Lasumiła i Korbania - 7 lipca 2021
Dzisiaj postanowiłam wejść na Korbanię (894 m n.p.m.). Z Bukowca, bo wypatrzyłam na mapie, że wychodzą stamtąd dwa gminne szlaki: czerwony, a drugi zielony, na oko bardzo krótki. Postanawiam się nim właśnie dostać na szczyt, bo upał ma być sporo powyżej 30 stopni. No i zwłaszcza, że ten szlak cały czas prowadzi lasem. Normalnie nie byłabym zachwycona, ale dzisiaj to błogosławieństwo.
Po drodze zatrzymuję się w Jabłonkach, gdzie jest ścieżka przyrodnicza prowadząca do najgrubszej ponoć jodły w Polsce. To Lasumiła. W 2013 roku wiatr powalił najgrubszą do tej pory jodłę, rosnącą koło Pszczelin. Długo trwały poszukiwania i w końcu wytypowano jodłę rosnącą na terenie leśnictwa Jabłonki u stóp Łopiennika. Wybranka ma 519 cm w obwodzie i 35 m wysokości. Jej poprzedniczka była kilka metrów wyższa, ale za to minimalnie cieńsza. Ogłoszono konkurs na imię – wybór padł właśnie na Lasumiłę.
Dojazd jest bitą drogą z Jabłonek. Można podjechać pod staw, gdzie przygotowano miejsce parkingowe i dużą, wygodną wiatę dla turystów. Spora grupa może tu sobie zrobić grilla. W razie deszczu spokojnie pod dachem. Ja podjeżdżam jeszcze trochę dalej, bo nie ma zakazu i zatrzymuję się na następnym parkingu. Tutaj właśnie ścieżka przyrodnicza, oznaczona symbolem zielonej jodły, skręca do lasu. Stąd jest do celu około pół kilometra. Muszę powiedzieć, że taki poranny spacer lasem jest bardzo przyjemny.
Lasumiła jest rzeczywiście potężnym drzewem i robi wrażenie, chociaż na zdjęciach tego nie widać. Musiałby ktoś koło niej stanąć, wtedy byłoby porównanie.
Dalej jadę do Bukowca, żeby zrealizować główny cel tego dnia – zdobycie Korbani. Mijam wyjście ścieżek do Sinych Wirów i do Łopienki. O ósmej rano na parkingu jest jeden samochód. Obiecuję sobie, że następnym razem przyjadę tu właśnie o tej porze.
Zatrzymuję się jeszcze na chwilę w Terce, żeby przyjrzeć się dzwonnicy, jedynej pamiątce po cerkwi, rozebranej w 1957 roku.
W Bukowcu bez błądzenia udaje mi się znaleźć dojazd do szlaku. Jest pusto, poza jedną, sympatyczną rodziną ze Starogardu Szczecińskiego, na szlaku nie ma o tej porze nikogo. To króciutki szlak, wejście na szczyt zajmuje stąd tylko półtorej godziny.
O jedenastej wyruszam w drogę powrotną do domu. Może można by coś jeszcze zobaczyć, ale po dwóch dniach w palącym słońcu, nie mam już ochoty się męczyć.
Po drodze zatrzymuję się na chwilę w Osieku Jasielskim. Całkiem przyjemna i zadbana miejscowość. Jest tu jeden z najstarszych drewnianych kościołów w Polsce. Zbudowany został na pocz. XV wieku, rozbudowany w I poł. wieku XVII. We wnętrzu polichromia barokowa i bogate, także barokowe wyposażenie wnętrza. Obecnie kościół jest remontowany w środku.
Jeszcze tylko lody na rynku i powrót do domu. Jedzie się przyjemnie, bo słońce, które zwykle podczas powrotu z Bieszczadów świeciło prosto w oczy i oślepiało, teraz jest jeszcze wysoko.
Bardzo bałam się samotnego wyjazdu, zwłaszcza w Bieszczady. Okazało się, że nie było czego, poradziłam sobie świetnie, było wspaniale i mam zamiar jeszcze taki wyjazd w najbliższym czasie powtórzyć.
Bieszczady Korbania