odzyskał potomek ostatniego z właścicieli.
Obecnie dwór jest w rękach prywatnych i niszczeje, bo jest
wystawiony na sprzedaż, a jego stan mało zachęca do kupna. Ale ja cieszę się, że się tu zatrzymałam i wreszcie udało mi się zaspokoić ciekawość.
Przed Bieczem skręcam na Binarową. Akurat kończy się msza. Parking jest cały zajęty, więc jadę
nieco dalej i znajduję sobie wygodne miejsce do zastawienia samochodu. Kiedy
wracam, jest już po mszy. I mam szczęście! Właśnie kościół zwiedza grupa turystów, i w związku z tym tutejsza przewodniczka opowiada bardzo ciekawie o jego historii i wyposażeniu.
Jest to niewątpliwie perełka. Jeden z najcenniejszych
drewnianych późnogotyckich kościołów w Polsce, a także w Europie. Powstał około
1500 roku na miejscu wcześniejszego, który spłonął. W XVI wieku dobudowana
została wieża. W XVII wieku świątynia została rozbudowana – powstała kaplica
Aniołów Stróżów, przebudowano chór, powiększono okna, zmieniono zwieńczenie
wieży.
Wewnątrz wspaniała, unikatowa polichromia z XVI i XVII
wieku. Tą z kaplicy Aniołów Stróżów zachwycał się ponoć Wyspiański i skopiował ją w kościele franciszkanów w Krakowie. Gotycka rzeźba Matki Boskiej Dzieciątkiem z końca XIV wieku oraz
cztery płaskorzeźby świętych Dziewic z pocz. XV wieku, kolejna figura Matki
Boskiej z Dzieciątkiem z I poł. XV wieku, pozostałe, bogate wyposażenie z XVI i XVII wieku.
Kościół został wpisany na Listę światowego dziedzictwa
UNESCO w 2003 roku.
Bardzo zadowolona, że
tu przyjechałam i udało mi się zobaczyć kościół wewnątrz, a przy okazji tyle się dowiedzieć, jadę dalej. W Rożnowicach zauważam drewniany kościół na niewielkim
pagórku. Zatrzymuję się obok niego. Znowu mam szczęście, bo okazuje się, że
jest otwarty.
To kościół pw. Św. Andrzeja Apostoła. Nie jest tak stary, jak poprzedni, bo został wybudowany dopiero w XVIII wieku. Ale jest też bardzo cenny, bo stanowi wybitny przykład zastosowania form barokowych w sakralnej architekturze drewnianej. No i ma bardzo ciekawą, unikatową wieżę. Jest ona wolnostojąca, przylega tylko do korpusu kościoła. A na całej wysokości ma liczne okapy. Wyposażenie świątyni jest późnobarokowe. Najstarszymi i najcenniejszymi zabytkami są dwa krucyfiksy – jeden z XIV, a drugi z XVI wieku.
Bardzo ciekawa jest w tym kościele belka tęczowa. Nigdy takiej jeszcze nie widziałam. Niestety w 1992 roku kościół został okradziony z kilku cennych zabytków, których nie udało się odzyskać. W tym samym roku miał tu miejsce pożar, od uderzenia pioruna. Spłonęła wieża, dach i zabytkowe organy. Polichromia z XVIII wieku zachowała się częściowo na ścianach. Ta na sklepieniu, z XIX wieku, uległa zniszczeniu.
Wieża została odbudowana w latach 2010-11, a reszta kościoła do 2018 roku. Znowu jestem bardzo zadowolona, że się tu zatrzymałam.
W Rzepienniku Biskupim powstała ścieżka edukacyjna „108
minut”, którą znalazłam na mapie. Powstała przy tutejszym Obserwatorium Astronomicznym im. Królowej Jadwigi w 60. rocznicę lotu w kosmos Jurija Gagarina. Pomysłodawca utworzenia tej ścieżki
był Bogdan Wszołek, który jest
właścicielem tutejszego, a pierwszego w Polsce prywatnego obserwatorium astronomicznego.
Cały szlak prowadzi w większości także po jego prywatnym terenie. Przejście
trasy zajmuje dokładnie 108 minut, bo tyle trwał pierwszy lot w kosmos. Wzdłuż
trasy rozmieszczonych jest 7 przystanków.
