Tatry - 23 sierpnia 2014
Przełęcz pod
Chłopkiem od dawna była moim marzeniem. Zwłaszcza, że rosła tam warzucha
tatrzańska. Po zdobyciu Rohaczy i Małego Koziego Wierchu uznałam, że jestem na jej zdobycie gotowa. Musiałam trochę się
napracować, żeby moi przyjaciele zechcieli się ze mną tam wybrać.
W ustalonym
przez nas terminie prognozowana pogoda nie była idealna, a też nienajgorsza.
Zdecydowaliśmy się wyruszyć.
To długa i wymagająca trasa. Chociaż zdobycie tej słynnej przełęczy nie okazało się tak
trudne, jak myśleliśmy, że będzie. Snujące się tego dnia nad Tatrami mgły
spowodowały, że sceneria była malownicza i trochę groźna. Ale szlak taki sobie.
Przeszliśmy już trudniejsze. Tyle, że długi.
Pod
przełęczą rosło mnóstwo roślin, niestety większość już przekwitła. Muszę
jeszcze kiedyś wybrać się tu w pierwszej połowie lipca. Na szczęście warzuchy
było mnóstwo. Dwójka turystów ze zdziwieniem przyglądała mi się, jak
fotografuję tę roślinkę. Oznajmiłam im, że tylko dla niej tu się wdrapałam. „To
niech Pani wykopuje, nikomu nie powiemy”. Roześmiałam się i powiedziałam, że
potrzebuję tylko jej fotografii, a w Tatrach niczego przecież nie wolno
wykopywać, a już na pewno nie takiego rzadkiego gatunku. Wtedy zdziwili się
jeszcze bardziej. No cóż…
Zaplanowaliśmy,
że tym razem się złamiemy, i od Morskiego Oka wrócimy bryczką. Ostatecznie za
zdobycie Przełęczy pod Chłopkiem należy nam się nagroda. Po zejściu z powrotem
do Morskiego Oka zaczęło padać. Ale i tym razem zaliczyliśmy całą trasę
honorowo, bo w kolejce do bryczek czekało już ze sto osób, a bryczki nie było
żadnej. Ostatecznie, zamiast czekać w deszczu godzinę albo dwie, zdecydowanie
lepiej jest iść. Mimo bólu nóg i zmęczenia.
Przemoczeni
i ledwie żywi dotarliśmy na parking. Ale za byliśmy z siebie bardzo dumni!
Przełęcz pod Chłopkiem Tatry Wysokie Tatry