Pod Hyrlatą i w Smolniku - 9 sierpnia 2021
Znowu Bieszczady. Tym razem tylko jeden dzień. Kończy właśnie kwitnąć kruszczyk Greutera. Pokazano mi jego stanowisko poprzednim razem, ale miał dopiero pąki. Nie bardzo chce mi się jechać, zwłaszcza, że mam bardzo dużo innych obowiązków, ale botaniczna pasja zwycięża, i jadę, mimo niepewnej pogody.
Kruszczyk Greutera to ponoć najmłodszy gatunek kruszczyka, rozpoznany stosunkowo niedawno, w latach 80. XX wieku. Wyodrębniony z kruszczyka szerokolistnego. Występuje w Europie Środkowej.
Został już odnaleziony w kilku miejscach w Polsce, ale ma pewnie więcej stanowisk. Tylko kilku nielicznych naukowców potrafi go rozpoznać. Ja na pewno tego bym nie potrafiła, wiec cieszę się z możliwości sfotografowania go na zweryfikowanym przez fachowców stanowisku.
Podczas powrotu do domu zamierzam zatrzymać się jeszcze w Smolniku, bo za każdym razem kusi mnie drogowskaz.
Zatrzymuję się na chwilę pod odejściem szlaku na Hyrlatą (1103 m n.p.m.). Zrobiła się piękna pogoda, więc postanawiam zrobić sobie spacer, bo szlak początkowo prowadzi widokowymi łąkami. Przejeżdża tędy słynna bieszczadzka kolejka wąskotorowa. Podczas spaceru cały czas ją słychać, z bliska, lub z oddali. Tworzy to specyficzny klimat.
A potem, z ciekawości,
skręcam razem ze szlakiem w las i zaczynam się wspinać. Przechodzę jakąś jedną
czwartą drogi i decyduję się na powrót. Nie jestem przygotowana, nie mam ze
sobą nawet kijków. A szlak jest stromy i błotnisty. Poza tym cały czas w lesie.
No i potrzeba na to trochę czasu, a już dochodzi trzecia. Wolę pojechać do Smolnika.
Ale na pewno tu wrócę w przyszłym roku i wejdę wtedy na Hyrlatą. Tylko już to
sobie zaplanuję.
Skręcam na Smolnik. Cały czas myślę o drewnianej, wpisanej
na listę UNESCO cerkwi. Widziałam ją już dwa razy. Ale mam ochotę jeszcze raz.
Okazuje się, że popełniam kardynalny błąd. Mylę ze sobą dwie bieszczadzkie miejscowości:
Smolnik nad Sanem ze Smolnikiem nad Osławą. Cóż…
Smolnik nad Sanem, jest położony w okolicach Lutowisk. Byłam
tam pierwszy raz przy okazji wizyty w rezerwacie „Śnieżyca wiosenna w
Dwerniczku”. Tam właśnie jest ta piękna, drewniana cerkiew.
Natomiast Smolnik nad Osławą leży właśnie na trasie Komańcza
– Cisna, którą ostatnio ciągle przemierzam.
Jadę, i oczywiście niczego sobie nie przypominam. Zwłaszcza,
jak przejeżdżam kolejne, drewniane i wąskie mostki. Cerkiew znajduję, ale to
murowana, duża świątynia. Dociera do mnie, że się pomyliłam. Ale wcale nie
jestem rozczarowana. A nawet się cieszę, bo zobaczyłam znowu nieznany mi, a piękny kawałek Bieszczadów.
Smolnik nad Osławą to mała wieś w gminie Komańcza. Jest położona bardzo malowniczo, wśród wzgórz
i nad wijącą się rzeką o stromych, kamienistych brzegach. Jest tu cicho i spokojnie. Czas jakby
zatrzymał się w miejscu. To jedna z najstarszych wsi w regionie. Powstała na
początku XVI wieku. Lokowana na prawie wołoskim przez
hetmana koronnego i wojewodę krakowskiego Mikołaja Kamienieckiego. Przed I wojną światową była dużą i ludną
wsią. Tuż po II wojnie światowej była schronieniem dla oddziałów UPA. Zniszczona, została
częściowo odbudowana. Zachowało się kilka chat łemkowskich. Żyją tu obecnie
przedstawiciele aż pięciu religii: katolicy, grekokatolicy, prawosławni, świadkowie
Jehowy i wyznawcy Kriszny. We wsi znajduje się schronisko „Nad Smolnikiem” i lądowisko dla awionetek i szybowców. A także produkowane są ponoć pyszne sery.
Przez Smolnik prowadzi czarno-żółty pieszy szlak
turystyczny „Szlak śladami dobrego wojaka Szwejka” z Przełęczy Radoszyckiej do
Sanoka.
Cerkiew pw. św. Mikołaja w Smolniku została zbudowana jako
cerkiew greckokatolicka w 1806 roku. W czasie II wojny światowej, w 1944 roku, uszkodzeniu uległy wieża i dach świątyni.
W latach 1956-61 była użytkowana przez parafię katolicką w Komańczy. Potem zamknięta i w tym czasie
okradziona z części ikon i sprzętu liturgicznego. Od 1968 roku ponownie użytkowana
jako kościół katolicki. Kilkakrotnie remontowana. Przy dużym współudziale
mieszkańców. Obecnie z cerkwi korzystają zarówno katolicy, jak i grekokatolicy.
Świątynia zbudowana w stylu barokowym. W środku zachowała
się polichromia i niekompletny ikonostas. A także ołtarze boczne. Na ścianach
marmurowe epitafia poświęcone dawnemu parochowi Smolnika, ks. Bazylemu
Ławrowskiemu, i jego żonie, którzy także byli właścicielami Smolnika i chyba
inicjatorami budowy tej cerkwi. Na
froncie wieży portret św. Mikołaja – patrona świątyni.
Ciekawym obiektem jest murowana, dwukondygnacyjna dzwonnica.
Robię sobie potem mały spacer nad Osławą, zaciekawiona jej stromymi, kamienistymi brzegami. A potem wracam już do domu. W głowie pojawiają się nowe pomysły na kolejne wycieczki w te strony. Bo coraz bardziej je lubię.
Bieszczady Hyrlata Smolnik nad Osławą