Tatry - 6 lipca 2014
PTT wybierało się na Sławkowski Szczyt. Kiedyś go już zdobyłam i obiecałam sobie, że już
nigdy więcej. Nudne i monotonne wejście – skały, skały… i skały. Taka trochę
skalna pustynia. Człowiekowi ciągle się wydaje, że już dochodzi do szczytu, a szczyt ciągle się oddala. I trzeba wejść i zejść tą samą trasą.
Ale
postanowiłam się z nimi zabrać i zrobić
sobie przyjemny, samotny spacer do Doliny Wielickiej.
W kolejnych
piętrach tej doliny są kotlinki, a wśród nich Wielicki Ogród (Kvetnica) i Wyżni Wielicki Ogród (Horná Kvetnica). Już same nazwy tych kotlinek wskazują,
że jest tam mnóstwo wspaniałych roślin. Byłam tam tylko raz, w drodze na Małą
Wysoką i Rohatkę, ale zapamiętałam to miejsce jako rajski ogród. I wymyśliłam
sobie, że będę mogła się nim teraz do woli nacieszyć.
Wyjechałam
kolejką na Hrebionok, a potem poszłam do Doliny Wielickiej Magistralą
Tatrzańską. Pogoda była piękna, chociaż mogły przechodzić, jak to zwykle latem w Tatrach, burze. Szłam sobie niespiesznie, fotografując kolejne roślinki.
Dotarłam do
schroniska Śląski Dom (Sliezsky dom) i ruszyłam do góry. Zajęta przyglądaniu się roślinkom, nie
zauważyłam, że pogoda się zmieniła. Nagle zrobiło się ciemno i zaczął padać
deszcz. A ja byłam dopiero na wysokości Wielickiej Siklawy!
Musiałam dotrzeć wyżej!
Stałam chwilę w deszczu i nadsłuchiwałam. Nie grzmiało. Tylko deszcz się nasilał. Postanowiłam iść dalej. Kiedy minęłam próg, moim oczom ukazał się zupełnie inny widok, niż zapamiętałam. Cóż, powinnam była przewidzieć, że byłam tu na początku sierpnia, a teraz jest dopiero początek lipca. Zamiast łanów miłosny górskiej i omiega górskiego, kwitły teraz pełniki alpejskie. Mnóstwo. Gdyby nie ten deszcz, też byłoby pięknie. Ale cieszyłam się, że to nie burza. Znalazłam tam sporo ciekawych roślinek, mogłam im się spokojnie przyjrzeć i zrobić zdjęcia.
Ponieważ
miałam jeszcze dużo czasu, a deszcz przestał padać, poszłam w stronę Polskiego
Grzebienia. Poza mną nikogo więcej w całej dolinie nie było. Tylko ja, ponure,
szare niebo i ogromne góry. To dziwne, a zarazem trochę przerażające uczucie.
Człowiek czuje się bezbronną, zdaną całkowicie na łaskę natury istotką.
Zobaczyłam Polski Grzebień z jęzorem śniegu. Dwie osoby usiłowały z niego zejść na stronę Doliny
Wielickiej. Było widać, że jest bardzo ślisko i mają duże trudności. Jakoś
udało im się bezpiecznie dotrzeć na dół.
Zagrzmiało,
więc zaczęłam szybko wracać. Po pewnym czasie turyści z Polskiego Grzebienia mnie dogonili.
Dwójka młodych Polaków. Chłopak mający jakie takie doświadczenie i przyzwoite
buty. Zabrał dziewczynę na wycieczkę. Była w tenisówkach (a tam potrzebne były
raki i czekan). Może pierwszy raz w wysokich górach. I pewnie ostatni, bo była po
tym przejściu w szoku. Trzęsła się przeraźliwie i nie było z nią właściwie
kontaktu. Jej towarzysz wlókł ją za sobą. Szła jak automat. Mam nadzieję, że
bezpiecznie dotarli na dół.
Chłopak
powiedział, że jest zakaz przejścia przez Rohatkę z uwagi na panujące warunki (a oni złamali zakaz i przeszli).
Wyjaśniła się tajemnica, dlaczego było tak pusto.
Burza
przeszła bokiem. A jak wróciłam do Wielickiego Stawu, znowu wyjrzało słońce.
Bezpiecznie doszłam na Hrebionok. W sumie ja również tego dnia miałam sporo
szczęścia.
Nad
Sławkowskim też przechodziła burza, więc nie wszyscy z mojej grupy dotarli na
szczyt.
Tatry Dolina Wielicka Wysokie Tatry