Jestem zaciekawiona tą ścieżką, bo ostatecznie wychowałam
się na kulcie Jurija Gagarina. Nawet, zdaje się uczyłam się na pamięć jakiegoś
o nim wierszyka.
Panuję dojście do ścieżki nie z Rzepiennika Biskupiego, a z Turzy. Trochę to skomplikowane, ale zatrzymany tutejszy mieszkaniec dokładnie mi wyjaśnia, jak mam tam dojechać. Nie dojeżdżam, tak, jak mi kazał, pod same obserwatorium, bo dla mnie ta droga nie jest „przejezdna”. Zatrzymuję się przy drodze tuż pod szlakiem i podchodzę te pół kilometra pieszo. Wychodzę pod obserwatorium. Rzeczywiście, jest tu ciekawie i sporo do oglądania. Zdaje się, że można tu umówić się na zwiedzanie i jakieś warsztaty, ale tego nie udało mi się ustalić. Pewnie trzeba zadzwonić.
Ja idę dalej ścieżką, ale po pewnym czasie znaki szlaku znikają, na mojej mapie offline nie mam tej ścieżki zaznaczonej, a Internet nie ma tu zasięgu. Ponieważ sama ścieżka mnie zbytnio nie interesuje, bo to, co chciałam zobaczyć, już zobaczyłam, to wchodzę do lasu, zamierzając tamtędy wrócić do samochodu.
I od razu znajduję dorodną kanię czubajkę i dwa prawdziwki.
A potem jeszcze sporo prawdziwków, kozaków i kilka moich ulubionych, od czasów
dzieciństwa spędzanego u babci, gołąbków zielonawych. Zapełniam nimi mój
plecaczek, torbę na aparat, a część niosę w ręce, bo już mi się nie mieszczą.
Nie przypuszczałam, że moja botaniczno-krajoznawcza wyprawa zakończy się
grzybobraniem!
Wracam do domu. Włączam nawigację. Prowadzi mnie jak zwykle
trochę dziwnie, bo mocno naokoło, ale za to główną drogą. Ale tym razem jestem
jej wdzięczna, bo przejeżdżam przez miejscowość o nazwie Ostrusza. Najpierw
zauważam okazały cmentarz z I wojny światowej, więc się przy nim zatrzymuję. To
cmentarz nr 413. Jest tu pochowanych ponad 330 żołnierzy, w większości
rosyjskich. Mimo, że już przecież to od dawna wiem, to znowu zaskakuje mnie
idea tak szlachetnego obchodzenia się z ciałami poległych wrogów. Powołania przez Austrię podczas I wojny światowej specjalnej instytucji – Wydziału Grobów
Wojennych. Specjalne jednostki wojskowe zajmowały się wyłącznie godnym
chowaniem (także ekshumacjami) poległych żołnierzy (swoich i wrogów) i budowaniem wojennych cmentarzy.
A potem znowu zatrzymuję się na chwilę, bo przede mną
wyrasta ogromna skalna ściana. To stary kamieniołom. Okazuje się, że warto się
tu było zatrzymać, bo jest to największe odsłonięcie piaskowców na Pogórzu
Ciężkowickim. Ma długość około 100 metrów, a wysokość do 20 metrów.
Dojeżdżam do Ciężkowic. Przejeżdżam przez zatłoczony rynek i jadę w stronę Bobowej. Po drodze, obok słynnego Skamieniałego Miasta jest taka
ogromna ilość samochodów, że nigdy ich tu tyle nie widziałam. No, ale ostatnio
oddano tu do użytku nowa atrakcję turystyczną – ścieżkę w koronach drzew, więc
nie ma się czemu dziwić. Trzeba będzie się tu kiedyś wybrać, jak ta atrakcja
trochę spowszednieje.
Mimo upału dzień miałam bardzo udany. Cel wyprawy został
osiągnięty, bo znalazłam kotewkę orzech wodny. No i zobaczyłam kilka ciekawych
miejsc, dowiedziałam się sporo nowych rzeczy, miałam krótki, relaksujący spacer
po lesie i nazbierałam przy okazji sporo grzybów. Tylko ich czyszczenie nie
było fajne!
Pogórze Ciężkowickie cmentarze wojenne Binarowa Rożnowice Rzepiennik Biskupi Ostrusza