Tatry - 9 sierpnia 2014
Po zdobyciu
Rohaczy bardzo się rozochociłam i zaczęłam namawiać syna w wycieczkę w Tatry. Wymyśliłam,
że pójdziemy na Mały Kozi Wierch, bo tam nigdy jeszcze nie byliśmy. Przy okazji
zaliczę Zawrat, bo wstyd się przyznać, tam też jeszcze nigdy nie byłam.
Syn nie
bardzo chciał pojechać: „No z PTT, albo z PTTK, albo jakby pan Marek pojechał…
Ale tylko z Tobą…”
Długo
musiałam namawiać i obiecać, że będę szła najszybciej jak potrafię. I że nie
będę robić zdjęć roślinom (jakby to było możliwe).
Na Halę
Gąsienicową dotarliśmy szybko. Zrobiłam tylko kilka zdjęć chabrowi alpejskiemu,
bo mi były bardzo potrzebne. Potem do podejścia na Zawrat też szłam sprawnie.
Nawet zostałam pochwalona.
Niestety, ugrzęzłam
w kolejce na Zawrat. Syn przeszedł bokiem, nad łańcuchami. Ja grzecznie szłam,
tak jak wszyscy. Po dotarciu zobaczyłam obrażoną minę młodego człowieka: „Dwadzieścia
minut tu już czekam!”. Żadne tłumaczenia, że to nie moja wina, nie pomagały.
Do Małego Koziego
szliśmy bardzo obrażeni jedno na drugie. W sporej odległości od siebie.
Potem trochę nam przeszło, ale nie do końca. Ale wycieczka i tak była bardzo udana. Mieliśmy świetną pogodę i zaliczyliśmy kolejny kawałek Orlej Perci.
Tatry Zawrat Mały Kozi Wierch Wysokie Tatry