Okolice Baligrodu, Kulasznego i Komańczy - 15-16 lipca 2021
Bardzo botanicznie spędzam w tym roku wakacje. Znowu jadę do
Baligrodu. Dowiedziałam się, że rośnie tam kolejna interesująca mnie roślina,
tajęża jednostronna. Jeden z tamtejszych leśniczych obiecał mi ją pokazać.
Zabieram po drodze drugiego, już znajomego mi pana Marka, bo też chciałby ją
sfotografować i jedziemy razem.
Na miejscu okazuje się jednak, że tajęża w tym roku „zastrajkowała”.
Jest tam spore stanowisko, na którym w ubiegłym roku kwitła obficie – w tym wypuściła tylko kilka łodyżek kwiatowych, a i te w większości uschły. Cóż, nie
mam szczęścia – ale storczyki już takie są. Żeby zakwitły, muszą mieć
odpowiednie warunki. A ten rok raczej roślin nie rozpieszcza. No ale jedną, co
prawda jeszcze nierozkwitłą, udaje się nam znaleźć. Tak, że nie do końca
wracam z niczym.
Nasz Gospodarz, w ramach rekompensaty, zabiera nas w okolice
rezerwatu Woronikówka, który z wiadomych względów bardzo chciałabym zobaczyć. W pobliżu prowadzi zielony szlak. Robimy sobie spacer jego fragmentem,
prowadzącym szczytem grani. Sam rezerwat położony jest w połowie bardzo stromego zbocza poniżej
szlaku. Zejście tam byłoby dość ekstremalne, więc nie nalegam, zwłaszcza, że
chronione w tym rezerwacie cisy są ponoć w nienajlepszym stanie.




Wracając, zatrzymujemy się kilkakrotnie przy
stanowiskach ciekawych roślin – widzę po raz pierwszy świbkę błotną –
niepozorną, ale bardzo ciekawą roślinę. A także bardzo upragnioną przez mnie
centurię nadobną. Nie przypuszczałam, że to takie maleństwo jest! Niestety,
wszystkie okazy mają stulone płatki. No i bardzo ciekawą odmianę mojego
ulubionego storczyka błotnego – taką o zielono-białych kwiatach.
Potem jeszcze stanowisko mieczyka
dachówkowatego, rośliny bardzo rzadkiej w Bieszczadach – to dla pana Marka, bo
jeszcze nigdy nie widział tej pięknej, efektownej rośliny. Szkoda, że już
zaczął przekwitać, ale stanowisko jest bogate.
Te kilka godzin w lesie, w towarzystwie dwóch leśniczych, było dla mnie ogromną przyjemnością. Sporo zobaczyłam i sporo się nauczyłam. A, mimowolnie przysłuchując się rozmowie obu panów, dużo dowiedziałam się o pracy leśników. Oczywiście, że wiedziałam, że to bardzo ciężka praca jest, ale nie do końca uświadamiałam sobie, jakie stoją przed nimi dylematy – z jednej ochrona lasu i przyrody, a z drugiej produkcja drewna. Nie jest to chyba łatwo pogodzić!
Rano wstaję wcześnie, miało być deszczowo, a tymczasem jest piękny poranek. Cichutko się pakuję i opuszczam pensjonat.
Postanawiam wrócić górą, przez Kulaszne. Zatrzymuje się jeszcze przy stanowisku
centurii nadobnej – najpierw czekam godzinę żeby to miejsce oświetliło słońce,
potem drugą, w nadziei, że któraś z malutkich roślinek rozchyli płatki i będę
mogła zrobić jej zdjęcie. Niestety, nic z tego nie wychodzi. Ale to w sumie nie
był stracony czas, bo poplątałam się trochę i znalazłam czosnek, ten sam, który
tydzień temu znalazłam w Komańczy. Miałam tam wrócić, żeby go dokładnie
obejrzeć. Teraz już nie musiałam. Ustaliłam, że to czosnek wężowy.
Po drodze zatrzymałam się w Tarnawie Górnej
przy ruinach greckokatolickiej cerkwi pw. Zaśnięcia Najświętszej Maryi
Panny. Została ona zbudowana w 1817 roku przez rodzinę
Truskolaskich, ówczesnych właścicieli wsi. Po 1947 roku, świątynia stała
opuszczona. Wyposażenie zostało wywiezione, podobno do cerkwi w Hoczwi, gdzie
spłonęło w wyniku pożaru. Budynek cerkwi, pozbawiony opieki, niszczał i zamienił się w ruinę. Szkoda.
Następny przystanek robię sobie w Czaszynie,
przy cerkwi pw. św. Mikołaja Cudotwórcy. Powstała w 1835 roku na miejscu
wcześniejszej. Została zbudowana z inicjatywy ówczesnej właścicielki wsi,
Apolonii Łemkowskiej. Po Akcji „Wisła” i wysiedleniu ludności łemkowskiej
została zamieniona na kościół katolicki. W latach 50. i 60. ubiegłego wieku świątynia była remontowana i usunięto wtedy kopuły, dobudowując wieżę i sygnaturkę, zatarta
została też trójdzielność bryły. Obecnie, po wybudowaniu we wsi nowego
kościoła, dawna cerkiew pełni rolę kaplicy pogrzebowej.
Wdrapuję się stromymi serpentynami do
Kulasznego. Tu na szczycie jest kolejna cerkiew i cmentarz. Kiedyś w Kulasznem
była drewniana greckokatolicka cerkiew pw. św. Michała Archanioła, zbudowana na
pocz. XX wieku Niestety, spłonęła w 1974 roku. Na jej miejscu w latach 2004-2008
zbudowano nową świątynię.
Na cmentarzu pochowany jest Jędrek Połonina
(Andrzej Wasielewski). Rzeźbiarz, malarz, rysownik, poeta i bard bieszczadzki.
Był bardzo popularny. Jego prace plastyczne były inspirowane folklorem
wschodniokarpackim. Stworzył słynne dusiołki, czyli drewniane figurki diabełków bieszczadzkich – biesów i czadów. Swoją popularność zawdzięczał głównie niezwykłej osobowości. Prowadził włóczęgowski styl życia, hodował konie i nie
rozstawał się z kowbojskim kapeluszem. Uważano go za jednego z najwybitniejszych ”zakapiorów” bieszczadzkich. Przyjaźniło się z nim wielu
wybitnych polskich artystów, m.in. Magda Umer.
Pod cmentarzem w Kulasznem czeka na mnie miła
niespodzianka – rośnie tu pełno centurii nadobnej i na dodatek jest w pełnym
rozkwicie!
Robię sobie krótki spacer polną drogą nad
serpentynami. Jest tu bardzo pięknie.
Przed Komańczą zauważam skręt do cerkwi w Turzańsku. Jeszcze jej nigdy nie widziałam, więc pora to nadrobić. Prawosławna cerkiew pw. św. Michała Archanioła powstała w latach 1801-1803. Po Akcji „Wisła” użytkowana do 1961 roku przez katolików, w 1963 roku została zwrócona Kościołowi Prawosławnemu.
Cerkiew w 2013 roku została wpisana na Listę
Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jest typową cerkwią łemkowską, trójdzielną, ale
ma dodatkowo dobudowane dwie zakrystie, nad którymi także są kopuły. Obecnie
prowadzone są przy świątyni intensywne prace remontowe. Warto tu będzie wrócić
za rok i zobaczyć ją w pełnej krasie, bo jest rzeczywiście piękna.
Potem jeszcze przystanek przy cerkwi w Wisłoku Wielkim. Na małym pagórku stoi tu dawna cerkiew greckokatolicka pw. św. Onufrego, z poł. XIX wieku. Obecnie kościół katolicki.
Po drodze zatrzymuję się jeszcze przy
rezerwacie Przełom Jasiołki. Mam tam coś do sprawdzenia, więc robię sobie
spacer ścieżką prowadzącą przez rezerwat. Rośnie tu mnóstwo języcznika
zwyczajnego i wiele innych, rzadkich gatunków roślin. Według mnie najpiękniej
jest tu na przełomie maja i czerwca.
To były kolejne dwa piękne dni w Bieszczadach. Mam nadzieję, że nie ostatnie!
Bieszczady Beskid Niski Góry Sanocko-Turczańskie Wisłok Wielki Turzańsk Kulaszne